Cichy Fragles

skocz do treści

Jak oni trenują

Dodane: 6 września 2018, w kategorii: Futbol, Nauka

Zbliża się debiut nowego trenera reprezentacji Polski – i przy tej okazji warto zwrócić uwagę na fakt, że gdy my po ostatnim mundialu pożegnaliśmy się z Nawałką, Niemcy, mimo zaliczenia wtopy nieporównanie boleśniejszej (wynik prawie identyczny z Polską, ale przy dużo wyższych oczekiwaniach), jednak pozostawili Loewa na stanowisku. Co skojarzyło mi się z popełnioną prawie równo rok temu notką o średniej długości urzędowania szefów rządu w różnych państwach – nietrudno bowiem zauważyć, że niemieccy selekcjonerzy, podobnie jak kanclerze, utrzymują się na stanowisku dużo dłużej od swoich polskich odpowiedników (notabene od zeszłorocznej notki zmieniliśmy już także premiera). A to z kolei prowadzi do pytania: czy istnieje jakaś korelacja między długością rządzenia państwem i jego reprezentacją piłkarską?

Z jednej strony można oczekiwać, że jakaś będzie – tzw. charakter narodowy powinien mieć podobny wpływ na oba stanowiska, skoro oba są dość porównywalnie eksponowane w mediach i emocjogenne, w obu też przypadkach mamy czteroletni rytm wyznaczający chwile prawdy (wybory i mistrzostwa). Z drugiej strony, zupełnie inne są metody wyboru, pozycja wybieranego (premier jest zazwyczaj liderem partii, natomiast selekcjoner nie musi mieć żadnych wpływów w federacji, często nawet bywa cudzoziemcem) i inne realia, więc korelacja może być nikła.

Żeby sprawę rozstrzygnąć, podobnie jak poprzednio odpaliłem Wikipedię i wziąłem się do liczenia. Podobnie jak poprzednio, pomijałem trenerów tymczasowych (jak również tych, którzy poprowadzili drużynę w nie więcej niż jednym meczu), a odzyskujących posadę po jej utracie liczyłem powtórnie. Lata liczyłem od powstania federacji w danym kraju lub od mianowania pierwszego samodzielnego selekcjonera – w początkach futbolowej historii popularną praktyką było bowiem prowadzenie reprezentacji przez komitet trenerów. W przypadku zamiany selekcjonera na komitet, liczyłem ten komitet jako jedną osobę. W przypadku państw, które na dłużej traciły niepodległość (kraje nadbałtyckie czy bałkańskie), zaczynałem liczenie od jej odzyskania. Dla Wielkiej Brytanii wziąłem dane reprezentacji Anglii.

Dla niektórych państw dane na Wikipedii były niekompletne, więc liczyłem tylko lata, dla których dane były. Często też brakowało informacji o liczbie spotkań rozegranych z danym trenerem, więc uwzględniałem wszystkich, którzy nie byli oznaczeni jako tymczasowi. Oba te niedostatki nie powinny nam jednak znacząco zaburzyć obrazu.

A oto efekty:


Mundialowe lapidarium

Dodane: 18 lipca 2018, w kategorii: Futbol, Przemyślenia

Jak głosi popularny mem, Rosja to nie kraj, tylko stan umysłu – nic więc dziwnego, że i tamtejszy mundial nie był za normalny. Dosłownie od pierwszego do ostatniego meczu (w których padło odpowiednio pięć i sześć bramek, co zdarza się nieczęsto) oglądaliśmy zwariowany turniej, z największym co najmniej od 2002 nagromadzeniem sensacyjnych wyników, nieprawdopodobnych zwrotów akcji i innych wydarzeń obalających wszystko, co naiwnie uznawaliśmy za pewniki na tym świecie.

Za symboliczne podsumowanie tego stojącego na głowie turnieju, można uznać dwa ostatnie mecze: od dekad oczywistością było, że walka o trzecie miejsce przebiega na luzie i z masą goli (futbol to bowiem taki wyjątkowy sport, w którym różnica między trzecim i czwartym miejscem w zasadzie nie istnieje), podczas gdy w finale mamy piłkarskie szachy i klincz zakończony karnymi lub jedną bramką, ewentualnie jednostronny mecz bez historii – no to teraz musiało być odwrotnie.

