Cichy Fragles

skocz do treści

Strzelby, zarazki, maszyny (Jared Diamond)

Dodane: 29 grudnia 2010, w kategorii: Literatura, Nauka

Strzelby, zarazki, maszyny | Jared Diamond (Prószyński i S-ka)

Dlaczego jedne części świata są rozwinięte, a inne zacofane? Dlaczego w Europie czy w Chinach cywilizacja istnieje od tysięcy lat, a niektóre plemiona afrykańskie czy indiańskie do dziś żyją w epoce kamienia łupanego? Dlaczego Europejczycy stworzyli dziesiątki silnych i trwałych państw, a w Ameryce przed Kolumbem państwa z prawdziwego zdarzenia można było zupełnie dosłownie na palcach policzyć? Dlaczego nawet te nieliczne amerykańskie państwa zostały bez najmniejszego trudu zmiecione z powierzchni ziemi przez garstkę konkwistadorów? Dlaczego rdzenni mieszkańcy Afryki i Australii osiągnęli zaledwie etap wspólnot plemiennych?

Przez wieki odpowiedź na te wszystkie pytania była jedna, banalnie prosta: my, biali ludzie, jesteśmy najzwyczajniej w świecie lepsi i mądrzejsi, stoimy na wyższym szczeblu ewolucji i słusznie rządzimy kolorowymi dzikusami. Kiedy jednak naukowcy wzięli się na serio za porównywanie ludzi różnych ras, szybko stwierdzili, że różnice genetyczne między nimi są zbyt małe, by tę tezę obronić. Co więcej, przedstawiciele „niższych” ras, którzy wychowywali się w cywilizowanym otoczeniu, ani trochę nie ustępowali białym w umiejętności obchodzenia się ze zdobyczami ich cywilizacji. Czyżby więc przyczyną wspomnianych nierówności nie była natura, tylko kultura?

Ten trop również nie wytrzymuje krytyki. Kultur na całym świecie jest multum, a ewolucja nie zna litości – kultury sprzyjające postępowi musiałyby szybko wygrać rywalizację z kulturami antyrozwojowymi, czy to przez propagowanie swoich osiągnięć, czy to przez eksterminację zacofanych sąsiadów. Prymitywne plemiona toczą przecież między sobą jeszcze więcej wojen niż państwa (i zadają sobie w proporcji do liczby ludności dużo większe straty), więc tym bardziej żadne z nich nie mogłoby sobie pozwolić na bycie mniej rozwiniętym od konkurencji.

Jeśli zatem nie natura i nie kultura, to co jeszcze pozostaje? Otoczenie – odpowiada autor. Środowisko naturalne nie jest obojętne dla możliwości i tempa rozwoju – nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że łatwiej budować cywilizację w klimacie śródziemnomorskim niż np. na Grenlandii. Ale klimat to też nie wszystko – RPA, Argentyna, Kalifornia czy wschodnie wybrzeża USA nie różnią się drastycznie pod tym względem od Europy, a jednak tamtejsze ludy żadnych sukcesów rozwojowych przed przybyciem kolonizatorów nie zanotowały, podczas gdy udało się to Inkom, Majom czy Aztekom, żyjącym w klimacie bliższym Afryce niż Europie.

Drugi ważny czynnik to bowiem fauna i flora – trzeba mieć co hodować, żeby przejść od społeczeństwa myśliwych i zbieraczy do społeczeństwa rolniczego, trzeba też mieć zwierzęta do udomowienia, żeby przy uprawie roli i innych ciężkich pracach nie korzystać wyłącznie z siły własnych mięśni. A tu Eurazja miała do zaoferowania dużo więcej niż pozostałe kontynenty, nawet razem wzięte – to stąd pochodzą niemal wszystkie zboża i większość popularnych owoców, to tutaj żyje najwięcej gatunków zwierząt nadających się do udomowienia.

Tutaj też istnieją najlepsze warunki do ich rozprzestrzeniania – Eurazja, jako jedyny wielki kontynent, rozciąga się wzdłuż osi równoleżnikowej, dzięki czemu rośliny z jednego krańca kontynentu mogły przebyć drogę aż na drugi kraniec, pozostając wciąż w „swojej” strefie klimatycznej, podczas gdy np. rośliny z Ameryki Północnej nie mogły się przedostać do Ameryki Południowej bez adaptacji do wszystkich stref klimatycznych po drodze. Podobnie (choć oczywiście w mniejszym stopniu) rzecz się miała ze zwierzętami, a nawet z ludźmi – dlatego w Eurazji wymiana dóbr i doświadczeń postępowała stosunkowo szybko, podczas gdy liczne społeczności w innych częściach świata żyły w izolacji.

Nawiasem mówiąc, znaczenie tego ostatniego czynnika (o czym autor nie wspomina, a powinien) można łatwo zauważyć choćby na mapie politycznej świata – prawie wszystkie wielkie państwa rozciągają się bardziej równoleżnikowo niż południkowo, nawet USA i Kanada, które leżą na kontynencie o osi południkowej. A nieliczne wyjątki – jak Argentyna czy Grenlandia – zawdzięczają swój kształt głównie bezludnym lub słabo zaludnionym terenom, o które nikt inny się nie upomniał.

Hmm, czterysta stron z okładem, a ja już tu prawie wszystko streściłem, jeszcze kilka akapitów i w sumie już nie będzie po co czytać książki;-). Mówiąc serio, oczywiście jest co czytać, a nudzić się na pewno nie można, choć chwilami autor grzęźnie w szczegółach i dygresjach (ja rozumiem, że Papua-Nowa Gwinea jest ciekawym miejscem, ale czy na pewno aż tak ważnym, żeby jej poświęcać całe rozdziały?), czasem też niepotrzebnie się powtarza, wracając do kwestii dawno już omówionych. Nie jest to może taka rewelacja jak słyszałem (nagroda Pulitzera, wybitne dzieło zmieniające obraz świata itd.), ale bez wątpienia przeczytać warto.

Ocena: 5-


Komentarze

Podobne wpisy