Cichy Fragles

skocz do treści

Top 10: Najlepsze książki, jakie czytałem

Dodane: 2 sierpnia 2011, w kategorii: Literatura

Żyjemy w czasach mierzenia wszystkiego i układania w rankingi, więc stwierdziłem ostatnio, że nie zaszkodziłoby się do tego trendu przyłączyć i z braku lepszych tematów walnąć czasem jakiś Ranking Od Czapy (© by Wojciech Orliński). A co mogłoby być lepszego na początek, niż lista ulubionych książek? No to jedziemy – aczkolwiek „ranking” to w tym przypadku nie do końca trafne określenie, bo nie zamierzam numerować tej dziesiątki – o ile wybranie najlepszych tytułów nie było wielkim problemem, o tyle ustalenie wśród nich jakiejś hierarchii uznałem za niewykonalne – każda byłaby wadliwa i sam bym w nią nie wierzył. Alfabetycznie zatem:


Cyberiada (Stanisław Lem)

Co tu dużo mówić – najlepsza książka Lema, lepszej rekomendacji chyba nie trzeba. A jak trzeba, to w recenzji chyba się wystarczająco naprodukowałem;-).




Gniazdo światów (Marek S. Huberath)

Co tu dużo mówić – najlepsza książka Huberatha… Nie no, nie idźmy na taką łatwiznę. Chociaż chciałoby się, bo napisać tu coś sensownego ciężko – książka jest tak oryginalna, że nie bardzo można ją zrecenzować bez zdradzania od razu całego przesłania i zamysłu autora. Tym bardziej, że fabuła zaczyna się dość banalnie, a rozkręca się powolutku i wręcz zniechęcająco – dopiero jak już się rozkręci i w końcu zaczynamy się dowiadywać, czym jest tytułowe Gniazdo Światów, robi się naprawdę ciekawie. Ale dlaczego, nie będę zdradzać – uchylić rąbka tajemnicy to za mało, wyjaśnić jej sedno to o wiele za dużo. No niestety, zostaje mi tylko gołosłowne zapewnienie, że książka jest genialna, a przeczytać ją po prostu trzeba i koniec.

(Polecam także: Vatran Auraio)



Imię róży (Umberto Eco)

Powieść ocierająca się o ideał pod chyba każdym względem – świetnie oddany klimat średniowiecznego klasztoru i ówczesnych dysput filozoficzno-teologicznych, perfekcyjnie skonstruowana fabuła, niewiarygodna dbałość autora o szczegóły (podobno nawet rozmowy bohaterów podczas przechadzek po klasztorze trwają tyle, ile faktycznie powinny trwać, biorąc pod uwagę odległości do przejścia – nie sprawdzałem, ale wierzę na słowo), liczne smaczki dla erudytów, przewrotne przesłanie – długo by można zachwalać. Za główną wadę można uznać ciężki początek – pierwsze kilkadziesiąt stron może trochę zmęczyć – ale i to było ponoć zamierzone przez autora, żeby czytelnik poczuł się tak jak młody kandydat na zakonnika, którego na początku pobytu w klasztorze usilnie się zniechęca do wyboru tej drogi. Cóż dodać – mistrzostwo absolutne.



Lód (Jacek Dukaj)

Fakt, w recenzji nie zgodziłem się z poglądem, że to najlepsza powieść Dukaja (na pierwszym miejscu stawiałem wówczas „Czarne oceany”), ale z perspektywy czasu stwierdzam, że należy ten pogląd zrewidować. O ile bowiem blask „Czarnych oceanów” trochę mi jednak przez te lata wyblakł (ten drewniany momentami język, lekki zamęt fabularny, te potwornie sztuczne dialogi), o tyle „Lód” błyszczy nawet bardziej, jako niewyczerpane źródło świetnych cytatów, idei, problemów filozoficznych i w ogóle – książka, w której przy każdym zdjęciu z półki i otwarciu na losowej stronie można znaleźć coś ciekawego. Wspominałem już, że to uczta intelektualna i literacka? Wspominałem, ale powtórzyć nie zaszkodzi.

