Cichy Fragles

skocz do treści

Science fiction (Jacek Dukaj)

Dodane: 24 września 2013, w kategorii: Literatura

okładka (Bookrage)

0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 1 1 0 1 1, a potem już poszło
– Wyobraź sobie, że jesteś symulacją samej siebie. Ktoś porównuje rezultaty.
Caldwell ma wrażenie déjà vu. Przygryza myśl. Nie, to inne uczucie, uczucie dotyczące wyłącznie pisarzy: nie przeżył tego już kiedyś, ale już kiedyś napisał.
Na salonach różnica między „pisarzem” i „pisarzem science fiction” odpowiada różnicy między „aktorem” i „aktorem porno”.
Odpowiedziała mu kobieta bez napojów, w języku, którego Ursa nie znał; być może taki język nie istnieje, tęcza mowy rozszczepiona na barwy podstawowe.
Gdy czuje się zbyt komfortowo w realu, niezmiernie trudno urealniać mu fikcję.
Urodził się, by zostać zawodowym zabójcą – został profesorem literatury.
Gdybym był bohaterem powieści hard SF, jak mógłbym się obronić przed poznaniem?
– Nie jesteś częścią tego świata, żyjesz w innych.

Powieść SF o pisaniu powieści SF – pomysł genialny w swej prostocie, lecz bardzo trudny w realizacji. Próbować przewidzieć można wszystko (pomijając fakt, że 99% przepowiedni okazuje się pudłami), ale przewidzieć w utworze literackim przyszłą literaturę, to tyle, co zacząć ją tworzyć. A jeśli już teraz się ją zaczyna, to przepowiednia sama siebie unieważnia, bo literatura już istniejąca nie może być zarazem literaturą przyszłości. Krótko mówiąc, SF o SF to logiczna sprzeczność – jak zatem ją napisać?

OK, można przyszłą literaturę tylko ogólnie zasugerować, serwując czytelnikowi strzępy dyskusji na jej temat i w ten sposób niby się wykręcić z błędnego koła. Wtedy jednak pojawia się kolejny problem: żeby przewidzieć przyszłą literaturę, trzeba najpierw przewidzieć świat, w którym ta literatura będzie powstawać – trzeba by więc dokonać tego, czego SF od zarania swoich dziejów dokonać nie potrafi. Mało tego, trzeba by jeszcze dobrze ten świat (i jego mieszkańców) zrozumieć – a powieść Dukaja traktuje w dużej mierze właśnie o tym, że takie zrozumienie jest niemożliwe. I nie tylko takie. Niemożliwe jest w ogóle pełne zrozumienie między dwiema istotami, nawet jednego gatunku, bo każdy nie tylko jest unikalny, ale też ma unikalne życie, które go kształtuje. Każdy zatem żyje w swoim własnym świecie, który nigdy nie pokrywa się w stu procentach z czyimkolwiek innym światem – nie możemy więc zrozumieć się wzajemnie do końca.

Taką to filozofię serwuje nam Edward Caldwell, pisarz SF „słynący ze złożoności i rygoryzmu swych kreacji”. Alter ego Dukaja? Nie można wykluczyć. Autoreferencyjny charakter utworu widać gołym okiem, z pewnością nieprzypadkowo książkę otwiera cytat z „Elizabeth Costello”. Akcja toczy się nie dalej niż kilkanaście lat w przyszłości, a bohater zbliża się do pięćdziesiątki, jest więc z grubsza rówieśnikiem autora; opisy tworzonej przez niego prozy (hard SF, a jakże) brzmią prawie jak zapowiedź, co Dukaj zamierza napisać w przyszłości. Wreszcie powstająca powieść Caldwella, której fragmenty mamy okazję poznać, to Dukaj do kwadratu, atakujący czytelnika szaloną wizją bez trzymanki, za którą albo nadążasz, albo masz problem – „Aguerre w świcie” i „Perfekcyjna niedoskonałość” się kłaniają.

Oto świat bardzo odległej przyszłości, w której Ziemia uległa tajemniczej katastrofie, a cywilizację odbudowują koloniści na Marsie. Cywilizację zupełnie niepodobną do ziemskiej, bo bez żadnej władzy ani żadnych zasad – każdy sam je sobie wyznacza. Co więcej, postępy biotechnologii pozwoliły Marsjanom zapomnieć o stałej płci (można ją zmieniać na zawołanie), osobowości (pełna kontrola nad hormonami, ustawiasz sobie nastrój i charakter wedle woli), a nawet o jednostkowej tożsamości, bo w razie potrzeby można sobie sprawić kilka ciał. Mars w ogóle biotechnologią stoi, dość powiedzieć, że nawet tamtejsze statki kosmiczne przypominają żywe organizmy.

Główny bohater/bohaterka przybywa jednym z takich statków (o wdzięcznej nazwie „Wątroba”) na Ziemię, by zbadać tajemnicę jej obecnego stanu – szalejące prawa fizyki, odbicia miejsc i wydarzeń z przeszłości, niestabilna rzeczywistość i ogólny chaos, z którego tylko momentami wyłaniają się pozory porządku. Jak mogło do tego dojść? Jaka technologia wymknęła się Ziemianom spod kontroli? Poszukiwanie odpowiedzi stanowi treść tej sub-powieści, a rozwiązanie zagadki, zaprezentowane w formie kolejnej opowieści, postawi w nowym świetle także główną powieść – szczegółów oczywiście nie zdradzę, ale jest na co czekać, zakończenie to prawdziwy popis rycia beretu, nawet jak na Dukaja.

Całość budzi jednak mieszane uczucia – powieść niewątpliwie świetna, nowatorska i pomysłowa, ale też chaotyczna, sprawiająca wrażenie, jakby autor popuścił wodze nie tylko fantazji. W efekcie dostajemy fabularne ADHD, z rozpoczynanymi i urywanymi od niechcenia wątkami (Judga – współtworzona przez Caldwella aplikacja, mająca pilnować przestrzegania zasad moralnych przez użytkownika – początkowo zanosi się na główny temat powieści, a potem ni z tego ni z owego znika nam z pola widzenia), z pojawiającymi się i znikającymi postaciami, ze skrótowymi dyskusjami na fafnaście tematów – hmm, ale może to też jakaś alegoria stanu współczesnej fantastyki? Powieść bądź co bądź autoreferencyjna, więc kto wie?

Cóż, do skończonego arcydzieła trochę zabrakło, ale to i tak jedna z lepszych powieści Dukaja – a chyba nie muszę nikogo przekonywać, że to już sporo znaczy.

Ocena: 5

Inne tego autora: Lód, Wroniec, Król bólu (#1, #2, #3), Portret nietoty


Podobne wpisy