***

Niestety jeden standard pozostał nienaruszony, a nawet prowokacyjnie wręcz ugruntowany: Polska na trzecim mundialu z rzędu zaliczyła identyczną sekwencję wyników, nawet wyniki bramkowe po raz kolejny uzyskała prawie takie same – czarna rozpacz, klątwa i fatum. Miałem przed mistrzostwami taką cichą nadzieję, że trafimy w drugiej rundzie na Anglików i w końcu ich sklepiemy raz a dobrze, żeby już zakończyć to rozpamiętywanie w nieskończoność Wembley 1973 – a tu ani awansu, ani nawet złudzeń, że przy takiej formie (naszej i ich) stawilibyśmy Anglii jakikolwiek opór…

Ale przynajmniej możemy się pocieszać, że podobnie jak w 2002, zagraliśmy jak mistrz świata. I tego się do następnych mistrzostw trzymajmy, bo innych powodów do optymizmu chwilowo nie widać.


Refleksje po Euro 2016

Dodane: 12 lipca 2016, w kategorii: Futbol, Przemyślenia

Pierwsze i najważniejsze: powiększenie Euro do dwudziestu czterech drużyn było kretynizmem. Mogliśmy się o tym przekonać na wszystkich etapach rywalizacji – im dalej, tym dobitniej.

W eliminacjach emocje jak na rybach – już nie tylko mocarzom, ale i lepszym średniakom nic nie grozi, gdy miejsc na turnieju wystarcza dla prawie połowy drużyn (a nawet ponad połowy, jeśli odliczymy etatowych chłopców do bicia typu Andora czy Gibraltar). Fakt, nie wystarczyło dla Holendrów – to jednak wyjątek potwierdzający regułę, oni zrobili naprawdę wszystko co w ich mocy, by odpaść, wygrywając jedynie z Łotwą i Kazachstanem, zdobywając jeden (!) punkt w pozostałych sześciu meczach. A i tak potrzebowaliby tylko wygrać rewanż z Turcją, by się mimo wszystko na to trzecie miejsce wdrapać…

W rundzie grupowej jeszcze gorzej – potęgi wygodnie porozsadzane osobno, żadnej grupy śmierci, żadnego hitowego meczu, a możliwość awansu z trzeciego miejsca dodatkowo wykluczyła jakąkolwiek dramaturgię. Walka o awans toczyła się w najlepszym razie między Turcją a Czechami, z poważniejszych drużyn zagrożona była przez chwilę tylko Portugalia. Nuda, panie, zero porównania z poprzednimi turniejami. Dodatkowo te trzecie miejsca koszmarnie skomplikowały wyznaczanie par w 1/8 finału, a niektórym przyniosły emocje zupełnie niepożądane – Albańczycy po ostatnim meczu jeszcze przez trzy dni musieli czekać na rozstrzygnięcia w innych grupach, żeby się dowiedzieć, czy awansowali. Portugalczycy dla odmiany mieli ten komfort, że grali na końcu, więc w meczu z Węgrami nie musieli umierać za zwycięstwo – z góry wiedzieli, że do awansu wystarczy im remis. Niesprawiedliwość rażąca.

W fazie pucharowej wreszcie zobaczyliśmy kuriozalne niezrównoważenie – nadmiar drużyn, wpadka Hiszpanii i mała złośliwość losu sprawiły, że wszyscy potentaci trafili do jednej połówki drzewka, a do drugiej… Cóż, dość powiedzieć, że Portugalia przed tym turniejem miała na koncie dziesięć spotkań w fazie pucharowej Euro, Chorwacja i Belgia po dwa, a pozostałe pięć drużyn – absolutne zero. Czemu zresztą trudno się dziwić, skoro trzy z nich dopiero na tym Euro zadebiutowały. Co za niespodzianka, że do finału weszła akurat Portugalia, prawda?


