Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane w 2013 #3

Dodane: 7 lutego 2014, w kategorii: Literatura

W dzisiejszym odcinku:

  • Arka (Adam Wiśniewski-Snerg)
  • Motyl i czołg (Ernest Hemingway)
  • Nie ma kto pisać do pułkownika (Gabriel Garcia Marquez)
  • Przekładaniec (Stanisław Lem)
  • All-star Superman (Grant Morrison i Frank Quitely)
  • Ukojenie (Ian McEwan)
  • Ostatni brzeg (Nevil Shute)
  • Podcięte skrzydła (Aleksy Tołstoj)

Arka (Adam Wiśniewski-Snerg)

okładka (Czytelnik)

Czym jest Arka? Jeśli wierzyć głównemu bohaterowi, a zarazem narratorowi – okrętem przypadkowo napotkanym podczas morskiej podróży, który niegdyś należał do jego rodziny. Jeśli wziąć pod uwagę liczne sygnały otoczenia – szpitalem psychiatrycznym, w którym bohatera osadzono. A jeśli wierzyć innym pasażerom/pacjentom – może faktycznie szpitalem, ale na statku kosmicznym w podróży międzygwiezdnej. Tylko komu tu wierzyć? O ile pierwszą opcję można spokojnie wykluczyć na rzecz drugiej, o tyle trzecią nie tak łatwo skreślić, nawet biorąc pod uwagę, że wśród bohaterów ewidentnie roi się od chorych psychicznie.

Książka z jednej strony dająca do myślenia – chociażby w kwestii, jak odróżnić rzeczywistość od urojeń, a zdrowego psychicznie od wariata (zwłaszcza gdy nie ma pewności, że samemu się nim nie jest) – zarazem jednak czyta się ją w bólach, brnąc strona po stronie z coraz większym wysiłkiem. Trudno nawet powiedzieć czemu, ale mimo ciekawego pomysłu i inteligentnej realizacji nie byłem w stanie czerpać przyjemności z lektury – zamiast tego trzeba było się zmuszać, żeby ją dokończyć. Zmusiłem się skutecznie, ale jednak…

Ocena: 4-


Motyl i czołg (Ernest Hemingway)

okładka (Książka i Wiedza)

Trzy krótkie opowiadania o hiszpańskiej wojnie domowej, którą autor poznał z bliska jako reporter – co oczywiście nasuwa pytanie, ile w tych utworach fikcji, a ile autentycznych wydarzeń. Zwłaszcza tytułowe opowiadanie, w którym czyjeś nazbyt swobodne zachowanie kończy się bezsensowną tragedią, podejrzanie przypomina reportaż, i to spisany na gorąco – ale może taki właśnie był zamiar autora? Gdybać na ten temat można do woli. Niezależnie od tego, szału nie ma – teksty niemal szkicowe, wspólnie jakoś tam budują klimat, ale i tak niespecjalnie zapadają w pamięć. Hemingwaya na pewno było stać na więcej.

Ocena: 3+

Inne tego autora: Za rzekę, w cień drzew


Nie ma kto pisać do pułkownika (Gabriel Garcia Marquez)

okładka (Muza)

Czy można nazwać powieścią (albo chociaż mikropowieścią) utwór, który liczy sobie ledwo kilkadziesiąt stron kieszonkowego formatu? Czy nie byłoby bardziej wskazane nazwać go otwarcie opowiadaniem i umieścić w jakimś zbiorze? Pewnie tak, ale w zbiorze mógłby się zgubić w tłumie i nie zyskać należytej uwagi. A byłoby szkoda, bo zdedydowanie na nią zasługuje.

Stary pułkownik nie może się doczekać decyzji o przyznaniu mu renty i wiele wskazuje, że nie dostanie jej nigdy, ale żyje nadzieją, że może jednak. Potrzebuje tego bardzo, bo żyje w skrajnej nędzy, odliczając ostatnie grosze i zupełnie dosłownie od ust sobie odejmując, żeby wykarmić swoją drugą nadzieję – koguta, który ma wkrótce zacząć brać udział w walkach kogutów i tym sposobem zarobić na jedzenie dla swojego pana. Problem w tym, że „wkrótce” wypada za kilka miesięcy, a pułkownik wraz z żoną przymierają głodem już dzisiaj i znikąd ratunku – sprzedali już wszystko, co tylko mogli, na pracę (gdyby nawet jakaś była) są za starzy i schorowani, a wszyscy dookoła też klepią biedę. Żona naciska, by sprzedać koguta, co by przyniosło trochę pieniędy i zmniejszyło wydatki, ale oczywiście honor pułkownika by tego nie zniósł. Skoro jednak honorem nie można się najeść, to czym w takim razie?

