Cichy Fragles

skocz do treści

Google analizuje fora

Dodane: 31 października 2009, w kategorii: Net

Ostatnio przy guglaniu rzuciło mi się w oczy takie coś:

Informacje o postach w wynikach wyszukiwania

Funkcjonalność bardzo ciekawa i niewątpliwie przydatna. Pytanie tylko – jak oni to robią? Przez chwilę myślałem, że po prostu dostosowali się do skryptu phpBB, na którym stoi miażdżąca większość forów w sieci, ale nie – dane o postach widać też dla forum Racjonalista.pl czy forum Frondy, ale dla forum.gazeta.pl już nie, czyli najwyraźniej działa tu jakaś automagiczna analiza.

Tak czy siak pomysłowość ludzi z Google ciągle nie przestaje mnie zadziwiać. Ani chybi wkrótce będą rządzić światem – o ile już teraz tego po cichu nie robią;-).


A gdyby tak odpowiadać na spamy?

Dodane: 17 września 2009, w kategorii: Net

Nie, tytułowe pytanie nie jest prowokacją ani (mam nadzieję) objawem choroby umysłowej. Pytam całkiem serio, jako że przyszło mi ostatnio do głowy następujące spostrzeżenie – skoro spamerzy wysyłają codziennie miliardy maili, to byłoby dla nich zupełną katastrofą, gdyby ludzie, zamiast te maile ignorować, zaczęli na nie masowo odpowiadać. Spamerzy oberwaliby własną bronią, zmuszeni do przekopywania się przez miliony bezwartościowych odpowiedzi w poszukiwaniu tych nielicznych dla nich ważnych. Czy to by nie było piękne?

Oczywiście pomysł przekonywania milionów internautów do korespondowania ze spamerami to kompletna utopia, bo komu by się chciało. Ale od czego nowoczesna technologia? Można by przecież użyć do tego specjalnie wytrenowanych botów, zintegrowanych z programami pocztowymi lub/i serwerami, które to boty już przy dzisiejszym poziomie technologii byłyby w stanie generować w miarę realistycznie brzmiące odpowiedzi. Na dłuższą metę oczywiście żaden istniejący dziś bot nie da rady przekonująco udawać człowieka, ale niechby zamienił ze spamerem choćby trzy-cztery maile – już to by oznaczało dla spamerów nawał dodatkowej pracy, a co za tym idzie, drastyczny spadek opłacalności, jeśli takiego bota by używał chociaż co setny odbiorca.

Oczywiście spamerzy mogliby na to odpowiedzieć własnymi botami, ale takie rozwiązanie miałoby z ich punktu widzenia kilka sporych wad. Po pierwsze, tak czy siak musieliby wysyłać dużo więcej maili niż obecnie, a łącza nie są z gumy. Po drugie, nie sztuka doprowadzić do niekończącej się wymiany korespondencji między dwoma botami – sztuka rozpoznać, że ten na drugim końcu kabla to też bot, żeby móc z czystym sumieniem korespondencję zakończyć. Po trzecie, jeszcze większa sztuka to rozpoznanie, że korespondent nie jest botem, tylko żywym jeleniem, który faktycznie chce kupić Viagrę za półdarmo albo uratować demokrację w Nigerii – no i przekonanie tego jelenia, że nie rozmawia z botem, tylko z żywym nigeryjskim dysydentem czy powiększaczem penisów. A tu już skuteczność musi być spora, bo jeleni jest niewiele i każdy zniechęcony przez bota lub pomyłkowo odrzucony oznacza dla spamera spore straty.

Pytanie tylko – czy dobrze kombinuję, czy mój pomysł ma jakieś słabości, których nie uwzględniłem?


Blog Day 2009

Dodane: 31 sierpnia 2009, w kategorii: Net

Cholera by wzięła, problem z wyborem blogów godnych polecenia miałem jeszcze większy niż rok temu. Ale jakoś poszło:

Bookcase Porn – spokojnie, żadnej golizny tu nie znajdziecie – autora podniecają tylko szafki i półki na książki. Cóż, różne są zboczenia.