Brak słów

Dodane: 11 października 2014, w kategorii: Futbol

Polska-Niemcy 2:0


7+1 rzeczy, za które zapamiętamy mundial w Brazylii

Dodane: 15 lipca 2014, w kategorii: Futbol

7. Goal-line i kreski na boisku

Szok! FIFA dopuściła użycie nowoczesnej technologii przez sędziów! Co prawda nie miało to większego wpływu na cokolwiek (wątpliwości, czy piłka przekroczyła linię bramkową, pojawiły się bodaj tylko w meczu Francja-Honduras, a kreski to bardziej bajer niż realna zmiana), ale jest precedens i nadzieja, że powtórki wideo w końcu też się kiedyś pojawią, dzięki czemu sędziowie nie będą musieli polegać wyłącznie na swoich oczach, jak zwierzęta. Może na mundialu w 2030 (bądźmy realistami…) już nie będzie takich wpadek jak w meczu Meksyk-Kamerun czy Bośnia-Nigeria.


6. Kostaryka

Jedna z teoretycznie najsłabszych drużyn, która w dodatku wylądowała w grupie śmierci i nikt by nie miał większych pretensji, gdyby przegrała wszystkie mecze. A tu sensacja – zasłużone pierwsze miejsce w grupie, potem awans do ćwierćfinału (mimo gry w dziesiątkę przez ponad godzinę) i heroiczna walka aż do karnych z Holandią. A pomyśleć, że raptem osiem lat temu ta sama Kostaryka przegrała na MŚ z Polską…


5. Wejście Krula

Kto by pomyślał, że dostanie aż 7% w wyborach i… Tfu, nie tego Krula miałem na myśli, tylko Tima Krula – rezerwowego bramkarza Holandii, wpuszczonego w ostatniej minucie dogrywki z Kostaryką, żeby bronić w karnych. Oryginalna zagrywka okazała się doskonałym pomysłem, o dziwo jednak z Argentyną powtórki nie było. Podobno dlatego, że Cillessen był wściekły z powodu zmiany i van Gaal mu obiecał, że więcej tego nie zrobi – jeśli tak, to był to gruby błąd, bo interes zawodnika nie może stać wyżej niż interes drużyny, a który z holenderskich bramkarzy lepiej broni karne, widać było bardzo wyraźnie.


W przerwie mundialu

Dodane: 27 czerwca 2014, w kategorii: Futbol

Zawsze wolałem mistrzostwa Europy od mistrzostw świata, głównie ze względu na rundę grupową. Na Euro – od pierwszego meczu gra o wszystko, bo poziom wyrównany, outsiderów prawie nie ma, a drużyn z medalowymi ambicjami po parę w każdej grupie. Na MŚ – z jednej strony potęgi traktujące pierwszą rundę jak rozgrzewkę, z drugiej „sympatyczne” drużyny z egzotycznych kraików marzące tylko o pokazaniu się światu (bo na więcej ich nie stać), w dodatku trwa to wszystko wieki.

Tym razem jednak runda grupowa miała niewiele wspólnego z powyższym opisem. Kuriozalny podział na koszyki (Belgia i Szwajcaria wyżej od Holandii, Francji i Portugalii? Go home FIFA, you’re drunk) sprawił, że potęgi powpadały na siebie, dając nam aż trzy grupy śmierci i tyleż „grup życia”, natomiast wyjątkowo ani jednej z podziałem na dwóch pewniaków i dwóch outsiderów – tak więc mieliśmy sporo hitów i nawet w słabych grupach sporo emocji, do tego rekordowo dużo bramek… Ale mimo wszystko trwało to wieki i pod koniec już mi się nie bardzo chciało oglądać, zwłaszcza że większość spotkań w ostatniej kolejce tradycyjnie już było o pietruszkę/honor. Pod tym względem MŚ niestety rady nie dają i już dawać nie będą, bo przecież się nie skurczą.