Historia niepozorna, ale świetnie napisana, z sugestywnie przedstawionym dramatem bohatera i mocnym zakończeniem. Lektura na pewno nie będzie stratą czasu – bynajmniej nie dlatego, że taka krótka.

Ocena: 5-

Inne tego autora: Opowiadania


Przekładaniec (Stanisław Lem)

okładka (Agora)

[tom 33 Lemowej Kolekcji]

Tytuł dobrze podsumowuje zawartość – mamy tu na zmianę przygody profesora Tarantogi (przyjaciela Ijona Tichego, gdyby ktoś nie wiedział), słuchowiska radiowe i scenariusze filmowe – wszystko połączone chyba tylko tym wspólnym mianownikiem, że nie udało się upchnąć w poprzednich tomach kolekcji. Gdyby nie scenariusze filmowe, drugim wspólnym mianownikiem byłby humorystyczny charakter zamieszczonych utworów – zwłaszcza tych o profesorze, który ma wyjątkowy dar przyciągania wszelkich świrów i odmieńców, z czego zwykle wynika sporo zamieszania.

W najlepszym utworze z tego tomu Tarantoga jednak nie występuje. „Noc księżycowa” to słuchowisko o wypadku na stacji kosmicznej – dochodzi do wycieku powietrza i okazuje się, że najprawdopodobniej nie wystarczy go dla dwóch obecnych tam astronautów. Dla jednego by wystarczyło, by doczekać nadejścia pomocy, ale który z nich miałby to być? Konwencja słuchowiska jest tu genialnie wykorzystana: na stacji pracuje rejestrator zapisujący wszystkie odgłosy (ale nie obrazy), a każdy z bohaterów stara się przekazać swoją interpretację wydarzeń – np. gdy rzucają monetą dla ustalenia, kto ma przeżyć, obaj krzyczą, że wypadła „ich” strona, czego z braku obrazu nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Kto więc chciał rozstrzygnąć sprawę uczciwie, a kto kantował (jeśli nie obaj)? Na podstawie samego dialogu trudno orzec…

Najsłabiej się natomiast prezentują scenariusze filmowe, napisane na potrzeby ekranizacji „Pamiętnika znalezionego w wannie” i „Kataru”. Żadna z nich ostatecznie nie doszła do skutku – może to i lepiej. Niestety, oba teksty zajmują w sumie ponad jedną trzecią książki, więc znacząco zaniżają jej ocenę. Mógł być krótki ale zgrabny zbiorek, a tak wyszła pozycja niepotrzebnie pogrubiona i przez to trochę mniej strawna.

Ocena: 4


All-star Superman (Grant Morrison i Frank Quitely)

okładka (Mucha Comics)

Komiks o tym, jak Superman jedzie po bandzie, razem ze scenarzystą. Z powodu nadmiernego promieniowania słonecznego jego moc (Supermana, nie scenarzysty, choć temu drugiemu też chyba słoneczko trochę przygrzało) osiągnęła jeszcze wyższy poziom niż normalnie, ale nic za darmo – okazuje się, że nawet superorganizm tego nie wytrzyma i w ciągu tygodnia doprowadzi to do jego śmierci. Ale tydzień to sporo czasu, więc jeszcze sporo zdąży się wydarzyć: spotkanie z paroma mitologicznymi postaciami (każda z innej mitologii, rzecz jasna), wizyta na planecie w kształcie sześcianu, wypełnionej upośledzonymi klonami supcia, wyposażenie Lois Lane i Lexa Luthora w supermoc, przybycie całej drużyny Supermanów z przyszłości – długo by wyliczać.

