Cichy Fragles

skocz do treści

Gdzie leżało Mirmiłowo?

Dodane: 2 listopada 2021, w kategorii: Literatura, Nauka

Kajko i Kokosz uchodzą (słusznie czy nie) za polską odpowiedź na Asteriksa i Obeliksa – ale przynajmniej pod jednym względem komiksy te różnią się diametralnie.

W „Asteriksie” już w ikonicznym wprowadzeniu poznajemy dokładny czas i miejsce akcji („Jest rok 50. przed naszą erą. Cała Galia została podbita przez Rzymian…”), a kiedy bohaterscy Galowie opuszczają swoją wioskę w Armoryce, bez problemu możemy wskazać na mapie orientacyjną trasę i cel ich podróży, ponieważ odwiedzają oni realnie istniejące miasta i inne charakterystyczne lokacje; w komiksie występują także realne postacie historyczne, jak Juliusz Cezar czy Kleopatra, a o wydarzeniach historycznych (np. bitwa pod Gergovią) często się wspomina.

W „Kajku i Kokoszu” natomiast wręcz przeciwnie: realia wskazują, że rzecz się dzieje na ziemiach polskich, z grubsza w X wieku n.e. – ale konkretniejszych informacji ze świecą szukać. Nawet jeśli woje Mirmiła wyruszają w jakąś podróż, to odwiedzane przez nich miejsca są albo fikcyjne (typu kraina borostworów), albo nienazwane (np. stolica). Odniesień historycznych nie ma żadnych – bohaterowie nigdy nie wspominają o jakichkolwiek autentycznych wydarzeniach ani postaciach; wszystko równie dobrze mogłoby się dziać w jakimś neverlandzie.

Może jednak dałoby się ustalić coś bliżej?

Zacznijmy od czasu akcji: bohaterowie regularnie wzywają Trygława i Swaroga, co sugeruje czasy przedchrześcijańskie – ale parokrotnie dostajemy sygnały, że chrześcijaństwo już do Polski zawitało: w pierwszym tomie oryginalnej serii („Złoty puchar”) możemy zobaczyć zakonnika i biskupa; zakonnika można wypatrzeć także u boku księcia w „Wielkim turnieju”; w „Szrankach i konkurach” Kajko wspomina o „zwalczaniu pogańskiego obyczaju” przez księcia; wreszcie w tomie „Mirmił w opałach” pojawia się zarzut, że „Mirmił tylko udaje uświadomionego, a po cichu chwali Trygława i Swaroga”. Czyli chrzest Polski musiał już się odbyć, ale względnie niedawno.

„Względnie”, bo wbrew popularnemu mniemaniu, chrzest Polski nie oznaczał nagłego przełomu dla jej mieszkańców – tak naprawdę był to tylko chrzest Mieszka i jego drużyny, a tworzenie kościelnych struktur w jego państwie miało zająć całe stulecia. Minęło z grubsza pół wieku, zanim własnych kościołów dorobiły się wszystkie większe miasta, chrystianizacja wsi ruszyła na serio dopiero w XII wieku, a całkowite wykorzenienie dawnych wierzeń i zwyczajów datuje się nawet na XV wiek (no, prawie całkowite – niektóre, jak topienie Marzanny, przetrwały do dziś). Biorąc pod uwagę, że Mirmiłowo było małym grodem na uboczu, chrześcijaństwo mogło więc tam dotrzeć na upartego nawet dwieście lat po chrzcie Polski – dość szeroki zakres…

Obecność zakonników pozwala go nieco zawęzić: pierwszym zakonem w Polsce byli Benedyktyni, którzy przybyli tu na początku XI wieku (nie wiadomo, w którym dokładnie roku), zakładając klasztory w Tyńcu i Mogilnie – czyli rok 1000 mamy już za sobą.

Co dalej? We wspomnianym „Złotym pucharze” bohaterowie stają przed obliczem nienazwanego króla, który okazuje się młodzieńcem, zapewne nastoletnim (Mirmił wspomina, że był w stolicy dziesięć lat temu i poznał obecnego króla jako dzieciaka). Jaki to zatem mógł być historyczny król?