(Polecam także: Król bólu, Science fiction)



Nowy umysł cesarza (Roger Penrose)

Jedyna książka naukowa na tej liście – i to naukowa przez duże N, bo autor (wybitny fizyk i matematyk) nie bawi się w tłumaczenie każdego pojęcia przez dziesięć stron, tylko sypie definicjami i twierdzeniami gęściej niż niejeden wykładowca uniwersytecki. A ma czym sypać – główny temat książki to sztuczna inteligencja (a ściślej mówiąc, rozważania na temat możliwości sztucznego stworzenia świadomego umysłu), ale w ramach wykładu swojej teorii na ten temat Penrose porusza masę innych tematów (często pozornie niezwiązanych z tym głównym), poczynając od algorytmiki, przez maszynę Turinga, fraktale, liczby zespolone, twierdzenie Gödla, teorię mnogości, dynamikę Newtona, teorię względności, mechanikę kwantową, kosmologię, by wreszcie w końcówce dojść do budowy mózgu i rozważań na temat fizyki umysłu – jakkolwiek trudno powiedzieć, czy to ostatnie pojęcie w ogóle ma sens…

Autor słynie z odwagi w formułowaniu nieortodoksyjnych hipotez (ostatnio głośno było o jego wizji cyklicznego powstawania kolejnych wszechświatów, opisanej w książce „Cykle czasu”) i tu również nie waha się stawiać śmiałych tez – według najważniejszej z nich pełne zrozumienie działania umysłu (a co za tym idzie, również stworzenie „prawdziwej” sztucznej inteligencji) będzie niemożliwe bez odwołania się do mechaniki kwantowej. Mało tego, sama mechanika kwantowa wymaga najpierw przemyślenia i zintegrowania z teorią względności (znany problem ze sformułowaniem kwantowej teorii grawitacji). Działanie umysłu nie tylko bowiem nie poddaje się algorytmizacji, ale w ogóle reguły klasycznej fizyki są według Penrose’a niewystarczające do jego opisania.

Brzmi groźnie? Cóż, jak już wspominałem na początku, to ksiązka naukowa przez duże N jak „Nie dla mięczaków”. Daleko jej wprawdzie do „Drogi do rzeczywistości” tego samego autora, którą męczę już od kilku lat i nie doszedłem nawet do połowy (a jak w końcu przeczytam i zrozumiem całość, to powinni mi chyba od razu dać tytuł magistra fizyki), ale też lekko nie ma. Zdecydowanie jednak warto się pomęczyć, bo to książka bardzo pobudzająca intelektualnie, a lepszego przeglądu najważniejszych problemów współczesnej fizyki (i nie tylko) chyba się nie znajdzie.



Saga o wiedźminie (Andrzej Sapkowski)

Tu lekko oszukuję, bo saga, jak sama nazwa wskazuje, to więcej niż jedna książka (w tym przypadku pięć, plus dwa tomy powiązanych z nią opowiadań), ale co tam – kiedyś na pewno wyjdzie jakieś luksusowe wydanie całości w jednym tomie i będę usprawiedliwiony;-). A wspaniałości sagi (tudzież opowiadań) chyba nie muszę zachwalać – każdy pewnie wielokrotnie słyszał o świetnym warsztacie Sapkowskiego, genialnych dialogach, bogatej galerii postaci zmagających się z okrutnym światem, licznych odniesieniach (pop)kulturowych i tak dalej. A kto jeszcze nie słyszał, temu mogę tylko zaproponować wyjście spod kamienia i odwiedzenie księgarni.



