Cichy Fragles

skocz do treści

7+1 rzeczy, za które zapamiętamy mundial w Brazylii

Dodane: 15 lipca 2014, w kategorii: Futbol

7. Goal-line i kreski na boisku

Szok! FIFA dopuściła użycie nowoczesnej technologii przez sędziów! Co prawda nie miało to większego wpływu na cokolwiek (wątpliwości, czy piłka przekroczyła linię bramkową, pojawiły się bodaj tylko w meczu Francja-Honduras, a kreski to bardziej bajer niż realna zmiana), ale jest precedens i nadzieja, że powtórki wideo w końcu też się kiedyś pojawią, dzięki czemu sędziowie nie będą musieli polegać wyłącznie na swoich oczach, jak zwierzęta. Może na mundialu w 2030 (bądźmy realistami…) już nie będzie takich wpadek jak w meczu Meksyk-Kamerun czy Bośnia-Nigeria.


6. Kostaryka

Jedna z teoretycznie najsłabszych drużyn, która w dodatku wylądowała w grupie śmierci i nikt by nie miał większych pretensji, gdyby przegrała wszystkie mecze. A tu sensacja – zasłużone pierwsze miejsce w grupie, potem awans do ćwierćfinału (mimo gry w dziesiątkę przez ponad godzinę) i heroiczna walka aż do karnych z Holandią. A pomyśleć, że raptem osiem lat temu ta sama Kostaryka przegrała na MŚ z Polską…


5. Wejście Krula

Kto by pomyślał, że dostanie aż 7% w wyborach i… Tfu, nie tego Krula miałem na myśli, tylko Tima Krula – rezerwowego bramkarza Holandii, wpuszczonego w ostatniej minucie dogrywki z Kostaryką, żeby bronić w karnych. Oryginalna zagrywka okazała się doskonałym pomysłem, o dziwo jednak z Argentyną powtórki nie było. Podobno dlatego, że Cillessen był wściekły z powodu zmiany i van Gaal mu obiecał, że więcej tego nie zrobi – jeśli tak, to był to gruby błąd, bo interes zawodnika nie może stać wyżej niż interes drużyny, a który z holenderskich bramkarzy lepiej broni karne, widać było bardzo wyraźnie.


4. Brazylijczycy

Nie tyle ci na boisku, co ci na trybunach – wyjątkowo żywiołowi, w jednej chwili przechodzący od owacji do gwizdów i na odwrót, a gwizdali natychmiast, gdy któraś drużyna zaczynała bezproduktywnie wymieniać piłkę na własnej połowie, zamiast grać do przodu. Zapewne trochę się tą postawą przyczynili do gradu bramek na tym turnieju. No i nie trąbili na wuwuzelach – duża ulga, bo bałem się, że to się może stać kolejną mundialową tradycją.


3. Mecz Holandia-Hiszpania

Rekordowa porażka obrońcy tytułu (i to potrójnego przecież, jeśli wliczyć Euro), „gol Supermana” van Persiego, a do tego efektowny przykład efektu motyla: tuż przed końcem pierwszej połowy, przy prowadzeniu 1-0, Hiszpanie mieli idealną okazję bramkową – gdyby ją wykorzystali, Holendrzy raczej by już nie odrobili strat – a tak poszła kontra, Holandia wyrównała i sytuacja zupełnie się zmieniła. A bez tej porażki Hiszpanie przystępowaliby do meczu z Chile w zupełnie innych nastrojach i nawet gdyby przegrali, mimo wszystko wyszliby z grupy. Drobna, niezauważalna gołym okiem różnica w krytycznym momencie mogła się przełożyć na zupełnie inny przebieg turnieju…


2. Manuel Neuer

Był jedną z czołowych gwiazd turnieju, ale przede wszystkim zostanie zapamiętany za mecz z Algierią, w którym częściej widzieliśmy go poza polem karnym, niż w jego obrębie – tylu wyjść, tak dalekich i ryzykownych (wślizg ponad 30 metrów od bramki!) nie zaliczył żaden bramkarz w historii MŚ, a przecież to nie był mecz o pietruszkę, tylko ciężka walka o awans, którą jeden błąd mógł rozstrzygnąć, a z Neuera zrobić pośmiewisko. Błędu jednak nie popełnił i został bohaterem. Tu również można by mówić o efekcie motyla, gdyby nie to, że Neuerowi błędy zdarzają się bardzo, bardzo rzadko.


1. Runda grupowa

Zazwyczaj trochę senna, tym razem wyjątkowo obfitująca w bramki i emocje – trochę pewnie za sprawą panującej w Brazylii atmosfery uwielbienia dla ofensywnej gry, ale bardziej za sprawą kuriozalnego rozstawienia, w wyniku którego siły rozłożyły się bardzo nierówno (czy którakolwiek drużyna z grupy B lub G miałaby problem z wyjściem z grupy H?) i zarówno potęgi, jak i słabeusze walczyli o awans do końca. Efekt świetny, jednak wolałbym, żeby FIFA przemyślała swoje zasady odnośnie podziału na koszyki.


0. Mecz Brazylia-Niemcy

Owszem, Brazylia od początku turnieju nie zachwycała. Owszem, tuż przed półfinałem straciła dwie czołowe gwiazdy. Owszem, nawet z nimi nie byłaby w tym meczu faworytem. Nic jednak nie tłumaczy siedmiobramkowej masakry, ja też nawet nie próbuję zrozumieć, jak to się stało. A przecież Brazylia i tak miała szczęście, że to nie był finał – gdyby Niemcy nie potrzebowali oszczędzać sił na jeszcze jeden mecz, wynik byłby niechybnie dwucyfrowy…


Komentarze

Podobne wpisy