Cichy Fragles

skocz do treści

„Popieram monarchię, dopóki król ma takie poglądy jak ja”

Dodane: 12 sierpnia 2018, w kategorii: Absurdy

Mało kiedy miałem w życiu taką chichrenfreude (© by Wojciech Orliński), jak po pamiętnym przemówieniu JP2 z 2003, zakończonym słowami „Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. W toczącej się wówczas debacie o naszym wejściu do UE katoprawica z Rydzykiem na czele często gęsto używała bowiem argumentu, że Unia jest antychrześcijańska i to nie po bożemu za nią głosować – po wypowiedzi JP2 trzeba więc było albo podkulić ogon i posłusznie zmienić front, albo wznieść się na wyżyny erystyki, żeby wmówić sobie i innym, że papież nie powiedział tego, co powiedział (a nawet jak powiedział, to nie miał tego na myśli, a nawet jak miał, to i tak bez znaczenia). Pierwsza opcja oczywiście nie wchodziła w grę, bo tuż przed referendum równałoby się to kapitulacji, więc prawactwo zaczęło się wznosić na wyżyny, naturalnie dostarczając tym lewactwu niemałej uciechy.

Czemu o tym wspominam po piętnastu latach? Otóż w zeszłym tygodniu papież Franciszek wykręcił katoprawicy podobny numer, wpisując do katechizmu bezwarunkowe potępienie dla kary śmierci. Katoprawica, jak wiadomo, popiera ochronę życia od poczęcia do egzekucji i jest w tym równie zgodna i konsekwentna jak w niechęci do UE, zatem ta zmiana doktryny stanowi dla niej bolesny cios w plecy. Tym boleśniejszy, że tym razem nie da się powiedzieć, że to tylko prywatna opinia papieża, która by nie podpadała pod jego nieomylność – oficjalny zapis w katechiźmie oznacza ni mniej ni więcej, że od zeszłego tygodnia popieranie kary śmierci jest dla katolika takim samym grzechem jak popieranie aborcji czy małżeństw homoseksualnych…

Jak myślicie – czy tym razem nastąpiła wśród Prawdziwych Katolików jakaś zmiana frontu? Żebyście nie musieli tego sprawdzać, zaryzykowałem raka mózgu i przeklikałem się przez te wszystkie Frondy, Deony i inne zagłębia fundamentalizmu. I co? I jajco. Ani wśród publicystów, ani wśród komentatorów nie znalazłem ani jednego, który by powiedział coś w rodzaju: „Do tej pory popierałem karę śmierci, ale skoro Kościół przenajświętszy ją potępił, to już jej popierać nie będę”. Literalnie ani jednego, który by chociaż zareagował z pokorą i powiedział, że rozważy. Nie, wszyscy jak jeden mąż unoszą się świętym (?) oburzeniem, a papieża jeśli jeszcze nie wyzywają od antychrystów, to chyba tylko ze strachu przed przekroczeniem czerwonej linii.

Zauważmy: kiedy mowa o aborcji, eutanazji, antykoncepcji, rozwodach, homoseksualistach i innych kwestiach, w których Kościół zajmuje konserwatywne stanowisko, wszyscy ci Terlikowcy twardo podkreślają, że z prawdami wiary się nie dyskutuje i koniec, demokracji w Kościele nie ma i być nie może, a aktualna nauka jest święta, niezależnie od tego, ile razy w historii się zmieniała – ale kiedy Kościół wyjątkowo zajmie stanowisko niezgodne z ich własnym, nagle już nie mają najmniejszego problemu z ostentacyjnym sprzeciwem wobec tej świętej nauki; nagle można już z nią dyskutować, nagle można już krytykować papieża, nagle można wszystko.

Dogmat może sobie mówić, że papież jest nieomylny, ale dla fundamentalistów ważniejszy jest inny, nieformalny dogmat: że nieomylni są oni sami.


Komentarze

Podobne wpisy