Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane – grudzień/styczeń

Dodane: 31 marca 2009, w kategorii: Literatura

Gnój (Wojciech Kuczok)

Gnój | Wojciech Kuczok (WAB)

Wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest to książka o ojcu znęcającym się nad synem. Owszem, taki wątek też się tu pojawia, ale tylko jako jeden z wielu. Przede wszystkim jest to bowiem historia paru pokoleń pewnej śląskiej rodziny – dawniej szlacheckiej, ale w wyniku dziejowych zawirowań zdegradowanej do poziomu nizin społecznych. Historia mocno skompresowana – cała „powieść” liczy sobie niecałe 200 stron małego formatu dużą czcionką (jak ja lubię tych wydawców, którzy tak dbają, żeby nie było za tanio), więc należałoby raczej mówić o opowiadaniu.

O treści dość powiedzieć, że doskonale pasuje ona do tytułu – życiorysy kolejnych członków rodziny to nieodmiennie żałosne przykłady zmarnowanego życia, pozbawionego sensu a pełnego frustracji; sami bohaterowie natomiast stanowią galerię nieudaczników, miernot i zwykłej hołoty, która nawet jeśli nie z własnej winy wylądowała w gnoju, to na pewno głównie z własnej winy tam pozostaje, wzajemnie się jeszcze przytrzymując, żeby ktoś przypadkiem nie wyszedł. Nic dziwnego, że narrator (którym jest wspomniany maltretowany syn) gardzi swoimi krewnymi i serdecznie im życzy, żeby się w tym gnoju wszyscy potopili.

O formie natomiast dość powiedzieć, że gdyby przekazywała ona ciekawszą treść, to mielibyśmy naprawdę świetną książkę, a tak mamy tylko efektownie napisaną powiastkę o tym, jakie to życie w nędzy (finansowej, umysłowej i moralnej) jest podłe. Szkoda, bo fraza Kuczoka jest naprawdę przednia, a język barwny i swobodny, dający sporą przyjemność z czytania – tyle, że głównie o banałach. Cóż, wypada mieć nadzieję, że w jego kolejnych utworach treść zacznie dorównywać formie. Potencjału mu na pewno nie brakuje.

Ocena: 4+

Księga jesiennych demonów (Jarosław Grzędowicz)

Księga jesiennych demonów | Jarosław Grzędowicz (Fabryka słów)

Grzędowicz stał się w ostatnich latach jedną z czołowych gwiazd polskiej fantastyki (głównie dzięki cyklowi „Pan lodowego ogrodu”), ale w jego debiutanckim zbiorze opowiadań widać co najwyżej bladą zapowiedź przyszłych sukcesów. O ile każde opowiadanie z osobna jak najbardziej się broni, o tyle zbiór jako całość wypada przeciętnie – trudno bowiem nie zauważyć, że wszystkie teksty opierają się na tym samym (czasem tylko lekko zmodyfikowanym) schemacie: w uporządkowanym racjonalnym świecie pojawia się element irracjonalny (postać lub przedmiot), który najpierw przynosi nieszczęśliwemu bohaterowi/bohaterce szczęście (a przynajmniej jego namiastkę), ale potem prowadzi do tragicznego końca, z czytelnym morałem „nie igraj z siłami, których nie rozumiesz”. W dodatku fatalny koniec jest łatwy do przewidzenia, bo przez długi czas wszystko idzie aż za dobrze i jasne jest, że historia nie miałaby większego sensu, gdyby tak zostało.

Tym niemniej, jak wspomniałem, z osobna każde opowiadanie się broni. A gdybym miał któreś wyróżnić, to przede wszystkim „Klub Absolutnej Karty Kredytowej”, który już znałem z „Wizji alternatywnych 4” (jako całość zdecydowanie lepszych niż „Księga…”). Wypada jednak wierzyć, że kolejne utwory Grzędowicza prezentują wyższy poziom. Rzesze czytelników nie mogą się mylić;-).

Ocena: 4

Miłość na Krymie (Sławomir Mrożek)

Miłość na Krymie | Sławomir Mrożek (Noir sur Blanc)

Sztuki Mrożka zazwyczaj mają rozbudowane didaskalia, ale ta szczególnie. Już na dzień dobry dostajemy czterostronicowy opis sceny, pełen szczegółowych wskazówek, gdzie co ma stać i jak wyglądać – a jest co opisywać, bo akcja się toczy wewnątrz dużej willi z wyjściem na taras, który to taras ma stanowić przy okazji „scenę w scenie”. Jak sam autor przyznaje, trudno to wszystko sensownie zmieścić nawet na dużej scenie. Skoro jednak sztuka jest stale wystawiana na całym świecie, to widocznie teatry jakoś sobie radzą.

