Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane w 2014 #1

Dodane: 18 stycznia 2015, w kategorii: Literatura

W dzisiejszym odcinku fantastyka:

  • Teranezja (Greg Egan)
  • Punkt wyjścia (Dawid Kain)
  • Lewa ręka ciemności (Ursula K. Le Guin)
  • Ślepowidzenie (Peter Watts)
  • Bezsenność (Stephen King)
  • Król Bezmiarów (Feliks W. Kres)
  • Gorefikacje 1/2

Teranezja (Greg Egan)

okładka (Solaris)

Teranezja to fikcyjna wyspa w archipelagu Moluków, gdzie Prabir Suresh mieszka z siostrą i rodzicami. Rodzice to biolodzy, którzy badają dziwne, do niczego niepodobne motyle, występujące tylko tutaj. Sielankę przerwie wojna, w wyniku której trzeba będzie uciekać z wyspy jak najdalej. Dwadzieścia lat później siostra Prabira wyruszy w podróż na wyspę, by dokończyć dzieło rodziców, a brat podąży za nią, by… powstrzymać ją przed tym? Wyręczyć? Zmierzyć się z demonami przeszłości? Sam chyba do końca nie wie, bo to mocno skomplikowana i rozchwiana osobowość – rzadki przypadek w hard SF. Tylko właśnie, czy to jeszcze hard SF, czy już powieść psychologiczna? Przez pół książki obserwujemy wyłącznie perypetie głównego bohatera i jego życie wewnętrzne, dopiero po stu kilkudziesięciu stronach zaczynamy się powoli dowiadywać, o co chodzi z tymi tajemniczymi motylami – trudno więc powiedzieć, co właściwie jest tu najważniejsze.

Od strony naukowej niewiele można tej książce zarzucić (może koncepcja powiązania ewolucji z mechaniką kwantową nie wydaje się zbyt prawdopodobna, ale na pewno sprytnie pomyślana), natomiast fabularnie mamy tu lekki chaos i nadmiar pobocznych wątków, które nic sensownego do całości nie wnoszą. Trudno nie odnieść wrażenia, że pomysł nie miał wystarczająco dużego potencjału, by zbudować wokół niego całą powieść, więc autor dobudował co się dało – a to wojnę, a to emigrację, a to postmodernizm, a to irracjonalizm, a to homoseksualizm, a to walkę z pytonem – byle tylko powieść wyglądała bogato. W efekcie poszczególne elementy nie całkiem do siebie pasują – zwłaszcza część między opuszczeniem Moluków a powrotem po latach, mogłaby być z powodzeniem fragmentem osobnej powieści.

Ale co tam, Egan pisze tak dobrze, że i tak warto przeczytać.

Ocena: 4+

Inne tego autora: Kwarantanna, Miasto permutacji


Punkt wyjścia (Dawid Kain)

okładka (Oficynka)

Damian – patologiczny introwertyk z depresją, dla którego każde wyjście z mieszkania to dramat egzystencjalny. Rafał – patologiczny ekstrawertyk z ADHD, niezdolny wysiedzieć na tyłku pięć minut i bez przerwy szukający przygód. Damian dowiaduje się o tajemniczym człowieku, który może coś poradzić na jego beznadziejny stan. Rafał poznaje Klaudię, która wydaje się – o dziwo – jeszcze bardziej stuknięta niż on. Co tych dwóch delikwentów łączy, że wciąż czytamy o nich naprzemiennie – cóż, nie jest trudno się domyślić. Co z tego wszystkiego wyniknie – o, to już będzie dużo bardziej zaskakujące.

Powieść może nie powala z nóg, ale ma klimat, czyta się bardzo fajnie, zwłaszcza po „uleczeniu” Damiana, gdy fabuła zaczyna się robić mocno zakręcona (aczkolwiek nie są to zakręty aż tak ostre jak w „prawy, lewy, złamany”). Zachęcam, by samemu się o tym przekonać.

Ocena: 4+

Inne tego autora: Dyskoteka w krematorium


Lewa ręka ciemności (Ursula K. Le Guin)

okładka (Książnica)

Co by było, gdyby ludzie nie mieli stałej płci? Ba, gdyby na co dzień nie mieli żadnej, a tylko na początku sezonu godowego losowo jakąś uzyskiwali i mogli ją wielokrotnie zmieniać? Cóż, odpowiedź na to pytanie sama w sobie wystarczyłaby do napisania niejednej książki… ale nie, autorka nawet za bardzo nie próbuje. W powieści mamy przedstawioną taką właśnie cywilizację – i w sumie prawie niczym się ona nie różni od naszej. Niby czytamy o jakichś różnicach kulturowych, niby widzimy odmienne podejście do niektórych spraw – ale tak naprawdę wszystko to tylko dekoracje, a cała historia, bez zmiany jakiegokolwiek istotnego szczegółu, mogłaby się równie dobrze dziać na Ziemi.

