Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane w 2012 #6

Dodane: 30 grudnia 2012, w kategorii: Literatura

W dzisiejszym odcinku:

  • Rzeźnia numer pięć (Kurt Vonnegut)
  • Dziwne anioły (Kathe Koja)
  • Kobieta i mężczyźni (Manuela Gretkowska)
  • Láska nebeská (Mariusz Szczygieł)
  • Rage (Stephen King)

Rzeźnia numer pięć (Kurt Vonnegut)

okładka (Albatros)

Tak się jakoś złożyło, że najsłynniejszą powieść Vonneguta przeczytałem dopiero jako dziesiątą jego książkę – co nie wyszło jej na dobre, bo autor wykorzystywał różne motywy wielokrotnie i znając je z innych utworów („Śniadanie mistrzów”, „Rysio snajper” czy „Sinobrody”), ma się wrażenie wtórności, choć „Rzeźnia numer pięć” powstała przed nimi. Uroku jej to jednak nie odbiera.

Główny bohater – Billy Pilgrim, po części alter ego autora – to amerykański żołnierz, który do wojaczki zupełnie się nie nadawał, ale miał pecha osiągnąć wiek poborowy w czasie drugiej wojny światowej, kiedy armia wobec wysokich potrzeb nie była zbyt wybredna. Trafił więc na front – i już pierwsza bitwa skończyła się dla niego wylądowaniem w niemieckim obozie jenieckim, skąd następnie został przewieziony do Drezna, tuż przed słynnym zbombardowaniem miasta przez aliantów. Powieść zwykło się przedstawiać jako książkę właśnie o zbombardowaniu Drezna, w rzeczywistości jednak o Dreźnie jest tu niewiele, a samego bombardowania autor nawet nie opisuje – z umieszczonej pod ziemią tytułowej rzeźni nic nie widać i niewiele słychać, dopiero po jej opuszczeniu bohaterowie zobaczą skutki nalotu.

Autor, który sam przeżył bombardowanie Drezna, wyraźnie się powstrzymuje od komentarzy, dążąc raczej do tego, by same się one cisnęły na usta czytelnikom. Cała historia utrzymana jest w lekkim, niemal drwiącym tonie, tragiczne wydarzenia narrator raz po raz komentuje słowami „zdarza się”, nie brakuje również elementów komicznych (jak angielscy jeńcy, którzy dzięki paczkom od Czerwonego Krzyża opływają w dostatek, bo z powodu błędu w druku dostają ich 10 razy więcej niż powinni), a nawet jawnego absurdu: bohater twierdzi, że kilka lat po wojnie został porwany przez kosmitów, od których się dowiedział, że upływ czasu (jak również wolna wola) to tylko złudzenie – w rzeczywistości wszystkie chwile od początku do końca istnienia Wszechświata istnieją jednocześnie przez całą wieczność.

Nie brak sygnałów wskazujących, że wywody Billy’ego (który oprócz tego twierdzi, że potrafi podróżować po całym swoim życiu i przeżywać wielokrotnie dowolne jego momenty, ale nie może nic już zmienić) to objawy schizofrenii, jednak sama idea prowadzi nas do przesłania od autora: nie da się wymazać wyrządzonego zła ani go cofnąć, a jego ciężar i konsekwencje pozostają z nami na zawsze. Niby banał, ale przekazany w bardzo oryginalny i sugestywny sposób, zmuszający do jego przemyślenia na serio. Podobnie zresztą można podsumować całą powieść: żartobliwa, utrzymana w tonie absurdalno-sielankowym, a jednak pod tą fasadą niosąca śmiertelnie poważne treści…

Ocena: 5-

Inne tego autora: Rysio snajper


Dziwne anioły (Kathe Koja)

okładka (Zysk i S-ka)

Kathe Koja to wyjątkowo dziwna pisarka, specjalizująca się w obsesjach, dziwactwach, chorobach psychicznych, opisywanych często z punktu widzenia samych „nosicieli” (choć na dobrą sprawę mało którą jej postać można z całą pewnością uznać za zdrową na umyśle). Nie ma tu jednak mowy o dickowskich klimatach, Koja to wręcz przeciwieństwo Dicka – u niego rzeczywistość rozpadała się na sto sposobów, a ludzie niezmiennie zachowywali zdrowy rozum, u niej natomiast świat ma się dobrze, a ludzie bynajmniej.