No niestety – żaden. Pierwszym nieletnim królem Polski był dopiero Władysław Warneńczyk, koronowany w 1434 jako dziesięciolatek, z całą pewnością już nie w czasach Kajka i Kokosza. Wszyscy wcześniejsi siadali na tronie z co najmniej trzydziestką na karku, poza Kazimierzem Wielkim (23 lata w momencie koronacji) oraz Wacławem III i Janem Luksemburskim (odpowiednio 16 i 14 lat), którzy jednak byli królami Polski tylko tytularnie (żaden nie został koronowany), no i nie urzędowali w naszym kraju.

Ale może król był tak naprawdę tylko księciem? Bądź co bądź zwyczajowo nazywamy wszystkich naszych panujących od Mieszka począwszy królami, choć wielu z nich tego tytułu nie posiadało, więc może autor zrobił podobnie? To już by nam dawało jakieś opcje: Mieszko I urodził się, w zależności od źródła, między 922 a 945, a rządy objął ok. 960 – przyjmując najpóźniejszą datę urodzenia, byłby wtedy piętnastolatkiem; Kazimierz Odnowiciel został księciem w 1034 jako osiemnastolatek (ale tylko formalnie, ponieważ wrogowie zmusili go do ucieczki z kraju – realnie zaczął rządzić dopiero w 1039); Bolesław Szczodry zaczął rządzić w 1058 jako szesnastolatek; w tym samym wieku księciem został Bolesław Krzywousty w 1102 – ale księciem tylko południowej części kraju, pełną władzę objął pięć lat później.

Jeśli zatem brać pod uwagę pełnoprawnych i realnych władców Polski, pozostaje nam (być może) Mieszko I lub Bolesław Szczodry. Pierwsza opcja jest o tyle problematyczna, że Mieszko zmarł w roku 992, a jak już wspominaliśmy, zakonnicy pojawili się w Polsce dopiero w kolejnym stuleciu. Druga opcja z kolei mocno komplikuje kwestię lokalizacji – Mirmiłowo, o czym będzie dalej, leżało najprawdopodobniej na północy Polski, tymczasem Bolesław Szczodry urzędował w Krakowie, a Pomorze było w jego czasach niezależne od Polski. Tak źle i tak niedobrze.

Król (prawdopodobnie ten sam, co w „Złotym pucharze”, tylko nieco starszy) pojawia się jeszcze w zakończeniu „Rozprawy z Dajmiechem”, ale nadal nie poznajemy jego imienia ani żadnych innych szczegółów.

Z kolei w „Wielkim turnieju” bohaterowie ponownie trafiają do stolicy, by wziąć udział w tytułowym turnieju – na honorowym miejscu zasiada tu już jednak nie król, tylko „książę Bolko” – czyżby Bolesław Chrobry?

To by wskazywało, że królem był Mieszko I, ale wtedy mamy kolejny problem chronologiczny: Mieszko rządził przez 32 lata, więc jeśli w „Złotym pucharze” widzieliśmy go jako świeżo upieczonego władcę, to między tymi tomami musiałoby minąć parę dekad, a bohaterowie jakoś się nie zestarzeli. Ale przecież komiksowa chronologia rządzi się swoimi prawami – w „Asteriksie”, choć minęło już trzydzieści kilka tomów wypełnionych czasochłonnymi przygodami, ciągle mamy rok 50 p.n.e. – więc może w „Kajku i Kokoszu” czas głównych bohaterów też stoi w miejscu?

Cóż, tego raczej nie rozstrzygniemy, więc lepiej przejdźmy już do miejsca akcji.


