Cichy Fragles

skocz do treści

Opowiadania nominowane do Nagrody Zajdla 2018

Dodane: 17 lipca 2019, w kategorii: Literatura

Jak co roku o tej porze, zbliża się moment rozdania Zajdli, a w związku z tym na ich stronie tradycyjnie znajdziemy darmowego e-booka z nominowanymi opowiadaniami – a ja, również tradycyjnie i również za darmo, wystrugałem ich recenzje.


Dzikie stworzenia (Krystyna Chodorowska)

Kobieta, która potrafi zmieniać się w fokę; rybacy, którzy nie lubią fok, bo te przeszkadzają im w połowach, a same są pod ochroną; tajemnicza zbrodnia; podejrzane wydarzenia na morzu w nocy… Co z tego wszystkiego może wyniknąć? Cóż, nietrudno się domyślić.

W tym przypadku wynikło z tego solidne opowiadanie, któremu ciężko cokolwiek zarzucić – z wyjątkiem tego, że na solidności poprzestaje, nie przejawiając najmniejszych ambicji ku czemukolwiek więcej. Od początku do końca wszystko idzie tu starannie utartymi torami, tyleż poprawnie co przewidywalnie, bez wyskoków i bez potknięć (może oprócz zakończenia: czemu nikt się nie zainteresował, co właściwie bohaterka robiła nago w lodowatym morzu?), do gładkiego przeczytania i równie gładkiego zapomnienia.


Jeden spalony rzut (Krystyna Chodorowska)

Oddział strażaków skacze na spadochronach na tyły szalejącego pożaru lasu, by nie dopuścić do jego rozprzestrzenienia się. Coś jednak idzie nie tak – pożar okazuje się silniejszy niż przypuszczano i odcina strażakom drogę ucieczki. O ich przetrwaniu zadecyduje umiejętność (lub nieumiejętność) widzenia syntetycznego…

Eee, czego?

W tym miejscu należałoby napisać coś w rodzaju „jak przeczytasz, to się dowiesz” – ale niejasna, chaotyczna narracja sprawia, że nawet po przeczytaniu nie mam pewności, co dokładnie autorka miała na myśli. Czy to dosłowny element świata przedstawionego, czy tylko metafora? Trudno orzec, obie odpowiedzi wydają się do obrony.

Drugi tekst tej samej autorki, zupełnie jednak niepodobny do pierwszego: zamiast utartego szlaku mamy tu drogę na przełaj, trudno powiedzieć dokąd. Eksperymenty mają to do siebie, że czasem wychodzą, a czasem nie – ten raczej nie wyszedł.


Detektyw Fiks i sprawa mechanicznego skafandra (Anna Hrycyszyn)

Steampunkowy świat (z odrobiną magii, jak się później okaże), a w nim zagadka kryminalna: bogatemu naukowcowi zaginął prototypowy mechaniczny skafander, po czym odnalazł się w miejskiej przepompowni – z trupem w środku. Śledztwo w tej dziwnej sprawie podejmuje genialny tytułowy detektyw i jego młoda asystentka. Będzie się działo?

No niestety, ale nie. Śledztwo przez większość czasu sprowadza się do bezradnego rozkładania rąk wobec braku śladów; co prawda w rezydencji Eydziatowicza brakuje tylko neonu z napisem „gość coś ukrywa”, ale mija ileś dni, zanim bohaterowie wpadną na pomysł powęszenia tam po cichu; w ogóle zresztą genialny jakoby detektyw nie wydaje się błyszczeć intelektem, przez całą fabułę nie dokonuje ani jednej nieoczywistej dedukcji czy czegokolwiek pożytecznego; na właściwy trop wpada w końcu asystentka, a i to przez czysty przypadek; sama intryga też okazuje się prosta jak konstrukcja cepa; w sumie ani z tego sensowny kryminał, ani sensacja, ani SF…

Najdłuższy z nominowanych tekstów, niewiele krótszy niż cała reszta razem wzięta – niestety chyba też najsłabszy. Broni się warsztatem pisarskim, ale niczym więcej.


Moloch (Maciej Kaźmierczak)

Zaczyna się od porodu – w skrajnie ohydnym miejscu i nie milszych okolicznościach. Potem mamy przeskok do faceta z amnezją, jadącego taksówką do miasta. Obok taksówki spada z nieba dziecko, zostawiając mokrą plamę na ulicy. Facet postanawia zaczekać na przyjazd policji, a w międzyczasie wchodzi do bloku obok w poszukiwaniu papierosów. Te podobno można kupić na dwudziestym piętrze…

Brzmi niezbyt sensownie? I owszem, nie jest to normalna fabuła, lecz coś na kształt Kafki połączonego z Beksińskim – z pierwszego mamy tu niedorzeczne zachowania i relacje międzyludzkie, z drugiego klimat grozy i beznadziei. Mieszanka może nie wybuchowa, ale bardzo smakowita, pomimo niepotrzebnego chwilami epatowania potwornością – piję tu głównie do początkowej sceny narodzin, bez której utwór mógłby się chyba obejść (choć wtedy zabrakłoby świetnego smaczku z miską i, hmm, zawartością).

Jak to z kafkowskimi historiami bywa, trudno orzec, co autor chciał przez to powiedzieć – tym niemniej wrażenie pozostaje więcej niż pozytywne.


Pierwsze słowo (Marta Kisiel)

Czego może sobie życzyć kobieta w ciąży? Co by to nie było, lepiej uważać z wypowiadaniem życzeń, bo mogą się spełnić. Bohaterce (a właściwie jej dziecku) to właśnie się przydarza – i powiedzieć, że nie jest to dobra wiadomość, to nic nie powiedzieć.

Autorka znana z humoresek tym razem popełniła opowiadanie niby też z przymrużeniem oka, ale upiorne – co początkowo wygląda na żart, zmienia się w życiową tragedię. Króciutkie, nieźle napisane, z mocnym zakończeniem – mimo to zbyt proste i banalne, żeby zapaść w pamięć.


Podsumowanie

Mój tegoroczny faworyt to bez wątpienia „Moloch” – jedyny z nominowanych tekstów, któremu niczego do szczęścia nie brakuje. Na drugim miejscu, z lekkim wahaniem, postawiłbym „Dzikie stworzenia” – przy całej mojej awersji do sztampy, muszę jednak oddać autorce sprawiedliwość, solidną robotę trzeba docenić.

Ogólnie rzecz biorąc, w porównaniu z zeszłoroczną biedą mamy niewątpliwy postęp – wszystkie teksty co najmniej przyzwoite, nawet „Detektyw Fiks…”, mimo puszczenia dużych ilości pary w gwizdek, całkiem dobrze się czyta. Niby jest to jakiś powód do optymizmu – ale czy określenie „co najmniej przyzwoite” może uchodzić za pochwałę dla opowiadań walczących o najbardziej prestiżową nagrodę w polskiej fantastyce?

Cóż, biorąc pod uwagę realia ostatnich kilku lat, pozostaje chyba uznać, że dobre i to, bo na więcej widocznie nie ma szans. Żadnych marzeń, panowie.

Nadzieja jednak umiera ostatnia, więc spodziewajcie się, że za rok napiszę to po raz kolejny…


Komentarze

Podobne wpisy