Pytanie tylko, czy – biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary samej sztuki – nie jest to przerost formy nad treścią? Trochę chyba tak, bo wydarzenia na scenie raczej nie wymagają aż takiego rozmachu. Niewiele się tu zresztą dzieje – zamiast spójnej fabuły oglądamy raczej zbiór scenek rodzajowych, a momentami wręcz skeczy. Opowiadają one o Rosji przed, w trakcie i po komuniźmie. Akcja każdego z trzech aktów rozgrywa się w innej epoce, jednak bohaterowie są – z paroma wyjątkami – wciąż ci sami i mimo upływu dekad wciąż w tym samym wieku. Wraz z przemianami ustrojowymi jedni awansują, inni spadają, a niektórym ustrój nie robi różnicy, bo w każdym potrafią się ustawić. Tylko Rosja za każdym razem coraz bardziej pusta i paskudna.

Z perspektywy kilkunastu lat od powstania utworu trzeba przyznać, że obserwacje Mrożka okazały się bardzo trafne – tak jak zapowiadał trzeci akt, Rosja wciąż miota się między tęsknotą za ZSRR, tęsknotą za carem i nadziejami na lepsze życie w mitycznej Ameryce. Niestety, tak jak i w sztuce, wciąż nie wiadomo, co z tego wyniknie. Co zaś do samej sztuki – bez wątpienia miło ją się czyta, ale bez rewelacji. Doskwiera wspomniany już brak spójnej fabuły, a i komizm nie zwala z nóg (choć zdarzają się świetne kawałki, jak choćby partyjny poeta deklarujący: „Ja nigdy nie czytam, ja zawsze piszę”). Generalnie jednak przeczytać warto.

Ocena: 4+

Kwarantanna (Greg Egan)

Kwarantanna | Greg Egan (Solaris)

W roku 2034 zgasną gwiazdy. A dokładniej – zostaną zasłonięte przez kulistą barierę otaczającą Układ Słoneczny. Pochodzenie bariery, jak i jej natura, pozostanie dla nas tajemnicą, choć oczywiście powstanie masa teorii na ten temat. Powstanie także masa sekt, zarówno nieszkodliwych jak i skrajnie niebezpiecznych, a świat przeżyje wiele trudnych chwil. Aż pewnego dnia trzydzieści lat później prywatny detektyw Nick Stavrianos dostanie nietypową sprawę – odnaleźć dziewczynę, która w niewytłumaczony sposób zniknęła ze szpitala psychiatrycznego. Sprawa o tyle nietypowa, że zaginiona miała od urodzenia ciężko uszkodzony mózg i pozostała na zawsze na poziomie umysłowym noworodka, szpital był naszpikowany wszelkimi możliwymi zabezpieczeniami, jakichkolwiek śladów brak, podobnie jak motywów ewentualnego porwania – krótko mówiąc, czeski film. I chyba każdy już się domyśla, że ta tajemnicza sprawa ma jakiś związek z „bańką” oddzielającą nas od reszty Wszechświata.

Zanim jednak ten związek poznamy, zdążymy się sporo dowiedzieć o świecie AD 2068. A przede wszystkim o postępach nano- i neurotechnologii, pozwalających połączyć mózg bezpośrednio z komputerem, do tego stopnia, że jedno i drugie stanowi praktycznie jedną całość. Główny bohater, choć korzysta z komputera praktycznie bez przerwy, ani razu nie siada przed tradycyjnym monitorem i klawiaturą – wszystko się dzieje w jego głowie. Co więcej, odpowiednie programy mogą wpływać bezpośrednio na pracę mózgu, na przykład usuwając stres, wzmacniając koncentrację, czy wręcz blokując wszelkie niepożądane uczucia. Ta ostatnia możliwość budzi już spore kontrowersje (jak poradzić sobie z traumą po stracie ukochanej osoby? po prostu uruchomić mod, który sprawi, że przestanie nas ona obchodzić), ale to jeszcze nic w porównaniu z drugą stroną medalu – jeśli do naszego mózgu dobierze się ktoś inny, może nie tylko przejąć całkowitą kontrolę nad nami, ale i sprawić, że będziemy z tego szczerze (?) zadowoleni.