Pierwszą poszlaką w kwestii położenia Mirmiłowa jest sama jego nazwa. Poniższa mapka pokazuje miejscowości o nazwach kończących się na -owo:

Widać tu pewien wzorzec, prawda? Z bardzo nielicznymi wyjątkami jest to północna połowa Polski, z której możemy jeszcze wykluczyć dawne Prusy (czyli z grubsza województwo warmińsko-mazurskie i część podlaskiego), jako nienależące do Polski w średniowieczu – to już nam dość konkretnie zawęża obszar poszukiwań.

Czy w komiksach znajdziemy oparcie dla tej teorii? Owszem.

W „Cudownym leku” bohaterowie docierają w góry po kilku dniach lotu na smoku – nie wiadomo, ile taki smok z dwoma wojami na grzbiecie może przelecieć, ale rząd wielkości stu kilometrów dziennie wydaje się rozsądnym szacunkiem – co by wskazywało, że Mirmiłowo leży kilkaset kilometrów od gór. Jakich – nie wiadomo; w komiksie pojawia się Bura Góra, ale to fikcyjna nazwa. Pozostaje więc się domyślać, że chodzi o Tatry.

Tymczasem nad morze nasi woje parokrotnie docierali pieszo lub konno (o czym będzie dalej), z czego wniosek, że musi ono leżeć znacznie bliżej. Co prawda w „Wielkim turnieju” Kajko i Kokosz docierają pieszo także w góry, ale wyglądają one znacznie mniej okazale, niż te w „Cudownym leku”, więc można je uznać np. za wzgórza na Pojezierzu Kaszubskim.

Północno-zachodnia Polska to jednak ciągle spore terytorium – czy da się oszacować lokalizację trochę dokładniej?

W „Złotym pucharze”, jak już wspominałem, bohaterowie odwiedzają stolicę – czyli zapewne Gniezno – ale jak długo tam szli, nie wiadomo. Można tylko domniemywać, że nie mogło to być zbyt daleko, skoro decyzję o wyprawie podjęto w jednej chwili i nikt nawet się nie spakował na drogę. Podróż do stolicy (także pieszą, także nie wiadomo ile trwającą) mamy również w „Wielkim turnieju”, ale tu sprawa się komplikuje, bo scenka, jaką tam widzimy, sugeruje, że chodzi o Warszawę:

Natomiast panorama miasta, widoczna w obu tomach (z lekkimi różnicami, ale można je zwalić na niestaranność rysunku), nie przypomina ani średniowiecznego Gniezna, ani Warszawy – najprędzej Kraków (zwłaszcza na pierwszym obrazku), ale też nie całkiem:

Cóż, Janusz Christa nie dbał zbytnio o wewnętrzną spójność świata przedstawionego (czego przykłady jeszcze zobaczymy), co w sumie trochę podważa sens tej notki, ale ojtam ojtam, nie poddawajmy się.

Za Warszawą przemawia także historyjka „Profesor Stokrotek”, w której nasi woje przenoszą się w czasie do XX wieku i m.in. przelatują nad Centrum Zdrowia Dziecka…

…ewidentnie tym warszawskim.

Z historyjki nie wynika jednak, czy tytułowy profesor przeniósł wojów tylko w czasie, czy także w przestrzeni – pewności zatem nadal nie ma.

W tomie „Szranki i konkury” Kajko i Kokosz wybierają się do leżącego nad morzem grodu Wojmiła – po raz kolejny pieszo i po raz kolejny nie wiadomo, ile to trwało – ale też po raz kolejny bez bagaży, więc i to nie mogła być zbyt daleka podróż. Problem w tym, że ani Gniezno, ani Warszawa (nie mówiąc o Krakowie) nie leży tak blisko morza, żeby to się spinało – albo w jedną, albo w drugą stronę musiałoby być z Mirmiłowa za daleko, żeby uderzać z buta bez przygotowania.