Tak też się dzieje w „Dziwnych aniołach”: Grant Cotto, fotografik przeżywający kryzys twórczy (a chyba i życiowy), dostrzega u swojej dziewczyny, pracującej w szpitalu psychiatrycznym, rysunki jednego z pacjentów, Robina Tobiasa – rysunki oszałamiają go swoją genialnością (dziwnym trafem niezauważaną przez nikogo innego) i zmuszają do poznania owego pacjenta, mimo obiekcji dziewczyny i innych terapeutów. Stopniowo Grant i Robin stają się przyjaciółmi, czego skutkiem ubocznym jest odejście dziewczyny Granta, ale niezbyt go to obchodzi, towarzystwo Robina (i jego twórczość) w zupełności wystarcza mu do szczęścia. Sprawa się skomplikuje, gdy Robin straci natchnienie, a Grant zacznie szukać bodźców, które by go skłoniły do dalszego rysowania – szybko się przekona, że nie należy igrać z umysłem schizofrenika. Sam zresztą, ze swoją narastającą obsesją na punkcie Robina, każe nam coraz bardziej wątpić w swoją poczytalność.

Co tu dużo mówić – mocno zakręcona historia, bezpardonowo atakująca czytelnika obrazami szaleństwa i skrajnych emocji. Przed rozpoczęciem lektury lepiej się upewnić co do stabilności własnego umysłu;-).

Ocena: 4+


Kobieta i mężczyźni (Manuela Gretkowska)

okładka (Świat Książki)

Higiena była u niego rodzajem gry wstępnej.
– Powiedz coś świńskiego.
– Ty.
– Kupą się rzucali przez kraty – opowiadała kobieta, kołysząc na kolanach chorego synka.
– Kałem – poprawił ją zawstydzony mężczyzna.
– Jakim kałem, sraczkę wtedy mieli.
Audycje były czopkami wpuszczanymi do uszu. Rozpuszczały się, oblepiając mózg gównianym lukrem świątecznych życzeń i pogadanek.
Klarze było obojętne, o czym milczą.
– Nie myślałaś o przejściu na prawosławie?
– Po co?
– Mają Wielkanoc i Gwiazdkę tydzień później. Robią zakupy bez tłoku i załapują się na poświąteczne przeceny.
– Pani czasu nie traci, wszystko wynalezione – zapewniła ją urzędniczka w czytelni biura patentowego.
– Hormony są naszym suflerem, kłopot, że nie rozumiemy już ich języka – wyrecytował jedną ze swoich ulubionych formułek placebo. Nie udzielającą sensownej odpowiedzi, ale pasującą do większości przypadków, z jakimi miał do czynienia.
– Też jesteś pojebany.
– Ale jestem tego świadomy, na tym polega dojrzałość.

Relacje damsko-męskie to stary jak świat temat na powieść obyczajową, a tutaj mamy ich pełen przegląd: romanse, małżeństwa, kryzysy, skoki w bok, rozwody, powroty i co tylko może się zdarzyć. Wszystko razem tworzy dość bezładną fabułę, ale napisaną tak zgrabnie, że można przymknąć oko – sprawności językowej nie sposób autorce odmówić, nawet banalniejsze wydarzenia bywają niebanalnie przedstawiane. Drażnią natomiast liczne wykłady o ludzkiej naturze czy o współczesnej Polsce, chętnie wygłaszane pod byle pretekstem przez bohaterów, albo i narratora – zwykle niezbyt odkrywcze, a pretensjonalne. Poza tym lektura w pewnym momencie zaczyna nużyć – ciąg problemów osobistych robi się w końcu monotonny i nawet niespodziewany zwrot akcji już nie robi większego wrażenia. Tym bardziej nie robi go nijakie zakończenie. Całość zasługuje jednak na uwagę, nawet jeśli ktoś nie trawi tzw. kobiecej literatury.

Ocena: 4+


Láska nebeská (Mariusz Szczygieł)

okładka (Agora)

Zaliczanie tej książki do przeczytanych jest lekkim nadużyciem, skoro to audiobook, ale może nikt nie zauważy;-). Audiobook szczególny z dwóch powodów: po pierwsze, czytany przez samego autora, co nieczęsto się zdarza; po drugie, trwający zaledwie trzy i pół godziny, więc można go odsłuchać w całości podczas jednej dłuższej podróży, zamiast kisić miesiącami po kawałku (w domu wolę czytać niż słuchać, a w drodze do pracy jednak trochę za duży hałas w tramwaju, żeby słuchało się komfortowo).