Spod pędzla – a tu dla odmiany golizna występuje dosyć często, co i nie dziwi, bo wśród artystów pełno jest świntuchów. Ale nie tylko dlatego polecam.

Plakaty filmowe – tytuł mówi chyba wszystko, a plakat jaki jest, każdy widzi – czasem arcydzieło, czasem katastrofa…

Neurotyk.net – neurologia, psychologia, technologia i tak dalej, czyli wszystko o mózgu i pokrewnych sprawach.

Kurwa mać! – tytuł nieładny, a i blog to formalnie nie jest, ale co tam – rysunki Marka Raczkowskiego są godne polecenia pod byle jakim pretekstem;-).

A gdyby komuś jeszcze było mało świętowania, przypominam o linkach po prawej (swoją drogą, ciekaw jestem, jak wygląda ich klikalność – szkoda, że nie ma tego jak sprawdzić).


Wirus

Dodane: 16 lipca 2009, w kategorii: Absurdy, Net

Widzieliście, jakie wirusy teraz robią? Na pewno nie. Zatem patrzcie uważnie, bo nie będę powtarzać:

wirus;-)

Ciężkie czasy idą, na takie coś już Avast nie wystarczy, a nawet przesiadka na Linuksa nie pomoże…

Żródło


Micro$oft Internet Exploder

Dodane: 30 czerwca 2009, w kategorii: Net

Przeglądarkę o dokładnie takiej nazwie zauważyłem w blogowych statystykach Webalizera. Nie wykazałem się zbytnim refleksem, bo – jak zaraz sprawdziłem – pojawia mi się ona już od wielu miesięcy, a miejsce zajmuje wysokie, bo regularnie w pierwszej piątce. Ki diabeł? Istnieje jakaś parodia Explorera i ktoś jej na serio używa, czy to Webalizer robi sobie jaja?


W infopustyni i w infopuszczy

Dodane: 19 czerwca 2009, w kategorii: Net, Przemyślenia
Chciałem kiedyś wspomóc się internetem w mojej pracy. Wpisałem w wyszukiwarkę słowo „utopia” i dostałem informację „znaleziono trzy miliony stron”. Byłoby największą utopią w moim życiu, gdybym próbował się przez to wszystko przekopać…

Zygmunt Bauman
– Co jest trudnością dla człowieka, który chce dziś poznać z lektur świat, zdobyć o nim wiedzę, zrozumieć go?
– Nadmiar. Morze książek, czasopism, taśm, stron internetu, a wszystko pełne wszelkich teorii, nazw, danych. Nadmiar.

Ryszard Kapuściński
Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.

Stanisław Lem

Wyczytałem gdzieś kiedyś, że w dwudziestym wieku ludzkość wyprodukowała więcej informacji niż w całej swojej wcześniejszej historii, od wynalezienia pisma aż do roku 1900 – a w dwudziestym pierwszym wieku, choć trwa on dopiero kilka lat, wyprodukowaliśmy jej już więcej, niż przez cały wiek dwudziesty. Ponieważ wyczytałem to parę lat temu, mogę chyba spokojnie uznać, że w takim razie w obecnym stuleciu zdążyło już powstać więcej informacji niż od zarania dziejów aż po rok 2000. Nic zatem dziwnego, że – jak wyczytałem gdzie indziej i kiedy indziej – współczesny człowiek często „przetwarza” więcej wiadomości w ciągu jednego dnia, niż jego przodek sprzed kilku wieków dostawał przez całe życie.

Wydawałoby się – nic, tylko się cieszyć. Więcej produkujemy, więcej dostajemy, a postęp jest niemalże hiperboliczny. Czego chcieć więcej? No niestety, aż tak różowo nie jest. W puszczy wprawdzie zniknęły problemy, które nam doskwierały na pustyni, ale w zamian, jak to zwykle w życiu bywa, pojawiły się nowe.

