Zapowiedziane w zeszłym tygodniu zamknięcie blox.pl trudno uznać za zaskoczenie – praktycznie wszystkie polskie platformy blogowe już poupadały, a i Blox od dawna tylko wegetował – jest to raczej symboliczne przypieczętowanie końca blogosfery, jaką kiedyś znaliśmy i kochaliśmy.
Końca, którego jeszcze z dziesięć lat temu nic nie zapowiadało – przeciwnie, blogosfera rosła w siłę, nowych blogów przybywało, stare systematycznie zyskiwały na znaczeniu w krajobrazie medialnym, zresztą również tradycyjni dziennikarze coraz częściej blogowali – i wszystko wskazywało, że będzie tylko lepiej. Niestety, raz jeszcze się przekonaliśmy, że prosta ekstrapolacja aktualnych trendów w przyszłość to droga na manowce.
Co spowodowało odwrócenie trendu? Oczywiście zmiana środowiska – świat blogów znalazł się w sytuacji planety, która trafiła pomiędzy znacznie masywniejsze obiekty i została rozerwana przez ich oddziaływania grawitacyjne.
Pierwszy z tych obiektów to oczywiście Facebook, który wyrwał z blogosfery ludzi traktujących blog jako „moje miejsce w sieci”, formę ekspresji, kontaktu ze światem, przestrzeń do dyskusji czy narzędzie autopromocji. Pod każdym z tych względów profil na FB daje więcej i łatwiej, niż własny blog: nie trzeba samodzielnie stawiać strony, nie trzeba jej specjalnie reklamować ani pozycjonować, łatwo o lajki i komcie, względnie łatwo o wiralność – a wszystko to wymaga tylko zaprzedania duszy Zuckerbergowi, czyli dla znakomitej większości ludzi jak za darmo.
Drugie pole grawitacyjne to komercjalizacja: kto wyrobił sobie solidną markę, zwykle prędzej czy później stwierdzał, że fajnie by było coś na tym zarabiać – ale żeby „coś” wystarczało na więcej niż waciki, trzeba albo cieszyć się naprawdę ogromną popularnością (dla większości blogerów nieosiągalną), albo zaprzedać duszę sponsorom i seryjnie puszczać teksty sponsorowane. Efekty są zwykle mało zachęcające – praktycznie każdy znany mi blog, który przestawiał się na zarabianie, z czasem robił z tego główny (lub wręcz jedyny) cel swojego działania, treści niesponsorowane publikując coraz rzadziej, aż do zupełnego ich zaniku. Co też negatywnie rzutuje na wizerunek blogosfery jako takiej – jak w początkach blogowej historii stereotypowy bloger był ekshibicjonistą prowadzącym publiczny pamiętniczek, tak u jej schyłku stał się nieudacznikiem robiącym jako copywriter za fistaszki. Oba stereotypy oczywiście nieprawdziwe i krzywdzące, ale w społeczeństwie funkcjonujące.
A obie katastrofy nałożyły się jeszcze na problemy wieku dojrzewania – blogosfera została rozszarpana zanim zdążyła okrzepnąć, dorosnąć, osiągnąć samoświadomość i wypracować sobie stabilną formułę odporną na wstrząsy – i oczywiście już tego nie zrobi. Szkoda, bo w czasach świetności było to środowisko wyjątkowo twórcze i inspirujące – nawet jeśli był to twórczy chaos i amatorszczyzna (kto pamięta złote lata Joggera, wie o co chodzi), to jednak często ciekawsza od tradycyjnych mediów, a też i nieporównanie bardziej różnorodna. To se ne vrati – do Facebooka dawna formuła blogów już nie pasuje, premiowane są tam krótkie komentarze, a najlepiej obrazki. Wprawdzie zdarzają się ludzie, którzy próbują płynąć pod prąd i publikować na profilach dłuższe teksty, niczym na blogach, ale to przypadki marginalne i wymierające. Chcesz pisać długie teksty, idź pracować do gazety, można by powiedzieć – gdyby nie to, że tradycyjne media także są w odwrocie…
Żeby jednak nie było zbyt pesymistycznie, podkreślmy, że resztki niegdysiejszej planety ciągle utrzymują się na orbicie – nawet jeśli w postaci już tylko pasa asteroid, nawet jeśli w dużej mierze są to dinozaury, które nie chcą się nawracać na Facebooka, lub aspołeczne jednostki mojego pokroju, to jednak ciągle istnieje tu jakieś życie, które nie zamierza wymierać – a kiedyś, kto wie, może nawet wyewoluuje na tyle, żeby znowu zacząć się liczyć w ekosystemie. I tego się na pogrzebie Bloksa trzymajmy.
