Cichy Fragles

skocz do treści

Prawie jak wybory

Dodane: 8 maja 2015, w kategorii: Polityka


Pod względem poziomu kampanii wybory prezydenckie zajmują u nas bezdyskusyjne ostatnie miejsce. Co prawda eurowybory mocno walczą, by tę kolejność zmienić, ale tam kampania przynajmniej częściowo obraca się wokół tego, czym europosłowie się zajmują – natomiast przed wyborami prezydenckimi dyskutuje się o wszystkim, tylko nie o tym, co faktycznie mieści się w uprawnieniach prezydenta.

Fakt, że inaczej nie bardzo byłoby o czym rozmawiać – prezydent nie może ani obniżyć podatków, ani cofnąć reformy emerytalnej, ani zmienić ordynacji wyborczej, ani tym bardziej konstytucji, ani zreformować armii, ani wprowadzić euro… Krótko mówiąc, nie może zrobić praktycznie żadnej z tych rzeczy, które kandydaci nam kłamliwie obiecują. Wszystko to leży w gestii rządu i parlamentu, a prezydent może co najwyżej to i owo zawetować – na tym jego władza zasadniczo się kończy. Ale gdyby to uczciwie przyznać, kampania stałaby się strasznie nudna, więc wszyscy zgodnie udają, że tego nie wiedzą (niektórzy zresztą chyba nawet nie muszą udawać) i ochoczo dyskutują o czym tylko przyjdzie im do głowy – skutecznie tworząc wrażenie, że wybieramy dyktatora, a nie urzędnika.

A ciemny lud tak lubi tę grę pozorów, że frekwencja w wyborach prezydenckich jest generalnie większa niż w parlamentarnych, co można śmiało uznać za największy absurd naszej demokracji. Niestety, na jego naprawę się nie zanosi – choć to oczywiste, że prezydent o tak niewielkich uprawnieniach powinien być wybierany przez parlament, to nie mniej oczywiste jest, że nikt nie się odważy zaproponować takiej zmiany, bo to przecież byłby zamach na demokrację, odbieranie głosu społeczeństwu i tak dalej. Patologia raz lekkomyślnie wprowadzona będzie się zatem trzymać wieki, choćby jej bezsens nie wiem jak walił po oczach.

Ale cóż – niektórzy muszą żyć z dużo większymi absurdami. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej…


Komentarze

Podobne wpisy