Na szczęście w fazie pucharowej meczów bez stawki nie ma, aczkolwiek wytypowanie półfinalistów nie wydaje się tym razem zbyt trudne: Brazylia-Niemcy i Holandia-Argentyna, każda inna opcja będzie sporą niespodzianką. A co dalej? Kusi mnie, żeby postawić na Niemców, ale wróżyłem im już mistrzostwo na trzech poprzednich turniejach i za każdym razem byłem w błędzie. Co prawda zgodnie z prawem Murphy’ego, jeśli teraz na nich nie postawię, to dla odmiany wygrają, ale prawo Murphy’ego nie działa, jeśli próbuje się je świadomie wykorzystać;-).


A kiedy piłkarze?

Dodane: 20 lipca 2013, w kategorii: Futbol, Przemyślenia

(obrazek via New York Times)

Tytułowe pytanie nachodzi mnie za każdym razem, kiedy słyszę o kolejnej aferze dopingowej, a ostatnio naszło mnie oczywiście przy okazji wpadki jamajskich sprinterów. Doping wydaje się bowiem coraz bardziej przeżerać sport wyczynowy – choć trudno powiedzieć, na ile jest to rzeczywisty wzrost, a na ile efekt skrupulatniejszych kontroli – i coraz trudniej wierzyć, by jakakolwiek dyscyplina była od niego wolna. A moje podejrzenia co do piłkarzy wzmacnia – paradoksalnie – brak afer.

Nie, nie upadłem tak nisko, by brak dowodów uznawać za dowód, że zostały zniszczone. Swoje przypuszczenia (w żadnym razie nie aspirujące do miana czegoś więcej niż przypuszczeń) opieram na rachunku prawdopodobieństwa: zawodowych piłkarzy jest wielokrotnie więcej, niż przedstawicieli jakiejkolwiek innej dyscypliny, konkurencja ogromna, gra się toczy o coraz bardziej obłędne pieniądze (które przecież potrafią zagłuszać głos sumienia wyjątkowo skutecznie), więc należałoby się spodziewać, że i oszustów korzystających z dopingu będą w tym sporcie tłumy, nawet gdyby procentowo było ich znacznie mniej niż np. wśród kolarzy.

Tymczasem poza słynną wpadką Maradony na MŚ’94, poważniejszych afer dopingowych w futbolu ze świecą szukać. Jedyne w miarę rozpoznawalne nazwiska, jakie podrzuca Google, to Abel Xavier i Mohamed Kallon, Wikipedia dodaje jeszcze kilka mniej znanych przypadków z czołowych europejskich lig – i na tym koniec. Zadziwiająco mało, biorąc pod uwagę, że sama tylko ekstraklasa to czterystu-pięciuset zawodników w każdym kraju, a ile tych krajów, a gdzie niższe ligi…


I po Euro

Dodane: 3 lipca 2012, w kategorii: Futbol

Najważniejsze wydarzenie sportowe roku za nami, więc oczywistą koleją rzeczy czas na podsumowanie – zwłaszcza, że podczas turnieju mocno się w blogowaniu opuściłem. Miało być wręcz przeciwnie – zamierzałem, tak jak poprzednio, komentować rozwój wydarzeń co parę dni, ale jakoś zabrakło weny, ochoty i przekonania. Cóż, może to i lepiej – skoro i tak był to przez miesiąc temat numer jeden, to po co dodatkowo zamęczać czytelników/czytelniczki, których akurat futbol nie interesuje.

Ad rem – przede wszystkim wypada zapytać: co z tą katastrofą? Rozliczni czarnowidze już przed mistrzostwami (ba, niektórzy już w 2007, gdy je nam przyznano) odtrąbili nieuniknioną kompromitację naszego kraju, bo nic się nie uda skończyć na czas, kibice nie zdołają dotrzeć na mecze naszymi drogami, stadiony się zawalą, do tego burdel organizacyjny i stada kiboli, słowem koniec świata pół roku przed terminem. A tymczasem nic z tych rzeczy – poza paroma nieukończonymi na czas drogami i jednym wyskokiem kibolskiego bydła wszystko poszło doskonale, jesteśmy chwaleni ze wszystkich stron za atmosferę i organizację, można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że odnieśliśmy największy sukces wizerunkowy w naszej historii. Może czas w końcu zweryfikować nasz obraz Polski jako beznadziejnego kraju, w którym wszystko jest zawsze źle i poza narzekaniem nic nie wychodzi.