Przede wszystkim, ilość nie przeszła w jakość. Może i stoimy po kolana w klejnotach, ale miażdżąca większość tej masy to bezwartościowe świecidełka, które tylko przeszkadzają w znajdywaniu diamentów. Nie chodzi mi nawet o informacyjny szum o Dodzie czy Paris Hilton, bo tego typu durnoty łatwo odsiać, czasem najwyżej drażnią. Prawdziwą zmorą jest szum innego rodzaju – tony kłamstw i bredni na wszystkie tematy, serwowanych nam ze wszystkich stron coraz bardziej bezczelnie i bezkarnie.


Podatki przez sieć – już prawie…

Dodane: 7 kwietnia 2009, w kategorii: Net

Prezydent wreszcie podpisał nowelizację ustawy podatkowej, dzięki której znika w końcu kretyński wymóg używania podpisu elektronicznego przy składaniu PIT-ów przez sieć. Przy odrobinie szczęścia będzie można wypełnić zeznanie w necie jeszcze przed świętami. Witamy w dwudziestym wieku!

Dlaczego nie w dwudziestym pierwszym? Ano dlatego:

Do wysłania PIT-u tą drogą potrzebny będzie komputer z systemem operacyjnym Windows 2000, XP lub Vista i skonfigurowanym dostępem do internetu. Do tego oprogramowanie Adobe Reader w wersji 8.0 lub wyższej z zainstalowaną tzw. wtyczką do tego programu.

Cóż, żadna to nowość, że nasze instytucje państwowe z uporem maniaka promują jedynie słuszne oprogramowanie (akurat Windy używam, ale Adobe Readera nie trawię, a pluginów do otwierania PDF-ów przez przeglądarkę nienawidzę). Żadna też nowość, że najprostsze i najlepsze rozwiązania (czyli w tym przypadku formularze w HMTL-u) muszą być prośbą i groźbą wymuszane, bo urzędnicy robią co w ich mocy, żeby nam utrudnić życie. Ale jakiś krok do przodu został zrobiony, więc może kiedyś nasza skarbówka i w dwudziesty pierwszy wiek wejdzie. Trzeba wierzyć.


Moje blogi roku 2008

Dodane: 14 lutego 2009, w kategorii: Net

Onet ogłosił wyniki konkursu na blog roku 2008 i po raz kolejny poza jednym czy dwoma wyjątkami nagrody przypadły blogom co najwyżej przeciętnym, a w paru przypadkach po prostu słabym – ze szczególnym uwzględnieniem głównej nagrody, którą dostał łzawy blog nastolatki prezentujący poziom szkolnych wypracowań. Znając laureatów trzech poprzednich edycji, nie powinienem się dziwić – na kilkadziesiąt dotychczas nagrodzonych blogów uzbierałoby się może dziesięć, które rzeczywiście na to zasługiwały – ale można było oczekiwać chociaż jakiegoś postępu, a tego wciąż nie widać.

Cóż, przynajmniej sprowokowało mnie to do przemyśleń, kto faktycznie zasłużył w zeszłym roku na wyróżnienie. Oto efekty tych przemyśleń:

W kategorii „humor” moją metaforyczną statuetkę otrzymują Kartonki za absurdalno-geekowsko-złośliwy humor w najlepszym wydaniu i świetne rysunki.

W kategorii „kultura” numer jeden to Cuda świata – blog o klasycznej sztuce i architekturze na najwyższym poziomie.

W kategorii „nauka” wygrywa Cytadela, wbrew tytułowi nie traktująca o architekturze ani strategii wojennej, lecz o fizyce, astronomii i kosmologii. Autor twierdzi, że jest tylko amatorem w tych sprawach, ale trudno w to uwierzyć;-).

W kategorii „net” nagroda niestety „pośmiertna”, bo blog net to miesiąc temu zakończył działalność (choć zastrzegł, że może kiedyś wróci). Ale zanim ją zakończył, pisał genialnie.

W kategorii „polityka”, skoro miniony rok był rokiem wyborów prezydenckich w USA, nie mógł wygrać nikt inny niż Biały Domek, który trzymał rękę na pulsie od pierwszego dnia kampanii prawyborczej do ostatniego zliczonego głosu w listopadzie.