Traktować tego wszystkiego serio czy choćby półserio nie sposób, jeśli ma się więcej niż 15 lat, ale jak się machnie ręką na zdrowy rozsądek, to czyta się przyjemnie – a ogląda jeszcze przyjemniej, bo rysunki naprawdę na wysokim poziomie, a wydanie wypasione. Tylko cena tego wydania stanowczo za wysoka w stosunku do wartości zawartości, a przecież i tak kupiłem z dużą zniżką…

Ocena: 4


Ukojenie (Ian McEwan)

okładka (Wydawnictwo Puls)

Para przebywająca na wakacjach w Wenecji przypadkowo poznaje bardzo towarzyskiego tubylca, który natychmiastowo zaprzyjaźnia się z nowymi znajomymi, zaczyna im opowiadać historię swojego życia, zaprasza na obiad i tak dalej. Przy okazji obiadu pojawiają się sygnały, że delikwent w rzeczywistości nie jest taki miły jak się zdaje, ale goście to ignorują. Potem sygnałów przybywa i są one coraz bardziej ostrzegawcze, nadal jednak lekceważone. Do czasu oczywiście. ale kiedy ten czas nadejdzie, będzie już za późno…

Książka mocno mi przypominała „Bestie” Joyce Carol Oates, zarówno ze względu na motyw (ludzie bawiący się cudzym kosztem, do których ofiary lgną jak ćmy do światła, mimo narastającego poczucia, że tego pożałują) jak i skromne rozmiary – ale też niestety ze względu na lekkie rozczarowanie po zakończeniu lektury i poczucie, że mogło być lepiej. W zestawieniu tych dwóch pozycji „Ukojenie” wypada znacznie korzystniej – bardziej niż by to wynikało z różnicy w ocenach, jakie im przyznałem. Najwyraźniej z wiekiem robię się surowszy, bo raczej byłbym skłonny obniżyć ocenę „Bestiom” niż podwyższyć „Ukojeniu”. Strach pomyśleć, co to będzie na starość.

Ocena: 4

Inne tego autora: Amsterdam


Ostatni brzeg (Nevil Shute)

okładka (Bellona)

Świat po wojnie atomowej. Nieważne, kto z kim walczył, zagłada i tak już nikogo nie ominie – radioaktywny pył zniszczył już wszelkie życie na północnej półkuli, a wiatry stopniowo roznoszą go na resztę planety i całkowita zagłada jest kwestią kilku miesięcy. Nie ma żadnego sposobu, żeby temu zapobiec, żadnych przeciwatomowych bunkrów, żadnego ratunku – jedyne co pozostaje mieszkańcom takich państw jak Australia, to przygotować się na śmierć.

Jak ludzie by się zachowywali w obliczu rychłego końca świata? Cóż, z pewnością nie tak jak w tej powieści. Jej bohaterowie dzielnie trzymają fason, ostentacyjnie rozmawiają o planach na przyszły rok, w miarę możliwości pracują i w ogóle starają się zachowywać tak normalnie, jak to tylko możliwe. Żadnej anarchii, żadnego szaleńczego używania życia póki można, żadnych problemów psychicznych, nic. Najbardziej rozbita bohaterka zaledwie trochę popija, z czego i tak bez trudu wychodzi, a szczyt rozpasania to niewinny flirt między nią i owdowiałym oficerem, z którego to flirtu i tak nic więcej nie wynika. Co to ma być, apokalipsa dla grzecznych dzieci?

Książka zaliczana przez niektórych do klasyki SF – nie mam pojęcia, na jakiej podstawie, skoro ani nauki, ani fantastyki w tym za grosz, wizja totalnie niewiarygodna psychologicznie, a i pisarsko żadna rewelacja – lektura idzie jak po maśle i pomimo tych wszystkich żali nawet sprawia przyjemność, ale nic ponadto. No ale jak na standardy SF z lat 50-tych to na pewno sporo powyżej przeciętnej, więc może stąd ten sukces…

Ocena: 4-


Podcięte skrzydła (Aleksy Tołstoj)

okładka (Książka i Wiedza)

Trzy opowiadania obyczajowe, obracające się w różny sposób wokół spraw damsko-męskich – z bezpiecznej XIX-wiecznej odległości, więc zbyt gorącej akcji nie ma co oczekiwać. Zresztą, w dwóch pierwszych nawet jak na XIX-wieczne standardy niewiele się dzieje – dopiero w trzecim, tytułowym, napięcie rośnie, bo w grę wchodzi zdrada. Całość, niestety, niczym szczególnym się nie wyróżnia, czyta się z lekkim znużeniem, a po przeczytaniu można szybko zapomnieć, o czym to w ogóle było. Od Tołstoja – któregokolwiek – wypadałoby oczekiwać czegoś lepszego.

Ocena: 3


Podobne wpisy