O zawartości dość powiedzieć, że to zbiór felietonów Szczygła o Czechach, jak również wstępów do wydawanych przez Agorę znanych dzieł czeskiej literatury – wstępów często tak naprawdę mających niewiele wspólnego z owymi dziełami, bo autor łapie się jakiejś pojedynczej sceny czy zdania (ewentualnie jakiegoś zdarzenia z życia autora), by rozwinąć szeroką dygresję na temat Czechów. Albo Czechosłowaków, bo okazuje się, że i taka nacja zaistniała przez dekady życia w jednym państwie – autor śmieje się, że ilekroć używa słowa „Czechosłowacy”, jest mieszany z błotem przez polskich internautów za rzekomą ignorancję, a jak napisze „Czesi i Słowacy”, zaraz go poprawiają za naszą południową granicą na „Czechosłowaków”.

Chyba nikogo znającego twórczość Szczygła nie zaskoczę stwierdzeniem, że słuchało się tego bardzo miło i często z uśmiechem na ustach (szczególnie rozdziału o napisach w czeskich toaletach publicznych), więc oczywiście polecam. Czy to audiobooka, czy e-booka, czy po prostu booka;-).

Ocena: 5-

Inne tego autora: Gottland


Rage (Stephen King)

okładka

Pierwsza z książek Kinga wydanych pod pseudonimem „Richard Bachman”, zarazem najmniej znana, gdyż od wielu lat niewydawana. Zabronił tego sam autor – powieść opowiada bowiem o nastolatku, który pewnego pięknego dnia wchodzi do klasy z pistoletem i wyładowuje z jego użyciem swoje frustracje – po serii masakr w amerykańskich szkołach King stwierdził, że nie chce być z tym w żaden sposób kojarzony ani tym bardziej oskarżany o inspirowanie takich działań. W efekcie książka nigdy nie została wydana m.in. w Polsce, ale od czego internet – wyguglanie pirackiego e-booka to czysta formalność, a skoro możliwości legalnego zakupu od dawna nie ma, to i trudno mieć wyrzuty sumienia.

Co do fabuły – nie, nie zobaczymy tu masakry. Główny bohater, Charlie Decker, zabija dwójkę nauczycieli, ale potem już spokojnie siada za biurkiem i z braku lepszych pomysłów zaczyna opowiadać klasie o swoim ciężkim życiu (ojciec-tyran, problemy zdrowotne, upokorzenia w szkole i poza nią), skłaniając innych do tego samego – kolejni uczniowie zaczynają więc wyrzucać z siebie wszelkie frustracje, traumy i zadawnione urazy, a nawet rozwiązywać konflikty między sobą. Psychoterapia niemal wzorowa, tylko policja próbuje przeszkadzać.

Niestety, ale trzeba przyznać autorowi rację: książka jak najbardziej może być uznana za inspirację do podobnych czynów. Decker jest tu bezrefleksyjnie przedstawiany jako ofiara bezdusznego systemu, w zasadzie niewiniątko, sprowokowane przez wrogie otoczenie – choć jego życiorys trudno uznać za szczególnie dramatyczny. Zastrzelenie nauczycielki na oczach uczniów wywołuje tylko chwilowy szok, po czym wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego; jedyny uczeń, który reaguje na ten czyn wrogo i próbuje się buntować, jest kreowany na wyjątkowego palanta, którego reszta klasy zaczyna serdecznie nienawidzić, by w finale przeprowadzić na nim samosąd. Ludzie, którzy próbują negocjacji (dyrektor, szkolny psycholog, oficer policji), jeden po drugim wychodzą na durniów – i tak dalej.

Częściowo King mógłby się usprawiedliwiać, że bohater jest zarazem narratorem, więc trudno, żeby stawiał sam siebie w złym świetle. Ale tylko częściowo, bo fabuły bohater sam sobie nie wymyślił, a układa się ona w sposób potwierdzający jego racje – uczniowie, poza jednym wspomnianym wyjątkiem, stają się de facto jego sojusznikami, zbiorowa psychoterapia wydaje się wszystkim pomagać, a nawet gdy Decker zaprasza dwie koleżanki do rozstrzygnięcia kłótni za pomocą pięści (grożąc zabiciem tej, która się wycofa), kończy się to pozytywnie, niemal cukierkowo. Wszystko to jest tak niewiarygodne psychologicznie, że sprawia wręcz wrażenie agitki. Zdecydowanie lepiej, żeby jej nie przeczytał żaden sfrustrowany nastolatek, rozważający coś podobnego, bo znalazłby tu mocną zachętę, by wziąć przykład z Deckera – tylko efekty byłyby pewnie dużo gorsze od powieściowych.

Ocena: 4

Inne tego autora: Sklepik z marzeniami, Colorado Kid, Blaze


Komentarze

Podobne wpisy