Shõgun (James Clavell)

Większość czytelników pewnie kojarzy serial nakręcony na podstawie tej powieści. Serial był jednak (przynajmniej sądząc po tych paru odcinkach, które oglądałem) taki sobie i zdecydowanie nie dorastał oryginałowi do pięt. A powieść – cóż, poza wartką akcją z licznymi niespodziewanymi zwrotami, politycznymi intrygami i bezlitosnymi walkami o władzę, że licznych innych zalet nie wymienię, pochwalić też trzeba świetny opis zderzenia kultur i mentalności japońskiej z europejską (reprezentowaną przede wszystkim przez głównego bohatera, Anglika z holenderskiego statku).

Zderzenia dla obu stron niezbyt przyjemnego: Japończycy w oczach Europejczyków to ludzie zimni i nieprzystępni, bez uczuć i zasad moralnych, gardzący ludzkim życiem i praktykujący dziwaczne, niezrozumiałe obyczaje; z kolei Europejczycy według Japończyków to nieokrzesani barbarzyńcy, nieznający kultury i higieny, pruderyjni i nietolerancyjni, szczególnie w kwestiach religijnych. Nic dziwnego, że wzajemne stosunki pozostają napięte, europejscy misjonarze spotykają się z nieukrywaną wrogością i pogardą, a na horyzoncie majaczy zapowiedź wyrzucenia ich wszystkich z kraju i zamknięcia się na cudzoziemskie wpływy – co wkrótce po opisanych tu wydarzeniach faktycznie nastąpiło.

Nie muszę chyba dodawać, że dla miłośników Japonii jest to lektura obowiązkowa – a dla reszty co najmniej polecana.

(Polecam także: Tai-Pan, Noble House)



Tako rzecze… Lem (Stanisław Lem i Stanisław Bereś)

Wywiad-rzeka z Lemem na wszelkie możliwe tematy, od życia prywatnego, przez literaturę, naukę, sztukę, religię, filozofię, aż po politykę. Wspaniały pokaz inteligencji i erudycji autora, z jednakową swobodą wypowiadającego się o życiu prehistorycznym, jak o polskiej transformacji ustrojowej czy o perspektywach rozwoju biotechnologii. Pokaz tym lepszy, że i rozmówca na poziomie, zdolny zadawać trudne pytania i inteligentnie dyskutować z Mistrzem, na co stać było niewielu. Niezależnie od stosunku do twórczości Lema, przeczytać zdecydowanie należy.




Ubik (Philip K. Dick)

Dick napisał niejedną książkę, w której coś wybucha i rzeczywistość zaczyna się rozsypywać, ale ta jest wyjątkowa. W sumie trudno powiedzieć dlaczego – na poziomie fabuły zbliżone było chociażby „Oko na niebie”, rekwizyty rozmaite występowały czy to w „Labiryncie śmierci”, czy w „Trzech stygmatach Palmera Eldritcha”, motyw gwardii telepatów wykorzystany choćby w „Słonecznej loterii”, a korporacje walczące o panowanie nad światem czy inny tego typu cel, to już w ogóle temat co drugiej powieści Dicka. Tym niemniej „Ubik” pozostaje wyjątkowy – choć złożony z wielokrotnie używanych elementów, doskonale je łączy i jako całość wybija się wysoko ponad resztę twórczości Dicka, dając najlepszy dowód jego geniuszu. Szczególnie w zakończeniu, stanowiącym prawdziwą wisienkę na torcie, jakich w literaturze niewiele. Grzech nie sprawdzić.



Zbrodnia i kara (Fiodor Dostojewski)

Tej powieści opisywać chyba nie muszę, bo każdy o niej słyszał, a większość pewnie i czytała, bo swego czasu była to lektura szkolna. Jedna z niewielu, których czytanie nie było drogą przez mękę, a wręcz przeciwnie – satysfakcja rosła z każdą stroną, a całość zapadała w pamięć na długo. Jak widać, czasem jednak jest z tej edukacji jakiś pożytek:-).


Komentarze

Podobne wpisy