W tomie „Na wczasach” woje ponownie udają się nad morze, a właściwie na leżącą na nim wyspę Ranów – tym razem jednak pojechali konno i wiadomo, że zabrało im to kilka dni:

Wyspa morska, leżąca przy granicy kraju i widoczna z lądu – narzucające się opcje to Wolin i Uznam, ale właściwą odpowiedzią jest Rugia, w średniowieczu faktycznie zamieszkiwana przez plemię Ranów. Co prawda zachodnia granica Polski nigdy nie sięgała aż do Rugii, ale możemy przymrużyć oko na tę drobną nieścisłość.

Co nam to mówi o położeniu Mirmiłowa? Konno można pokonywać z grubsza 40-50 kilometrów dziennie, więc w zależności od tego, ile dokładnie było tych „kilku dni”, woje mogli przebyć od stu kilkudziesięciu do ponad czterystu kilometrów – dość duży rozrzut, obejmujący w zasadzie całe Pomorze. Możemy tylko domniemywać, że skoro nad morze szli pieszo, a pod Rugię musieli zasuwać konno, to Mirmiłowo leżało od niej dużo dalej na wschód, niż na południe.

Po opuszczeniu wyspy Ranów woje trafiają do Jomsborga – legendarnej (choć przez niektórych uznawanej za historyczną) osady Wikingów na wyspie Wolin, skąd uciekają łódką na stały ląd i wracają do Mirmiłowa, częściowo pieszo, a częściowo wozem; w trakcie podróży Kokosz mówi, że „od pięciu dni nie spotkała nas żadna zła przygoda”, a później dowiadujemy się, że dotarcie do domu zabrało im jeszcze kilka kolejnych dni.

To oznacza, że odległość była spora – zakładając dzienny dystans 20-30 km, daje nam to jeszcze 200-300 km, a że jakąś część drogi woje przejechali wozem, to mogło być i więcej. Możemy zatem wykluczyć województwo zachodniopomorskie – taki kawał drogi (i to od Wolina, nie od Rugii, a to przecież dobre sto kilometrów różnicy) wskazuje już na pomorskie lub kujawsko-pomorskie.

Nadal w tym samym tomie, do Mirmiłowa podążają piraci z Jomsborga – nie wiadomo, ile dni później wypłynęli, ale wiadomo, że docierają tam… drogą wodną:

Trochę to dziwne, skoro w żadnym innym tomie nie było nigdy cienia sugestii, że Mirmiłowo leży nad morzem. Jak już wspominałem, Janusz Christa nie dbał specjalnie o spójność świata przedstawionego – ale żeby aż tak?

Można to jednak obronić: gród leży w pobliżu jeziora, więc może po prostu jezioro ma połączenie z morzem? Na pojezierzu kaszubskim mamy wiele jezior, do których da się dopłynąć Wisłą i jej dopływami – z większych np. Wdzydze, Jezioro Charzykowskie czy Karsińskie – ale byłby to spory kawał żeglugi pod prąd rzeki, problematyczny nawet dla Wikingów. Może więc Jezioro Żarnowieckie, oddalone od morza raptem o cztery kilometry? To dla odmiany trochę za blisko – nawet gdyby gród leżał przy południowym brzegu, nadal byłoby to niecałe trzynaście kilometrów – trudno uwierzyć, że tak bliskie morze pozostawałoby bez wpływu na życie mirmiłowian.

Niczego pośredniego niestety nie znalazłem, chyba żeby miało to być jakieś malutkie jeziorko, ledwo widoczne na mapie – ale komiksowe jezioro jest całkiem spore. Wiele razy widać, że rozciąga się ono niemal po horyzont, w „Skarbach Mirmiła” okazuje się, że Zbójcerze trzymają przy jego brzegu pokaźną łódź bojową mieszczącą cały ich zastęp, a w „Festiwalu czarownic” rejs żaglówką dookoła jeziora zajmuje Jadze i Łamignatowi dwa dni…

Co jeszcze można dodać? Bohaterowie wspominają czasem o żyjącym po sąsiedzku nieprzyjaznym plemieniu Omsów, a w „Wojach Mirmiła” nawet ruszają na wojnę z nimi. Plemię jest fikcyjne, ale najprawdopodobniej stanowi alegorię plemienia Prusów. Po pierwsze, skoro już ustaliliśmy, że Mirmiłowo leżało na wschodnim Pomorzu, to innych opcji za bardzo nie ma. Po drugie, wódz Omsów nazywa się Warm, co budzi skojarzenia z Warmią – niebezpodstawne, bo wśród licznych teorii na temat pochodzenia tej nazwy znajduje się i taka, która wywodzi ją od „wodza imieniem Warmo”. Po trzecie, Warm ma kilka żon, co oznacza, że plemię jest jeszcze pogańskie – tak jak Prusowie.