Komentarze
Blogowanie to po prostu sport frustrujący. Spędzisz cały wieczór, czasami i więcej, na napisaniu czegoś co uważasz za ważne, ciekawe, piękne, odkrywcze lub po prostu własne. Liczysz, że ktoś to przeczyta i doceni. A potem widzisz te statystyki – post widziało 15 osób w tym Ty, praktycznie nikt nie przecztał go w całości, co najwyżej zeskanował do końca. Fejsbuk to jedno, komercjalizacja drugie, ale sama idea blogów przyciąga bardziej twórców niż odbiorców. Większość komentujących to inni blogerzy, którzy albo w tym siedzą, albo – częściej – chcą na Twojej małej popularności zrobić swoją. To nie mogło żyć długo. Nie-blogerzy oczekują innych treści. Krótkich postów na Fejsie, śmiesznych obrazków, a najchętniej filmików. Aby wybić się z niszy trzeba być wybitnym – ale nie w treści a w marketingu, trzeba umieć się wypromować, używać chwytliwych nagłówków, czasem wręcz oszukiwać czytelnika że po kliknięciu trafi na coś innego, niż głosi nagłówek. No i ludzie coraz rzadziej szukają nowych treści – raczej pozwalają treściom znaleźć siebie. Scrollując Fejsa liczą na to, że to właśnie tam pojawi się materiał do przeczytania przy porannej kawie. Też bym pewnie na Twojego bloga nie wchodziła, gdybyś postanowił zniknąć z Fejsbuka i nie umieszczał tam informacji o pojawieniu się nowego wpisu. Po prostu treści w internecie jest na tyle dużo, że już nawet nie mam czasu otwierać czytnika RSS. Z tego, co samo do mnie dotrze, już mam czytania na całą wieczność.
Mimo to, łączę się w życzeniach powrotu dawnej blogosfery.
Widze, że blogowy old school tak samo jak starzy ludzie, mówią tylko o pogrzebach. ;-) Ja też od razu napisałem notatkę o Blox.
Słusznie zauważono pęd do monetyzacji każdej najmniejszej rzeczy, a w opozycji kulturę obrazków z FB. No i co, No i trzeba z tym żyć.
Co do przedostatniego akapitu to z tego co się chwali jeden z polskich dzienników ma rekordową liczbę prenumerat cyfrowych. Więc może jednak powrót do czytania nastąpi.
1. Co bystrzejsi [albo polityczni, doświadczeni przez bany] zorientowali się już, że budowanie bloga fejsocentrycznego jest wkładaniem wszystkich jajek do jednego koszyka, i od dawna rozwijają wolnostojące wersje serwisu – ci mniej bystrzy zorientują się, że coś jest nie tak, przy kolejnej obcince zasięgów przez Cukra.
2. Przedstawiasz chyba dość jednostronny obraz: https://www.statista.com/statistics/187267/number-of-bloggers-in-usa/
3. Większe zagrożenie widzę nie w fejsie, ale w technologii Google [uciekła mi nazwa], preferującej w SEO IIRC ujednolicony format stron, „anonimizujący” de facto źródło i utrudniający jego zapamiętanie – na co od dłuższego czasu skarżą się np. ludzie ze SpidersWeb.
4. Komercjalizacja wydaje mi się nie tyle smutnym wyborem, ile swoistą „konsekwencją praktyczną”. Załóżmy, że prowadzisz blog fotograficzny. Ile razy w kółko Macieju możesz pisać o metodach doskonalenia warsztatu, przeklejać zajawki o ciekawych fotografikach czy reaktywować kącik dla początkujących? Formuła szybko się wyczerpie, praktycznie jedynym logicznym źródłem świeżego mięsa pozostaje recenzowanie sprzętu, czy tego chcesz, czy nie – w taką „pułapkę treści” wpadło wiele doskonałych czy dobrych serwisów i naprawdę rozumiem je z czysto technicznego punktu widzenia. Możliwość „nieskomercjalizowania się” [nawet niekoniecznie ze względu na budżet, ile właśnie na naturalne ograniczenie tematyki] daje naprawdę niewiele branż czy tematów…
Blogowanie jest z góry skazane na komercjalizację. Można pisać dla satysfakcji, ale jeśli chcemy zrobić z tego coś, czemu poświęcimy się regularnie i intensywnie, dobrze choć trochę zarabiać. I zgodzę się z przedmówcą – nie ma co bazować na jednej rzeczy. Blogi niech będą, niezależnie od trendów.
@m.
Biorąc pod uwagę, ile wysiłku włożyli w promocję tej prenumeraty i motywowanie do niej użytkowników (co drugi link na gazeta.pl prowadzi do wyborcza.pl z paywallem, więc mało kto z czasem nie pęknie), raczej trudno się dziwić, że wyniki mają. Czy to jednak zwiastuje jakiś powrót do czytania? Nie sądzę – prenumeratę kupują raczej głównie ci, którzy i tak czytają.
