Cichy Fragles

skocz do treści

Ucieczka od wolności (Erich Fromm)

Dodane: 12 lutego 2012, w kategorii: Literatura, Nauka

Ucieczka od wolności | Erich Fromm (Czytelnik)

Nikt nie zwalcza wolności, zwalcza się co najwyżej wolność innych – głosi jeden z aforyzmów Leca. Nie do końca zgodnie z prawdą – wielu ludzi uwiera bowiem nawet ich własna wolność, jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało. Wyborcy, którzy głosują na polityków otwarcie zapowiadających wprowadzenie twardej dyktatury w razie dojścia do władzy; więźniowie, którzy po opuszczeniu więzienia czym prędzej popełniają jakieś przestępstwo, żeby tam wrócić; ofiary przemocy domowej, które nawet mając szerokie możliwości uwolnienia się od oprawcy, jednak przy nim trwają i czasem wręcz aktywnie się bronią przed jakąkolwiek pomocą – przykładów dobrowolnego zakładania sobie kajdanek (lub odmowy ich zdjęcia, choć były nałożone przemocą) nie brakuje. Jak to możliwe?

Na myśl od razu przychodzą uzasadnienia zaprzeczające takiemu podejściu: wyborcy popierają potencjalnych dyktatorów, bo ważniejszy od wolności wydaje im się porządek, dobrobyt, duma narodowa czy co tam jeszcze im się obiecuje; więźniowie wracają do więzień, bo są niezdolni do normalnego życia; ofiary przemocy ulegają psychomanipulacji ze strony dręczycieli lub/i nazbyt się ich boją, żeby stawić im czoła. Wszystko to brzmi logicznie i wydaje się zadowalająco wyjaśniać te zachowania. Fromm twierdzi jednak, że to tylko pozory – rzeczywistym powodem tych i innych zachowań jest nieuświadomiony lęk przed wolnością, a inne uzasadnienia są jedynie racjonalizacją nielogicznego postępowania.

Skąd jednak ten lęk? Cóż, człowiek jest stworzeniem stadnym, i to w dużo większym stopniu, niż się nam, XXI-wiecznym indywidualistom, wydaje. Ludzie pierwotni postrzegali siebie nie jako niezależne jednostki, lecz jedynie jako elementy większej całości – rodu, plemienia, czy w ogóle natury. Pojęcie „ja” było im nieznane – podobnie zresztą jak i dziś małym dzieciom, które początkowo mówią o sobie nie per „ja”, tylko w trzeciej osobie. Trudno się temu dziwić – w przyrodzie samodzielne przetrwanie było praktycznie niemożliwe, więc ewolucja wyposażyła nas w silny instynkt stadny, z konsekwencjami zarówno pozytywnymi (altruizm osobniczy, moralność) jak i negatywnymi (skłonność do bezrefleksyjnego podporządkowywania się autorytetom, nietolerancja wobec inaczej myślących). Wolność niespecjalnie się liczyła.

Wraz z rozwojem cywilizacji sytuacja zaczęła się jednak zmieniać – jednostka stawała się coraz bardziej samowystarczalna, niezależna i samoświadoma, postępowała jej indywiduacja i wraz z nią coraz wyżej ceniona była wolność. Ale każdy kij ma dwa końce – większa wolność oznacza mniejsze bezpieczeństwo, także (a może przede wszystkim) psychologiczne. I nie chodzi tu tylko o większą odpowiedzialność za własne czyny, ale także o samotność. Wspólnota pierwotna dawała swoim członkom tożsamość, poczucie przynależności i akceptację, pod takim tylko warunkiem, że nie łamali panujących w niej zasad – natomiast w zindywidualizowanym świecie wszystko to trzeba sobie dopiero wypracować. I pielęgnować, bo nic nie jest dane raz na zawsze.

Nie wszyscy sobie z tym radzą – stąd tytułowa ucieczka. Fromm wymienia trzy jej drogi: sadyzm, masochizm i konformizm. Pierwsza z tych dróg to pragnienie władzy i dominacji nad innym człowiekiem – niekoniecznie łączące się z zadawaniem komuś cierpienia, choć często jest to dla sadysty najprostszy (albo i jedyny) sposób utwierdzania swojej wartości i dominującej pozycji. Dominującej bądź to nad jakąś grupą ludzi (podwładnych, wyborców, poddanych), bądź na mniejszą skalę, w związku z masochistą, który stanowi przeciwną skrajność, czyli pragnienie uległości i podważanie własnej wartości, co daje mu swego rodzaju komfort psychiczny – nawet jeśli ta uległość łączy się z cierpieniem, to przynajmniej jest ono jakoś przewidywalne i stałe, a bycie na łasce i niełasce oprawcy pozwala usprawiedliwić swoją niechęć/niezdolność do decydowania o sobie.

Wbrew pozorom, sadysta w takim związku bywa zniewolony nie mniej od swojej ofiary – choć znęca się nad nią fizycznie i psychicznie, podważając jej wartość, to jednak żyć bez niej nie może – gdy ofiara się zbuntuje i odejdzie (lub choćby zagrozi odejściem), jej pan nagle traci grunt pod nogami i gotów jest na kolanach przepraszać za wszystkie krzywdy i błagać o pozostanie. Zdaje sobie bowiem sprawę, przynajmniej podświadomie, że bez niej, bez swojej władzy nad nią, byłby nikim. Ego budowane tylko na jednym fundamencie nie jest w stanie bez tego fundamentu się obejść – warto o tym pamiętać…

A co z konformistami? To wariant pośredni – zamiast się wywyższać czy poniżać, dąży się po prostu do średniej, upodabniając się bezrefleksyjnie do otoczenia i zabiegając w ten sposób o jego względy. To stosunkowo najłatwiejsza, najbezpieczniejsza i najmniej szkodliwa z wymienionych postaw – pewnie też dlatego najpopularniejsza – ale nie znaczy to, że nieszkodliwa w ogóle. Jak słusznie stwierdza autor: prawo do wyrażania myśli wyłącznie wtedy coś znaczy, kiedy jesteśmy zdolni mieć myśli własne. A czy jesteśmy? Cóż, niech każdy spróbuje sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Natomiast na pytanie, czy warto przeczytać „Ucieczkę od wolności”, odpowiedź jest bez wątpienia pozytywna – jakkolwiek lektura bywa ciężka, a poziom nierówny (niektóre rozdziały trochę się ciągną, od innych trudno się oderwać), zalety zdecydowanie przeważają nad słabościami. Polecam szczególnie rozdział o wymownym tytule „Złudzenie indywidualności”, dający sporo do myślenia o rzeczywistym zakresie naszej samodzielności myślenia i odporności na zewnętrzne wpływy. Nie muszę chyba dodawać, że wnioski autora na ten temat nie są zbyt optymistyczne – tym bardziej zatem warto się z nimi zapoznać samodzielnie.

Ocena: 5-


Komentarze

Podobne wpisy