Bohaterowie dwukrotnie wkraczają na ziemie Omsów: we wspomnianych „Wojach Mirmiła” idą tam – jakże by inaczej – pieszo i bez bagaży, co nie dziwi, skoro to po sąsiedzku; natomiast w „Szkole latania” wybierają się w podróż (najpierw wozem, potem pieszo) na znajdującą się na tych ziemiach Łysą Górę, co budzi pewne wątpliwości, bo Łysa Góra leży w województwie świętokrzyskim, gdzie Prusów nigdy nawet z daleka nie widziano. Można chyba jednak przyjąć, że „Łysa Góra” nie oznacza tu realnej góry o tej nazwie, tylko zwyczajową nazwę miejsca urzędowania czarownic – zwłaszcza, że Łysa Góra pojawia się także w „Festiwalu czarownic”, gdzie leży nieopodal Mirmiłowa i żadnej szkoły latania na jej szczycie nie ma.

Podsumowując: ze wszystkiego, co udało się ustalić powyżej, można wnosić, że Mirmiłowo leżało na terenie dzisiejszego województwa pomorskiego, ze wskazaniem na jego pogranicze z warmińsko-mazurskim – wprawdzie pozostaje to w sprzeczności z rzekomą bliskością stolicy, ale na ten jeden szczegół musimy przymrużyć oko, bo nie da się go pogodzić z całą resztą. Tak czy siak, dokładniejszego położenia nie da się określić.

Aczkolwiek… W książce Arkadiusza Florka „Świat dzielnych wojów”, która również porusza ten temat, pojawia się teoria, że odpowiednikiem Mirmiłowa w realnym świecie jest położona na południowy zachód od Gdańska wieś o nazwie… Miłowo.

Oddajmy głos autorowi:

Leży ono wśród lasów obok Jeziora Przywidzkiego.
Czyżby było to komiksowe jezioro?
Od Bałtyku niemal pod samo jezioro można dopłynąć kolejno: Martwą Wisłą, Motławą i Kłodawą. Możliwe było to chyba również w XI w.
Obok jeziora znajduje się Grodzisko Przywidz.
Grodzisko – to pozostałość po grodzie albo osadzie obronnej w postaci kolistego lub wielobocznego wzniesienia obwiedzionego wałem lub fosą.
Opis pasuje jak ulał do grodu Mirmiła. Według mnie to nie może być zbieg okoliczności.

Faktycznie, pasuje to wszystko aż za dobrze – z wyjątkiem jeziora, które ma skromne cztery kilometry długości i niespełna pół kilometra szerokości w najszerszym miejscu, czyli trochę mało w porównaniu z tym komiksowym – ale może i na to lepiej przymknąć oko?

Cóż, ostatecznej odpowiedzi nie poznamy nigdy, więc chyba na tym wypada zakończyć.


Postscriptum: analizując wędrówki bohaterów, próbowałem także ustalać, w jakich kierunkach geograficznych podróżowali – ale okazało się to niewykonalne, ponieważ… w kadrach praktycznie nigdy nie widać słońca (ani nawet wyraźnych cieni, które wskazywałyby jego położenie). W całej serii słońce pojawia się na dosłownie pojedynczych rysunkach, obrazujących jego wschód lub zachód – poza tym zawsze pozostaje gdzieś poza kadrem. Ciekawe, prawda?


Komentarze

Skomentuj na Facebooku

Podobne wpisy