Wreszcie w kategorii „świat” klasą sam dla siebie był blog pt. Konrad jest w Rwandzie. Co prawda działał na pełnych obrotach tylko przez parę miesięcy, ale jakością tych obrotów zwalał z nóg – dość wspomnieć chociażby wybitny tekst o ludobójstwie, bez żadnej przesady godny Kapuścińskiego. Do dziś nie mogę uwierzyć, że autor po powrocie do Polski wylądował na bezrobociu – może rynek pracy dla reporterów nie jest u nas wielki, ale żeby takie pióro pozostało zupełnie niezauważone? Jak dla mnie skandal.

A spośród blogów niemieszczących się w żadnej z ww. kategorii na najwyższy laur zasłużył Wojciech Orliński, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać ani rekomendować.

Niestety, nie przewidziałem żadnych skuterów ani innych nagród dla laureatów, ale jeśli któregoś spotkam w realu, to na pewno piwo (albo inny napój) postawię;-).


Linkowanie to podstawa…

Dodane: 21 stycznia 2009, w kategorii: Net

…ale niektórzy już naprawdę przesadzają:

Gdyby ktoś miał wątpliwości – tak, to na czerwono to linki. Wszystkie oczywiście do innych podstron tej samej witryny. Aż dziw, że nie podlinkowali jeszcze słów „rząd”, „koalicja” i „parlament”. Nie pierwszy to taki kwiatek na tej stronie (serwisy Agory nie od dziś słyną z linkowania wszystkiego, co się da), ale wart uwagi, bo pokazuje niektóre kwestie jak w soczewce.

Po pierwsze, bezsens stawiania na ilość, zamiast na jakość – jeśli wszystko jest linkiem, to nic nie jest linkiem, bo tak ewidentny nadmiar tylko zniechęca do klikania w cokolwiek. Po drugie, przerost formy nad treścią, utrudniający autorowi życie – nawet gdyby chciał on wstawić jakiś rzeczywiście pożyteczny i związany z treścią tekstu link, to nie miałoby to wielkiego sensu, bo zaginął by on w masie śmieci. Taki np. Wojciech Orliński, linkujący często-gęsto, ale zawsze z sensem (albo przynajmniej dla jaj) długo by tam pewnie nie wytrzymał.

Po trzecie wreszcie, prymitywizm algorytmu generującego linki – nie dość, że nie potrafi zachować umiaru, to jeszcze linkuje po kilka razy te same słowa. Te niedoróbki można jednak łatwo poprawić… i tu mnie właśnie naszła refleksja, pod wpływem której zacząłem strugać ten wpis. Bo co będzie, gdy zaśmiecaniem tekstów linkami zajmą się naprawdę inteligentne programy? Inteligentne, czyli biorące pod uwagę kontekst, a nie tylko wyłapujące słowa kluczowe; do tego samouczące się i oczywiście pod stałym nadzorem speców od pozycjonowania.

Co to oznacza z punktu widzenia użytkownika, można łatwo przewidzieć, patrząc na rzucające się na nas ze wszystkich stron reklamy – już nie tylko im, ale i zwykłym linkom w tekście nie będzie można ufać, bo na jeden „prawdziwy” przypadnie dziesięć wypuszczonych przez automat. Przedsmak takiej sytuacji mamy już teraz – coraz popularniejsze stają się linki z podwójnym podkreśleniem, przylepiające się do lukratywnych słów kluczowych i wyświetlające reklamy po najechaniu. Ale one przynajmniej są łatwo rozpoznawalne dzięki temu podwójnemu podkreśleniu (ta uczciwość aż mnie dziwi – czyżby do kogoś wreszcie dotarło, że wciskanie reklam podstępem nie jest zbyt skuteczne?), a ich sztuczność zwykle bije po oczach (w zdaniu „na łóżku leżały zwłoki” słowo „łóżko” raczej nie powinno być linkiem do strony producenta mebli). Z linkami bardziej naturalnie wyglądającymi i bez znaków szczególnych już nie będzie tak łatwo – zerkanie na adres przed kliknięciem będzie nieodzowne. Chyba że na wzór AdBlocka powstanie i LinkBlock – ale tu o zadowalającą skuteczność łatwo nie będzie.