Ale to jeszcze nic – jak się z czasem okaże, naukowcy odkryli, że ludzki mózg po odpowiednich modyfikacjach może świadomie wpływać na stany kwantowe otoczenia. Innymi słowy (żeby nie umieszczać tu całego wykładu mechaniki kwantowej), posiadając specjalny mod jesteśmy w stanie nauczyć się manipulowania prawdopodobieństwem. Nietrudno zgadnąć, że daje to fantastyczne możliwości. Rzucamy kostkami – i zawsze wypadają takie liczby, jakich sobie życzymy. Chcemy otworzyć zamek szyfrowy – wstukujemy byle jaki kod i zawsze trafiamy na ten prawidłowy. Wszystko, co ma niezerowe prawdopodobieństwo, może nam się udać, jeśli tylko zechcemy. Brzmi aż za pięknie, prawda? Cóż, tu również poznamy w swoim czasie drugą stronę medalu…

Koncepcja brzmi ciekawie, ale i niezbyt wiarygodnie – tym bardziej, że teoria, na której autor się oparł (jakoby załamanie stanu kwantowego było powodowane świadomą obserwacją), została wkrótce po pierwszym wydaniu „Kwarantanny” obalona. Cóż, zdarza się. Gorzej, że fabuła też się chwilami układa niezbyt wiarygodnie, a szczególnie końcówka sprawia wrażenie, jakby autor zupełnie się pogubił i wzorem swojego bohatera zaczął podejmować decyzje za pomocą rzutu kostką. Szkoda tego zgrzytu, bo powieść mogła być naprawdę świetna, a wyszła „tylko” niezła. Ale nadal godna uwagi.

Ocena: 5-

Cząstki elementarne (Michel Houllebecq)

Cząstki elementarne | Michel Houllebecq (W.A.B.)

Podczas lektury tej książki co i rusz przypominał mi się tekst Orlińskiego o prawicowym porno. Nie ma tu wprawdzie feminazistek i praktyk BDSM, ale poza tym klimat zbliżony – na jednej stronie wywody o cywilizacji upadającej z powodu (jakże by inaczej) nadmiaru permisywizmu i niedoboru religijności, a na następnej dla odmiany nieco mniej uczone teksty o pieprzeniu, brandzlowaniu (autor wydaje się bardzo lubić to słowo) i obciąganiu. Do tego gdzieniegdzie uczone wtrącenia o budowie atomu czy przestrzeniach Hilberta, odrobina filozofii plus nieodzowne łamanie każdego tabu, jakie wpadło autorowi w oko – i oto mamy kolejne wybitne dzieło epoki postmodernizmu, nagradzane przez wszystkie możliwe kapituły i podziwiane przez rzesze krytyków.

No dobrze, nie jest tragicznie – mamy tu przynajmniej trzymającą się kupy fabułę i żywych bohaterów, czego o wielu innych wielkich dziełach nowoczesnej prozy nie da się powiedzieć. Najkrócej rzecz ujmując, mamy tu historię życia dwóch przyrodnich braci – Michel to wybitny biolog, zbyt zajęty swoją pracą, żeby znaleźć czas na życie uczuciowe, zaś Bruno to seksoholik, który rzadko kiedy jest w stanie spojrzeć na kobietę i nie pomyśleć od razu o wsadzeniu jej tego i owego tu i ówdzie. Przy czym na myśleniu zwykle się kończy, bo Bruno to także kłębek kompleksów, mający nie lada problem ze znalezieniem partnerki nawet w komunie hipisowskiej, gdzie co druga kobieta chodzi nago i szuka przygód. Jakimś cudem obaj bracia odnoszą pewne sukcesy miłosne, ale tylko przejściowe, bo koniec końców obaj okazują się takimi samymi niedojrzałymi dupkami. Inna sprawa, że i ich kobiety to ofiary losu, które same zmarnowały sobie życie.

Krótko mówiąc – mężczyźni to gówniarze, kobiety są głupie i popełniają same błędy, cywilizacja upada, a ludziom tylko kopulacja w głowie. Aż dziw, że autor tych jakże trafnych i przenikliwych spostrzeżeń jeszcze nie dostał Nobla. Choć mimo wszystko trzeba mu oddać sprawiedliwość – pisać to on bez wątpienia potrafi. Szkoda tylko, że nie wykorzystał tej umiejętności do stworzenia czegoś mądrzejszego. Ale może jeszcze dam mu drugą szansę.

Ocena: 4-


Podobne wpisy