Szkoda, bo potencjału w tym pomyśle aż nadto. Przykro patrzeć, jak autorka go marnuje na banalną powiastkę przygodową. Historia sama w sobie w porządku, sprawnie napisana, chwilami nawet wciągająca, choć oparta na pomyśle dla odmiany średnio sensownym – w świecie bliżej nieokreślonej przyszłości istnieje międzygwiezdna organizacja zwana Ekumeną, służąca wymianie idei i towarów, a główny bohater jest jej wysłannikiem, który ma przekonać mieszkańców kolejnej planety do włączenia się w jej szeregi. Pójdzie mu to niespecjalnie i biedak będzie musiał się mocno napocić, żeby ocalić skórę, ale wiadomo – postępu i otwarcia na (wszech)świat i tak nie uda się zatrzymać…

Ocena: 4


Bezsenność (Stephen King)

okładka (Wydawnictwo Albatros)

Bohater – emeryt opłakujący śmierć żony – zaczyna cierpieć na bezsenność, z miesiąca na miesiąc bardziej męczącą, aż w końcu zaczyna widzieć aury wokół ludzi, jak również tajemniczych osobników, których nie widzi (prawie) nikt poza nim. Zanim jednak do tego dojdzie, mija nam sto kilkadziesiąt stron; zanim coś z tego wyniknie, drugie tyle; wynika z tego niezbyt sensownie uzasadniona Misja Ratowania Świata Przed Zagładą, która to misja ciągnie się przez kolejne dwieście stron, a bohaterowie zmierzają do celu tak okrężną drogą, jakby chcieli umrzeć ze starości przed jego osiągnięciem. Zakończenie kiczowate, a po nim jeszcze niemiłosiernie rozciągnięty, do niczego niepotrzebny epilog. Nad licznymi pomniejszymi wpadkami (jak choćby potraktowanie śmierci jednego z ważniejszych bohaterów tak olewająco, jakby zeszła jakaś trzecioplanowa postać) i nietrzymającą się kupy logiką świata aur nawet nie chce mi się znęcać…

Zaiste, King wielkim pisarzem jest – zrąbał w tej powieści wszystko, co tylko mógł, a i tak da się ją czytać bez bólu. Znać rękę mistrza.

Ocena: 4-

Inne tego autora: Sklepik z marzeniami, Colorado Kid, Blaze, Rage, Pokochała Toma Gordona


Ślepowidzenie (Peter Watts)

okładka (Mag)

Chciałoby się podchodzić do każdej nowej książki z czystym umysłem i bez oczekiwań czy uprzedzeń, ale nie ma tak dobrze – o każdej coś już wcześniej wiemy, bądź to z recenzji, bądź to z powodu znanego nam autora, więc jakieś tam specyficzne nastawienie mamy z góry wyrobione i nie pozostaje to bez wpływu na ocenę książki. Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie o „Ślepowidzeniu” tyle się nasłuchałem, jakie to genialne, przełomowe i wybitne, że poprzeczka oczekiwań podskoczyła mi pod sufit – i chyba w dużej mierze z tego powodu nie osiągnąłem pełnej satysfakcji.

Owszem, powieść jest wybitna – kawał świetnej hard SF, pełnej oryginalnych pomysłów i postaci, godna podziwu dbałość o prawdę naukową (aż do przesady – bibliografia dłuższa niż w niejednej pozycji stricte naukowej), no i temat, który mało komu w historii SF udało się sensownie opisać, czyli kontakt z obcą inteligencją. Warto podkreślić, że to zaledwie druga znana mi powieść (pierwszą było oczywiście Solaris Lema), w której ta inteligencja jest naprawdę obca przez duże „O” i nie da się uznać kosmitów za lekko udziwnionych ludzi, jak to zwykle w SF bywa. Trzeba też zwrócić uwagę na ciekawy problem postawiony przez autora – jak się ma inteligencja do świadomości? Co, jeśli nasza światomość to tylko obciążenie, ograniczające inteligencję i skazujące nas na porażkę w rywalizacji z inteligencją bezduszną? Co, jeśli w skali wszechświata jesteśmy odpowiednikiem ptaków dodo, które przetrwały mimo słabego przystosowania, tylko dzięki izolacji od bardziej rozwiniętych form życia?

Zarazem jednak sporo mi tu zgrzytało: opisywanie pod byle pretekstem najdziwniejszych dysfunkcji mózgu, sprawiające wrażenie, że autor koniecznie chce zaimponować czytelnikowi, jak dużo o tym wie; nadmiernie udziwniona załoga, złożona głównie z osób, które tak mocno odstają od normy, że same mogłyby być kosmitami, przez co trudno się z nimi identyfikować; ostentacyjne podkreślanie co i raz rzekomego geniuszu dowódcy wyprawy, który to geniusz przez całą powieść niczym się nie objawia (chociaż kto wie, może jestem za głupi, żeby go pojąć); wreszcie kwestia świadomości – skąd właściwie pewność, że wężydła jej nie mają? Nie wiemy nawet, skąd się bierze i jak działa nasza własna świadomość, więc jak tu cokolwiek o niej wyrokować w przypadku całkowicie do nas niepodobnych form życia?

Tak więc jakiś niedosyt pozostaje – ale biorąc pod uwagę, jak wysoki miałem poziom oczekiwań, proszę się tym nie sugerować, tylko czytać bez wahania.

