Cichy Fragles

skocz do treści

-izm i -fobia

Dodane: 11 stycznia 2015, w kategorii: Przemyślenia

Pod jednym względem terroryści przegrali – karykatury z Charlie Hebdo, które wcześniej widziało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, po ataku zobaczyło co najmniej kilkadziesiąt milionów. Zdarzyły się oczywiście media, które żadnego rysunku nie przedrukowały, czy to z powodu poprawności politycznej, czy to z powodu niechęci do obrażania uczuć religijnych, ale większość okazała solidarność z ofiarami i słusznie rozpropagowała to, co mordercy chcieli zniszczyć.

Owszem, pismo często jechało po bandzie, prezentując humor z okolic naszego „NIE” albo i ostrzejszy, ale to w zaistniałej sytuacji bez znaczenia – wolność słowa obejmuje także wolność obrażania i nie wydaje mi się, by można było oddzielić jedno od drugiego. A choćby i się dało, nie może to być żadną okolicznością łagodzącą dla masowego mordu.

Pod innym jednak względem terroryści mogą mówić o sukcesie – raz jeszcze udało się umocnić stereotyp muzułmanina-terrorysty i dodać argumentów tym, którzy uważają islam sam w sobie za zło, a jego wyznawców najchętniej przegoniliby z Europy.

Niezręcznie mi stawać w roli obrońcy religii, w dodatku tak zacofanej i nietolerancyjnej, a takim jak ja wolnomyślicielom wrogiej – ale uczciwość nakazuje zwrócić uwagę, że muzułmanami byli nie tylko terroryści, ale i zamordowany przez nich policjant, jak również pracownik sklepu z koszerną żywnością (tu się z kolei kłania stereotyp muzułmanina-antysemity), który ukrył kilkunastu klientów przed napastnikiem. I nie jest to przypadek, jako że muzułmanów żyje we Francji około pięciu milionów, czyli prawie 10% społeczeństwa…

„OK, nie każdy muzułmanin to terrorysta, ale każdy terrorysta to muzułmanin” – odpowie ktoś, cytując popularne hasełko z netu. I powielając kolejny stereotyp. Według statystyk Europolu (PDF) w roku 2013 na terenie Unii Europejskiej miały miejsce 152 akty terroru. Kto ich dokonywał? Na pierwszym miejscu… nie, nie islamiści – separatyści baskijscy: 84 ataki. Na drugim miejscu… nie, też nie islamiści – skrajna lewica: 24 ataki. Dalej statystykę zaciemniają Brytyjczycy, którzy nie uwzględniają w statystykach motywacji terrorystów, więc 35 ataków na terenie ich kraju wpadło w komplecie do kategorii „not specified”, ale autorzy raportu przejrzeli te przypadki i doliczyli się – uwaga – dwóch ataków dokonanych przez islamistów. Co, i owszem, stanowi wzrost w porównaniu z wcześniejszymi latami.

Oczywiście atak atakowi nierówny – separatyści zwykle unikają ofiar w ludziach, bo zdążyli zauważyć, że w ten sposób tylko szkodzą swojej sprawie; islamiści bądź tego nie rozumieją, bądź mają to gdzieś, więc jak już atakują, to z rozmachem i koniecznie z ofiarami śmiertelnymi, co daje efekt paradoksu lotniczego – nieliczne duże ataki są zauważane znacznie lepiej niż masa pomniejszych.

Warto jednak zauważyć, że separatyści nie zawsze unikali ofiar – sama tylko ETA zabijała w latach 70-tych i 80-tych po kilkadziesiąt osób rocznie (w szczytowym 1980 aż 92 trupy). Czy ktoś wtedy mówił, że baskijskość to zło i źródło terroru, a Basków należałoby przepędzić z Europy? O ile wiem, nie. Podobnie nikt myślący nie utożsamiał IRA z Irlandią, Czerwonych Brygad z Italią, czy RAF z Niemcami – że ograniczę się tylko do najbardziej znanych organizacji terrorystycznych, jakie parę dekad temu budziły uzasadnione przerażenie w Europie. A przecież zwłaszcza IRA i ETA cieszyły się dość szerokim poparciem (przynajmniej jak na organizacje mordujące ludzi), natomiast bojówki komunistyczne mogły liczyć na wsparcie sowieckiego supermocarstwa…

No ale Baskowie, Irlandczycy czy komuniści, nie byli „obcy”, nie było ich dokąd wygonić (muzułmanów zresztą coraz częściej też, bo niby dokąd miałby się wynieść człowiek urodzony we Francji czy Holandii, który nie ma żadnego innego obywatelstwa?), więc pozostawało tylko rozwiązanie problemu cywilizowanymi metodami – i to się przecież udało: żadna z ww. organizacji nie stanowi już poważnego zagrożenia, jedynie ETA jeszcze nie całkiem zdechła, ale o powrocie do dawnej „świetności” może tylko marzyć. A jednocześnie Baskowie mają się znacznie lepiej niż w latach 80-tych i ciągle pozostają w Hiszpanii.

Wszystko to w żadnym razie nie znaczy, że bagatelizuję problem islamizmu – niewątpliwie jest to rak, którego trzeba konsekwentnie zwalczać – ale uznając islamistów za reprezentację wszystkich muzułmanów, tylko tego raka umacniamy i sprzyjamy jego wrastaniu w zdrową tkankę. Im silniejsze animozje między muzułmanami a resztą, tym łatwiej terrorystom o nowych rekrutów, którzy te animozje wzmocnią jeszcze bardziej – i tak dalej, aż do ogólnej katastrofy. Upadek ETA zaczął się właśnie od upadku przekonania, że oni kogokolwiek poza samymi sobą reprezentują – i od tego też trzeba zacząć w przypadku islamistów.


Komentarze

Podobne wpisy