Cichy Fragles

skocz do treści

Szkieletor wiecznie żywy

Dodane: 13 grudnia 2011, w kategorii: Absurdy


(Obrazek via Wikipedia)

Trzydzieści lat jałowych, do niczego nie prowadzących przepychanek, wahań nastrojów i karuzeli pomysłów na rozwiązanie problemu, ostatnio już jakby wreszcie zmierzających do szczęśliwego zamknięcia tematu, a tu znowu bęc i temat wraca do punktu wyjścia.

Nie, nie chodzi mi tu o dyskusję o stanie wojennym, tylko o historię krakowskiego szkieletora. Stoi toto od 1979 w środku miasta, strasząc swoimi bebechami wszem i wobec, a kolejne projekty wyburzenia czy dokończenia ciągle z jakichś tajemniczych powodów (których nawet nie próbuję swoim małym rozumkiem ogarnąć) nie mogą się doczekać realizacji. Kilka lat temu wydawało się jednak, że tym razem już na pewno się uda, bo inwestor się znalazł, wszelkie możliwe pozwolenia i decyzje (których w Krakowie trzeba mieć legion) uzyskał, już-już miał zaczynać prace – a tu znowu bęc. Ech i jeszcze raz ech.

Nie chce mi się nawet analizować, czy opieprz należy się urzędnikom, czy inwestorowi, czy sądowi, czy też temu inteligentowi, który złożył pozew, bo mu przeszkadza podwyższenie budynku o dwa metry (!), a strasząca dzieci rudera jakoś mu nie przeszkadza. Nie chce mi się także rozwodzić nad absurdami krakowskiego „planowania przestrzennego”, które od lat przyprawia inwestorów wszelakich o ciężką desperację, bo w centrum miasta niczego nie da się postawić bez zyliona zezwoleń i opinii konserwatora zabytków, ale nijak to nie przeszkadza w szpeceniu miasta kolejnymi potworkami typu paskudny jak nieszcżęście Sheraton sto metrów od Wawelu. Znęcać mógłbym się długo i namiętnie, ale mniejsza już o to.

Mam tylko jedną propozycję dla miłościwie nam panujących urzędników, radnych, konserwatorów zabytków i kogo tam jeszcze. Dopóki nie uda się z tym szkieletorem na dobre rozprawić (a mam coraz silniejsze wrażenie, że nie uda się to nigdy, dopóki sam się nie rozsypie ze starości), doróbcie jakąś prowizoryczną ścianę wokół jego dolnej, szerokiej części, żeby wyglądała jak cokół, i walnijcie tam od frontu wielką tablicę z napisem „pomnik socjalizmu”. Dzięki temu przynajmniej zamiast wstydzić się przed turystami, będzie im można mówić, że to nie żadna ruina, której diabli wiedzą czemu nie da się ruszyć, tylko unikalne dzieło sztuki.

Kto wie, może nawet zrobiłaby się z tego atrakcja turystyczna – i wtedy wszyscy mogliby odetchnąć z ulgą, że już nie trzeba kombinować w pocie czoła, co z tym fantem zrobić.


Komentarze

Podobne wpisy