@torero
Ad 2. Ten wzrost generuje głównie (jeśli nie wyłącznie) Tumblr z pseudoblogami obrazkowymi, więc nie ma się z czego cieszyć.
Ad 4. W niektórych branżach może i tak jest, ale nawet jeśli, to czy te recenzje muszą być pisane pod dyktando sponsorów?
Zasadnicza odpowiedź (mocno nie zgadzam się z wpisem) jest w formie wpisu na blogu: https://zakr.es/blog/2019/03/blogi-zyja/ I parę kwestii typowo lokalnych.
Stereotypy blogerów – ale tak dokładnie było! Tylko treści było na tyle mało, że początkujące, słabe jakościowo blogi miały czytelników (często znajomych IRL). Autorzy byli młodzi i mieli zapał, więc albo dociągnęli do akceptowalnego poziomu, albo zajęli się czymś innym (i pewnie już ich nie pamiętasz). Jogger czy Blox jako platforma z wieloma wartościowymi blogami? Ale procentowo? No niekoniecznie. W bloxowym top1000 jak patrzyłem ostatnio były regularne spamblogi, nawet nie po polsku.
Wiele reszty to regularne spamblogi, czyli tanie wpisy. Znam stawki, jeśli ktoś poważnie myśli o pieniądzach z tego, to tak, będzie to tani copywriting i średnio da się to czytać.
Blox popełnił IMO samobójstwo w momencie, kiedy… przeniósł się ciężarem z bloga na własnej platformie na fanpage FB. Podobnie jak wiele znanych mi blogów – ludziom łatwiej i szybciej było komentować na FB, niż pod wpisami na blogach, nawet mimo apeli autorów. Poza tym, FB działa na mobilkach, a wiele stron nadal ma z tym problem.
Trochę mam wrażenie, że widzę syndrom „starych, dobrych czasów” we wpisie. A może po prostu miałeś mniejsze oczekiwania?
@torero
Ad. 1 – pełna zgoda.
Ad. 2 – brakuje mi tam definicji bloga. Bo różne vlogi, tumblr, instagram czy fanpage na FB również mogą się – w zależności od definicji – łapać.
Ad. 3 – AMP (accelerated mobile pages). Tak, to zło i co bardziej świadomi autorzy blogów już to zauważyli. Ma jednak niezaprzeczalną zaletę – powoduje, że treść jest dobrze czytelna na mobilkach, a to o tradycyjnych blogach nie zawsze można powiedzieć. I nie, przy FB to IMVHO pikuś.
@Iza Nie da się zarabiać na blogu, przynajmniej nie w taki sposób. Pisałem o tym szerzej u mnie we wpisie i powyżej w stereotypach. Jeśli poświęcasz się czemuś zawodowemu regularnie i intensywnie to chcesz mieć z tego regularne i konkretne pieniądze. Za hobby raczej się płaci, niż na nim zarabia. ;-)
Ad. pisanie pod dyktando sponsorów.
IIRC ktoś na Joggerze napisał, że jeśli myślisz o zarabianiu na blogu to idź zbierać butelki (puszki?), zarobisz więcej. Recenzje nie są pisane pod dyktando sponsorów. Za to często bloger dostaje za nie niskie wynagrodzenie i – jeśli chce – szablon wpisu od reklamodawcy, który może zmienić. Gdy zaczynasz rozpatrywać wkład pracy czysto zarobkowo (zł/h) okazuje się, że tylko wariant z szablonem ma sens. Albo zbieranie butelek. ;-)
@Iza Chyba wszyscy tu piszący piszą głównie dla swojej satysfakcji. Ja mam od zawsze blog wyłączony z indeksowania na Google nawet. Ostentacyjnie trwonimy czas. ;-)
@rozie
Stare dobre czasy nie były idealne i wcale nie twierdzę, że ówczesne blogi prezentowały en bloc wysoki poziom – miały jednak tę zaletę, że działały pro publico bono, z potrzeby serca i tak dalej, co sytuowało je nieporównanie wyżej niż dzisiejsze wieszaki na reklamy.
No i dekadę temu miałem w subskrypcjach kilkadziesiąt blogów z blox.pl, a dzisiaj z aktywnych pozostał Stec i Orliński – z pozostałych tylko nieliczne odsubskrybowałem, tylko nieliczne zmieniły platformę, prawie wszystkie po prostu upadły…
@Cichy To są jeszcze reklamy na blogach? Bo raz, że adblocki masowe, dwa, że zarobki z reklam poleciały na pysk zupełnie parę lat temu. Więc co przytomniejsi dawno mają zamiast nich reflinki itp., co jest znacznie mniej inwazyjne, niż typowe AdSense. No chyba, że pijesz do tego, co Blox zrobił z rok temu – to faktycznie wieszak na reklamy był.