Niestety, jedno całkowicie nie wyszło – występ naszej reprezentacji. Spodziewałem się (jak chyba większość kibiców), że z Grecją i Rosją zremisujemy, a mecz o wszystko z Czechami wygramy i w ten sposób wywalczymy upragniony awans do ćwierćfinału. Przed dwa mecze scenariusz się sprawdzał, niestety w trzecim wszystko wzięło w łeb. Żeby to chociaż była porażka po heroicznym boju do krwi ostatniej – ale nie, zamiast tego obejrzeliśmy nudny pokaz niemocy i bezsilności wobec niespecjalnie przecież potężnego przeciwnika. I po raz kolejny można śmiało powiedzieć, że byliśmy najsłabszą drużyną mistrzostw – na papierze niby gorzej wypadli Holendrzy i Irlandczycy, ale nie mam wątpliwości, że gdybyśmy się z nimi zamienili grupami, też byśmy skończyli bez punktu. Przykre, ale nasz futbol leży i kwiczy, a widoków na poprawę ciągle brak…


Pół Euro za nami…

Dodane: 16 czerwca 2012, w kategorii: Futbol

…a mi tu na blogu pustka zieje. Chyba powinienem był tydzień temu wywiesić karteczkę „Nieczynne z powodu Euro”, zamiast sobie wmawiać, że na pewno trochę czasu na wyskrobanie czegoś się znajdzie. No ale w końcu weekend jest, więc można odetchnąć, a że akurat druga kolejka się skończyła, to i okazję do pierwszego podsumowania mamy.

Przede wszystkim, są to mistrzostwa wyjątkowo obfitujące w gole – padło ich już 46, co daje średnią prawie 2.9 na mecz. Jeśli takie tempo się utrzyma, będzie to najbardziej ofensywny turniej od 1976. Warto dodać, że ten grad bramek rozkłada się dość równomiernie – nie było żadnego bezbramkowego remisu, tylko dwa razy skończyło się na 1-0, z drugiej strony nie było też orgii z więcej niż pięcioma golami. Oprócz tego tylko czterokrotnie zdarzyło się, żeby któraś z drużyn zeszła z boiska z czystym kontem. Słowem, strzelanina na całego – oby tak dalej!

Polska wreszcie nie gra o honor, tylko o awans – i wierzę, że go wywalczy, ale pewności mieć nie można, bo to chyba najbardziej nieprzewidywalna drużyna turnieju, ciągle przeplatająca wzloty i upadki. Z Grecją dominacja do przerwy i dramat po przerwie, z Rosją najpierw modlitwa o 0-0, potem narastająca przewaga, ale ze strzałami na wiwat zamiast zimnej krwi, która mogłaby nam dać zwycięstwo. Per saldo na razie wychodzimy na remis, ale dziś nam to już do szczęścia nie wystarczy. Widać rękę Smudy – Lech Poznań pod jego rządami tak samo popadał ze skrajności w skrajność w Pucharze UEFA, po szalonych meczach głównie remisując. Ale na koniec wreszcie udało mu się wygrać ostatni mecz w grupie i awansować, więc może i tym razem będzie podobnie.


Euro-wizja

Dodane: 27 maja 2012, w kategorii: Futbol

Euro 2012 zbliża się wielkimi krokami, więc wypadałoby coś wstępnie na ten temat napisać, np. próbując przewidzieć, jak się ten turniej potoczy. Dwa lata temu, gdy typowałem wyniki mundialu w RPA, udało mi się trafić z mistrzostwem dla Hiszpanii i trzecim miejscem dla Niemiec, więc liczę, że i tym razem szklana kula nie zawiedzie, choć zadanie trudniejsze, bo ME są dużo bardziej nieprzewidywalne niż MŚ. Zatem zgadujmy:

Grupa A

1. Rosja
2. Polska (trzeba wierzyć…)
3. Grecja
4. Czechy

Grupa B

1. Holandia
2. Niemcy
3. Dania
4. Portugalia


« Starsze wpisy