Cichy Fragles

skocz do treści

Marvels (Kurt Busiek i Alex Ross)

Dodane: 26 sierpnia 2010, w kategorii: Literatura

Marvels | Kurt Busiek i Alex Ross (Mucha Comics)

Na hasło „superbohaterowie na poważnie” każdy szanujący się miłośnik komiksu bez wątpienia wymieni „Strażników” Moore’a, „Powrót mrocznego rycerza” Millera i… pewnie nic więcej. Na tych dwóch tytułach się jednak nie kończy – oto mamy kolejne dzieło z tego nurtu, może ciut mniej ambitne i wybitne, ale nadal zdecydowanie godne uwagi.

Jak sam tytuł wskazuje, rzecz się dzieje w uniwersum Marvela. Oczami nowojorskiego fotoreportera oglądamy tu takie historyczne wydarzenia jak powstanie Sentinels, starcie Fantastycznej Czwórki z Galactusem czy śmierć Gwen Stacy. Nie, ten reporter nie nazywa się Peter Parker, nie prowadzi podwójnego życia i nie bierze udziału we wspomnianych wydarzeniach. Odmienność tego komiksu od zwykłych superbohaterskich nawalanek polega właśnie na tym, że na pierwszym planie stoją tu zwykli śmiertelnicy, którzy o herosach czytają w gazetach lub co najwyżej widzą ich czasem z daleka.

Odwrotnie niż zwykle, epickie super-starcia oglądamy tu tylko przy okazji – ważniejsze dla autora są reakcje szarych ludzi na niezwykłe zjawisko, jakim bez wątpienia są superbohaterowie. A reakcje, jak nietrudno zgadnąć, obejmują całe spektrum emocji: strach, nienawiść, ciekawość, fascynacja, uwielbienie… Niekoniecznie w tej kolejności.

Scenarzystę należy pochwalić przede wszystkim za zręczne splatanie „wielkich” wydarzeń z „małymi”, jak również za subtelne drwiny z superbohaterskich schematów i okazyjne puszczanie oka do czytelników znających świat Marvela. Zganić natomiast – za niewykorzystanie pomysłu do końca i zmarnowanie okazji na naprawdę nowe spojrzenie na temat. Skoro w komiksach Marvela standardem są heroiczne walki obracające w gruzy pół miasta, to można było coś takiego pokazać z punktu widzenia ludzi, którzy mieli pecha znaleźć się za blisko takiej bitwy – co pozwoliłoby postawić herosów w zupełnie innym świetle niż normalnie. Niestety, o jakichkolwiek zniszczeniach i ofiarach wspomina się tylko raz czy dwa, zupełnie na marginesie. Ot, rozwalili jakiś dworzec, zginęło trochę ludzi, ale co nas obchodzą takie drobiazgi…

Rysownika natomiast można już tylko chwalić – Ross nie od dziś słynie z realistycznych, bardzo malarskich rysunków, a tutaj miał wielkie pole do popisu i wykorzystał je genialnie. Szczególnie kadry z Galactusem (całostronicowe, a nawet dwustronicowe) robią ogromne wrażenie – ogromne jak sam Galactus;-). A i pomniejszych smaczków nie brakuje, więc podczas lektury warto zwracać uwagę na szczegóły.

Jak wspomniałem na początku – dzieło nie z aż tak wysokiej półki, jak „Strażnicy” i „Powrót mrocznego rycerza”, ale nadal z wystarczająco wysokiej, by warto było sięgnąć. Tylko cena (prawie trzycyfrowa) do tego nie zachęca – ale biorąc pod uwagę jakość wydania, trudno oczekiwać niższej.

Ocena: 5


Podobne wpisy