Ocena: 5


Król Bezmiarów (Feliks W. Kres)

okładka (BookRage)

Wygrałem kiedyś tę książkę w konkursie na którymś z portali (Onet czy Gazeta – nie pamiętam), jednak z niewiadomego powodu przesyłka nigdy do mnie nie dotarła. Upomniałem się raz – odpowiedzieli, że widocznie poczta nawaliła, wyślą ponownie. Upomniałem się drugi raz – to samo. Trzeci raz już mi się nie chciało i machnąłem ręką – choć przez jakiś czas jeszcze się łudziłem, że może jednak w końcu przyjdzie. Do dziś nie wiem, co o tym myśleć – z jednej strony portal (którykolwiek) to za duża firma, żeby robić wałki na nagrodach (żeby jeszcze pieniężnych – ale książkowych?), z drugiej strony Poczta Polska SA, co by o niej nie mówić, nie mogła zgubić trzech przesyłek z rzędu…

Tyle prywatnych żali, a teraz do rzeczy: tytułowy bohater to Rapis, legendarny kapitan piratów, który dziesiątki statków zatopił, morze krwi przelał, nie wiadomo jakie skarby zebrał i tak dalej. Wśród jego licznych łupów znalazł się jednak magiczny rubin, który – jak się wydaje Raladanowi, jego pilotowi – stopniowo odbiera mu rozum i życie. Jak się z czasem okaże, klejnot ma o wiele większą moc, niż się wydaje – ale czym tak naprawdę jest i do czego popycha ludzi będących w jego władaniu? Raladan będzie musiał to wszystko odkryć, jednocześnie stając na głowie, by ochronić Ridaretę, córkę kapitana – m.in. przed jej własnymi córkami, przy których Rapis to wcielenie dobra i łagodności. Słowem, będzie się działo.

Podobnie jak w „Północnej granicy”, otwierającej cykl szererski, tak i w drugiej jego części krew się leje strumieniami, choć tym razem częściej w pojedynkach, niż w bitwach. Podobnie też dostajemy parę strzępów wiedzy o magicznej naturze świata Szereru, o jego polityce i obyczajach – ale wszystko starannie dawkowane przez autora, żeby czytelnik nie poczuł się zbyt dobrze poinformowany. Nie ma co liczyć na pełne wyjaśnienie tajemnicy – dowiemy się tylko tyle, ile udało się odkryć bohaterom, a ci, jak to w życiu zwykle bywa, wszystkiego odkryć nie są w stanie. Nie ma też co liczyć na cukierkowy happy end – również jak to w życiu, jednym się powiedzie, innych spotka los nie do pozazdroszczenia, a świat będzie miał to generalnie w Dużym Poważaniu.

Nie ukrywam, że ten surowy realizm (jeśli można użyć tego słowa w odniesieniu do fantasy) bardzo mi się podoba, jak i zresztą prawie wszystko w tej powieści. Zawodzi tylko zakończenie, ni przypiął ni przyłatał – zamiast końcowego fajerwerku mamy spuszczenie powietrza i epilog wyglądający trochę, jakby autor postanowił jednak dać jakąś namiastkę happy endu, a trochę, jakby zostawiał sobie furtkę dla kontynuacji. I tylko za to minus.

Ocena: 5-


Gorefikacje 1/2

okładka okładka (Wydaje.pl)

Pornografia przemocy – tak można najkrócej podsumować te zbiory opowiadań. Z rzadkimi wyjątkami są one bowiem nastawione przede wszystkim na dostarczenie czytelnikowi jak najmocniejszych wrażeń, do czego wątła fabuła stanowi tylko pretekst. Czasem zresztą nawet jej schemat żywo przypomina „fabuły” pornosów, gdzie po krótkim wstępie pro forma zaczyna się rżnięcie – tylko właśnie „rżnięcie” oznacza tu co innego.

Perwersyjnych atrakcji do wyboru, do koloru – wymyślne tortury, brutalne morderstwa i gwałty, kanibalizm, nekrofilia, zjadanie… hmm, wielu różnych rzeczy, których nie chcielibyście jeść – słowem, nikt oczekujący mocnych wrażeń nie powinien się poczuć niezaspokojony.

Najbardziej jednak zapada w pamięć „Fundacja Hackenholta” – oparty na prawdziwych świadectwach opis mordowania ludzi w obozie zagłady w Bełżcu. Hmm, no właśnie – czy antologia czysto rozrywkowego horroru to właściwe miejsce na taki utwór? Autor z pewnością miał dobre intencje, jednak umieszczenie tej historii pomiędzy fikcyjnymi pamiętnikami seryjnych morderców i historiami o duchach, trochę odbiera jej należną powagę. Choć i zarazem wytrąca z rozrywkowego nastroju, przypominając, że te wszystkie krwawe historie nie zawsze pozostają bezpieczną fikcją, a rzeczywistość potrafi przerastać najpotworniejsze wymysły pisarzy…

Ocena: 4+ (część pierwsza), 4- (część druga)


Komentarze

Podobne wpisy