A z punktu widzenia wyszukiwarki? Jak tu automatycznie odróżnić link „sztuczny” od „naturalnego”? Szczerze mówiąc, nie mam pomysłu i marnie widzę szanse Google’a w tym wyścigu zbrojeń – dokonanie takiego rozróżnienia już na pierwszy rzut oka wydaje się dużo trudniejsze niż generowanie wiarygodnie wyglądających linków, więc specjaliści z Mountain View musieliby być stale o kilka długości przed peletonem, żeby nie przegrać. No ale Google nie na darmo zatrudnia najlepszych programistów na rynku, więc kto wie?

Jedno jest pewne – prace nad sztuczną inteligencją posuną się przy tym mocno do przodu, co jeszcze raz pokaże, jak krętymi ścieżkami chadza postęp naukowy.


Wyścig mózgów

Dodane: 17 stycznia 2009, w kategorii: Net

Wpadłem kilka miesięcy temu na pomysł – stworzyć stronę, która by pozwalała zrobić z kanałami RSS coś więcej niż czytniki. Na przykład filtrować, łączyć kilka kanałów w jeden, przesyłać wiadomości z kanału na maila lub odwrotnie, wstawiać widok kanału na własną stronę, czyścić wiadomości z niepożądanych elementów i tak dalej. Krótko mówiąc – narzędzie, które by mogło ten cały strumień (ś)wiadomości jakoś sprawnie kontrolować.

Co prawda nie miałem za bardzo pomysłu, jak taki serwis miałby na siebie (no i na autora) zarabiać, ale na pewno coś by się wymyśliło. Gorzej, że nie miałem czasu, by się tym zająć, a i z ochotą do pracy różnie u mnie bywa – ale kilka tygodni temu w końcu się wziąłem, zaimplementowałem parę podstawowych funkcjonalności i nawet zacząłem ze swojego dzieła korzystać. Z bardzo zadowalającym skutkiem zresztą – dość powiedzieć, że dzięki łączeniu wiadomości i banalnie prostym filtrom dzienna liczba wiadomości spadła prawie o połowę, a ich przeglądanie stało się wyraźnie wygodniejsze.

Pomyślałem zatem, żeby nie budować od razu całego kombajnu, tylko dorobić parę opcji, wystrugać interfejs i postawić to w sieci, zanim ktoś inny wpadnie na to samo. Przecież wiadomo, że w sieci kto pierwszy ten lepszy, a zabawka wydawała się mieć potencjał. I pewnie prędzej czy później bym się ruszył i to zrobił, choć dopieszczenie wszystkiego zajęłoby mi na pewno wiele tygodni (nie jest łatwo być leniem i perfekcjonistą jednocześnie). Nie żebym się spodziewał jakiegoś wielkiego sukcesu – bądź co bądź 90% internautów nigdy nie słyszało o RSS, a i wśród pozostałych 10% tylko nieliczni mieliby z takiego narzędzia rzeczywisty pożytek, bo mało kto subskrybuje tyle kanałów, żeby potrzebować przy nich jakiejś automagicznej pomocy.

Ale zgodnie z prawem Murphy’ego, jak również z mądrą sentencją „wszystko co wymyślisz, na pewno zostało już zbudowane przez Japończyków” – akurat jak już miałem się za to zabrać na poważnie, okazało się, że wszystko to i wiele więcej robi już serwis xFruits. Chociaż nie, filtrowania tam nie ma. Ale to z kolei robi Feed Rinse. Oba już zresztą działały, zanim ja w ogóle wpadłem na swój jakże odkrywczy pomysł. Cóż, w sumie od początku nie miałem wielkich złudzeń, że to by było za proste – ale jakaś tam cicha nadzieja jednak była.

I bądź tu człowieku innowatorem.

Całe szczęście, że mam jeszcze w zapasie kilka innych genialnych pomysłów;-). Trzeba tylko sprawdzić, którego z nich jeszcze nikt nie zdążył zrealizować.


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »