Cichy Fragles

skocz do treści

Historia i Fantastyka (Sapkowski i Bereś)

Dodane: 17 lipca 2008, w kategorii: Literatura

Historia i fantastyka | Andrzej Sapkowski i Stanisław Bereś (SuperNOWA)

Pisząc o tej książce trudno uniknąć porównań z „Tako rzecze Lem” – szczególnie, że już pierwsze jej zdanie zaczyna się od słów „Stanisław Lem twierdzi”. A że rozmowy Beresia z Lemem darzę uwielbieniem, czcią i kultem, oznacza to zawieszenie poprzeczki na najwyższym możliwym pułapie. Czy możliwym do przeskoczenia, to kwestia dyskusyjna.

Już z zewnątrz widać, że o równym starciu nie ma mowy – mała i niezbyt gruba „Historia i fantastyka” nie wygląda zbyt okazale obok opasłej księgi, jaką jest „Tako rzecze…”, różnica objętości jest kilkakrotna, trudno więc liczyć na równie długie i głębokie dyskusje na temat życia, wszechświata i całej reszty. I faktycznie takich dyskusji tu za wiele nie ma. Niemal cała rozmowa kręci się wokół dwóch tytułowych tematów, przy czym „historia” to głównie Husyci, a „fantastyka” to głównie Wiedźmin. Rolę spójnika pełnią wspomnienia Sapkowskiego (począwszy od wypraw z dziadkiem na grzyby, przez karierę w handlu zagranicznym, skończywszy na sukcesach pisarskich i bojach z niekompetentnymi dziennikarzami)… i na tym w zasadzie się kończy.

Cóż, niecałe trzysta stron, mały format, duża czcionka – niewiele tu miejsca. Zamiast wywiadu-rzeki mamy w sumie wywiad-strumyk, który wspomnianej poprzeczki nawet nie próbuje przeskoczyć – tym bardziej, że i merytorycznie nie ma rewelacji. Choć, owszem, Sapkowski prezentuje jak zwykle stuprocentowy profesjonalizm, błyszczy erudycją, intelektem i swoim niepowtarzalnym poczuciem humoru („Fakt, że ludzi postrzega się jako rasę w masie swojej głupią, ciemną, złośliwą, agresywną, arogancką, samolubną, mającą tendencje do destrukcji i samodestrukcji, nie jest żadną mizantropią. Jest dowodem na dobrze rozwinięty zmysł obserwacji.”), imponuje też opanowaniem i żelazną konsekwencją, z jaką udaremnia wszelkie próby sprowadzenia rozmowy na manowce.

Niestety, Bereś nie stanął tym razem na wysokości zadania. W rozmowie z Lemem wprawdzie było widać, kto tu jest idolem, a kto wyznawcą – ale wyznawca przygotowany był doskonale i stanowił godnego partnera w dyskusji. Rozmowa z Sapkowskim sprawia natomiast wrażenie, jakby Bereś postanowił powstać z kolan i wyszło mu to tak zgrabnie jak, za przeproszeniem, Fotydze. Rozliczne pytania z tezą (a właściwie stwierdzenia, jak to ujął Sapkowski, „pozbawione znaku zapytania nawet pro forma”), ciągnięcie z uporem maniaka niektórych tematów, dopytywanie się kilka razy o to samo, a czasem po prostu głupie pytania – wszystko to nie wystawia Beresiowi za dobrej oceny. Aż dziw, że Sapkowski przez cały czas zachował anielską cierpliwość, z rzadka tylko subtelnie kpiąc z rozmówcy.

Na zakończenie tych narzekań dodam jeszcze uwagę odnośnie redakcji – podzielenie książki na rozdziały nie byłoby wielkim problemem, a na pewno treść zyskałaby na przejrzystości. Obecnie mamy bowiem groch z kapustą, wszystkie tematy równomiernie wymieszane na całej długości, co nie ułatwia znalezienia czegokolwiek. Ech, kiedy wreszcie powstaną książki z ctrl+f?

Ocena: 4+


Komentarze

Podobne wpisy