Cichy Fragles

skocz do treści

Primum non nocere?

Dodane: 22 lutego 2015, w kategorii: Nauka

Siedzę sobie z gębą tak spuchniętą po wyrwaniu zęba, że trudno mi ją porządnie otworzyć, mam lekką gorączkę, a do tego jeszcze mnie trzęsie po antybiotyku (absolutny numer jeden w kategorii „najohydniejszy smak” – chętnie bym zapijał to paskudztwo setką wódki, gdyby nie to, że antybiotyków nie wolno mieszać z alkoholem), a to tylko jeden ze specyfików, jakimi muszę się kurować po wspomnianej operacji. To zatem dobra okazja, by napisać parę słów na temat tytułowej zasady – tyleż nadużywanej w publicznym dyskursie, co nierozumianej.

„Po pierwsze nie szkodzić” to w powszechnym przekonaniu część przysięgi Hipokratesa, składanej przez lekarzy – w rzeczywistości ani nie jest to część przysięgi (ba, nawet nie ma pewności, czy to w ogóle słowa Hipokratesa), ani też lekarze wcale jej nie składają. Byłoby zresztą dość dziwne, gdyby to robili, skoro zaczyna się ona od apostrofy do kilkorga greckich bogów, a cały tekst mocno odstaje od współczesnych realiów. Niedouczeni dziennikarze i publicyści z upodobaniem jednak powtarzają „primum non nocere” jak mantrę, ile razy zdarzy się jakaś debata publiczna o etyce lekarskiej – w przekonaniu, że jest to jakaś fundamentalna zasada, której każdy lekarz przysiągł przestrzegać. Tymczasem nic podobnego – polscy lekarze na ten przykład składają przyrzeczenie lekarskie, w którym nic o „non nocere” nie ma.

I słusznie, bo jak się zastanowić, to ta zasada jest po prostu nonsensowna. Znakomita większość leków szkodzi, bo to nic innego jak trucizny w małych dawkach – to jeden z powodów, dla których nie łykamy ich profilaktycznie, tylko dopiero po zachorowaniu. Wspomniany antybiotyk, żeby daleko nie szukać, mógłby mi mocno rozregulować żołądek, gdybym nie brał dodatkowo środka osłonowego. Wszelkie operacje chirurgiczne szkodzą jeszcze bardziej, bo to przecież nic innego, jak zadawanie ciału obrażeń, czasem bardzo poważnych, po których trzeba długo dochodzić do siebie. Ogólnie rzecz biorąc, prawie cała medycyna jest działaniem wbrew naturze, która nie dość, że nie radzi sobie z chorobami tak dobrze, jak byśmy chcieli, to jeszcze nie pozwala się w tym po dobroci wyręczać…

Oczywiście w znakomitej większości przypadków szkodliwość terapii jest pomijalna w porównaniu ze szkodliwością leczonego problemu – moja opuchnięta gęba i łykanie antybiotyku to przecież małe piwo w porównaniu z atrakcjami, jakich mógłby mi dostarczyć zepsuty ząb – ale już np. chemioterapia potrafi wyniszczyć organizm nie gorzej niż sam rak, często wręcz skracając pacjentowi życie. Onkolog, który chciałby przede wszystkim nie szkodzić, miałby związane ręce, bo na wojnie z rakiem zwykle nie ma mowy, żeby obeszło się bez ofiar.

Paradoksalnie, zasadę „primum non nocere” stosuje często tzw. medycyna alternatywna. Magiczne terapie są zwykle (choć nie zawsze!) obojętne dla organizmu, więc szkody nie wyrządzą – w zamian jednak oczywiście w niczym nie pomogą. Coś za coś.


Komentarze

Podobne wpisy