Cichy Fragles

skocz do treści

Blogonia

Dodane: 7 marca 2019, w kategorii: Net

Zapowiedziane w zeszłym tygodniu zamknięcie blox.pl trudno uznać za zaskoczenie – praktycznie wszystkie polskie platformy blogowe już poupadały, a i Blox od dawna tylko wegetował – jest to raczej symboliczne przypieczętowanie końca blogosfery, jaką kiedyś znaliśmy i kochaliśmy.

Końca, którego jeszcze z dziesięć lat temu nic nie zapowiadało – przeciwnie, blogosfera rosła w siłę, nowych blogów przybywało, stare systematycznie zyskiwały na znaczeniu w krajobrazie medialnym, zresztą również tradycyjni dziennikarze coraz częściej blogowali – i wszystko wskazywało, że będzie tylko lepiej. Niestety, raz jeszcze się przekonaliśmy, że prosta ekstrapolacja aktualnych trendów w przyszłość to droga na manowce.

Co spowodowało odwrócenie trendu? Oczywiście zmiana środowiska – świat blogów znalazł się w sytuacji planety, która trafiła pomiędzy znacznie masywniejsze obiekty i została rozerwana przez ich oddziaływania grawitacyjne.

Pierwszy z tych obiektów to oczywiście Facebook, który wyrwał z blogosfery ludzi traktujących blog jako „moje miejsce w sieci”, formę ekspresji, kontaktu ze światem, przestrzeń do dyskusji czy narzędzie autopromocji. Pod każdym z tych względów profil na FB daje więcej i łatwiej, niż własny blog: nie trzeba samodzielnie stawiać strony, nie trzeba jej specjalnie reklamować ani pozycjonować, łatwo o lajki i komcie, względnie łatwo o wiralność – a wszystko to wymaga tylko zaprzedania duszy Zuckerbergowi, czyli dla znakomitej większości ludzi jak za darmo.

Drugie pole grawitacyjne to komercjalizacja: kto wyrobił sobie solidną markę, zwykle prędzej czy później stwierdzał, że fajnie by było coś na tym zarabiać – ale żeby „coś” wystarczało na więcej niż waciki, trzeba albo cieszyć się naprawdę ogromną popularnością (dla większości blogerów nieosiągalną), albo zaprzedać duszę sponsorom i seryjnie puszczać teksty sponsorowane. Efekty są zwykle mało zachęcające – praktycznie każdy znany mi blog, który przestawiał się na zarabianie, z czasem robił z tego główny (lub wręcz jedyny) cel swojego działania, treści niesponsorowane publikując coraz rzadziej, aż do zupełnego ich zaniku. Co też negatywnie rzutuje na wizerunek blogosfery jako takiej – jak w początkach blogowej historii stereotypowy bloger był ekshibicjonistą prowadzącym publiczny pamiętniczek, tak u jej schyłku stał się nieudacznikiem robiącym jako copywriter za fistaszki. Oba stereotypy oczywiście nieprawdziwe i krzywdzące, ale w społeczeństwie funkcjonujące.

A obie katastrofy nałożyły się jeszcze na problemy wieku dojrzewania – blogosfera została rozszarpana zanim zdążyła okrzepnąć, dorosnąć, osiągnąć samoświadomość i wypracować sobie stabilną formułę odporną na wstrząsy – i oczywiście już tego nie zrobi. Szkoda, bo w czasach świetności było to środowisko wyjątkowo twórcze i inspirujące – nawet jeśli był to twórczy chaos i amatorszczyzna (kto pamięta złote lata Joggera, wie o co chodzi), to jednak często ciekawsza od tradycyjnych mediów, a też i nieporównanie bardziej różnorodna. To se ne vrati – do Facebooka dawna formuła blogów już nie pasuje, premiowane są tam krótkie komentarze, a najlepiej obrazki. Wprawdzie zdarzają się ludzie, którzy próbują płynąć pod prąd i publikować na profilach dłuższe teksty, niczym na blogach, ale to przypadki marginalne i wymierające. Chcesz pisać długie teksty, idź pracować do gazety, można by powiedzieć – gdyby nie to, że tradycyjne media także są w odwrocie…

Żeby jednak nie było zbyt pesymistycznie, podkreślmy, że resztki niegdysiejszej planety ciągle utrzymują się na orbicie – nawet jeśli w postaci już tylko pasa asteroid, nawet jeśli w dużej mierze są to dinozaury, które nie chcą się nawracać na Facebooka, lub aspołeczne jednostki mojego pokroju, to jednak ciągle istnieje tu jakieś życie, które nie zamierza wymierać – a kiedyś, kto wie, może nawet wyewoluuje na tyle, żeby znowu zacząć się liczyć w ekosystemie. I tego się na pogrzebie Bloksa trzymajmy.


Komentarze

Podobne wpisy