O, to mamy inne odczucia. Większość blogów z Blox, które czytałem, wybyła w inne miejsca.
BTW jeszcze jedna rzecz: porównywanie tych samych blogów kiedyś i dziś zakłada, że autorzy się nie starzeją i nie zmieniają się im priorytety w życiu. Oczywiście autorzy kontynuujący pisanie od lat też istnieją, ale blogi zawsze się pojawiały i znikały.
Są, tylko teraz to się nazywa "teksty sponsorowane" i "recenzje produktów".
Ale z tym pojawianiem się jest coraz słabiej – w ostatnich kilku latach nowy godny uwagi blog to już prawie niespotykane zjawisko. Owszem, pewnie jest ich trochę więcej niż się zdaje, tylko trudniej je znaleźć, ale bilans na pewno nie jest pozytywny.
A to zależy jak jest wykonane. Recenzje sprzętu (ogólniej: produktów) zawsze lubiłem czytać, a wręcz jest to jedna z ciekawszych rzeczy na blogach, więc jeśli bloger dostaje sprzęt na testy na sensowny czas i ma swobodę wypowiedzi to zupełnie nie widzę problemu.
Teksty sponsorowane, jeśli są stosownie oznaczone – podobnie. Raz, że żeby ktoś chciał zamieścić, trzeba mieć niezłą „podstawkę”, bo zamieszczający też nie są głupi i nie zależy im na blogach składających się ze śmiecia. Dwa, że mając podstawkę można sobie pozwolić na dyktowanie warunków i nie trzeba brać każdego śmiecia. Trzy, że od razu widać, że tekst jest sponsorowany, więc można nie czytać.
Zgadzam się, że trudniej je znaleźć – akurat tu platformy blogowe robiły robotę, teraz zdarza się, że trafiam na fajne blogi prowadzone od paru lat. Ale czy kiedyś naprawdę było tych godnych uwagi tak wiele i powstawały często? No właśnie chyba nie bardzo. Ale jestem otwarty na weryfikację w oparciu o twarde dane.
Trochę zmieniły się też wymagania odbiorców. Kiedyś blog to było w zasadzie jedyne publiczne/masowe źródło wymiany poglądów 1:N (NNTP pomijam, bo powszechność dyskusyjna). Teraz mamy sporo alternatyw (SM, łatwiejszy kontakt przez mobile), zmieniły się nasze potrzeby w zakresie kontaktów przez internet i pozyskiwania znajomych w ogóle. Ale tak, parę rzeczy umarło – RSS jest w odwrocie, blogrolki w odwrocie, blog day się nie przyjął. Ale nikomu specjalnie nie zależy, by ten stan zmieniać?
Właśnie przypomniałeś mi o tym, że miałem znaleźć i dodać blogi znajomych do RSS.
Słyszałam o tym. Ale ja zaczynałam na blog.pl, który już zdążył się zmienić z onetowego bloga, a potem przeszłam na blogspota i w końcu na swoje. Blox jakoś zawsze przechodził bokiem i nie brałam go pod uwagę, bo blogi tam prowadzone najzwyczajniej nie podobały mi się wizualnie i jakoś tak mi już zostało.
Dołączyłam też do blogosfery dość późno i wydaje mi się, że trend związany z platformą blox po prostu mnie ominął szerokim łukiem. Dlatego też na pogrzebie bloxa czuję się trochę jak ta ciotka z Ameryki, która niby jest spokrewniona ze zmarłym, ale nigdy go na oczy nie widziała.
Nigdy nie zaznałem nic poza blogspotem z platform współdzielonych, więc może nie wiem jak funkcjonowała blogosfera.
Czytając odniosłem wrażenie, że jest źle, ale czy takie inicjatywy jak MGB nie pokazują, że jest inaczej? :)
Czy ktoś z obecnych członków może napisać jakie są korzyści z przystąpienia do MGB (pierwsze słyszę, szczerze mówiąc)? Przejrzałem stronę i dość produktowo to wygląda (produkty, usługi, reklama), a informacji dla blogerów nie znalazłem. Za to dużo „zapisz się”.
Czy są jakieś wymagania, zwł. techniczne? Pytam, bo widzę precyzyjne dane o zasięgach i ilości odwiedzających, czyli pewnie jakieś skrypty?
Korzyści w sumie żadne – można się lansować w grupie na FB, ale ruch od tego zauważalnie nie wzrośnie. Wymagania jednak też żadne (dane o popularności bloga podajesz sam przy zgłoszeniu i nikt tego nie weryfikuje), więc spróbować możesz.