Gdybyście mieli możliwość wprowadzić do prawa jeden i tylko jeden przepis, ale z absolutną gwarancją, że będzie on obowiązywać na wieki wieków i niezależnie od wszystkiego już nigdy nie będzie go można w żaden sposób zmienić ani usunąć – co by to było?
Komentarze
Minimalne Vacatio Legis (jak długie — do ustalenia, wstępnie — 3 lata), którego nie da się skrócić.
Wtedy:
1) Żadnej partii nie będzie kusiło, żeby zmieniać prawo pod siebie i swoje doraźne potrzeby.
2) Zapobiegłoby sraczce legislacyjnej.
3) Łudzę się, że w końcu tworzone prawo tworzyłoby spójną wizję przyszłości prawnej, zamiast reagowania na bieżące bolączki na zasadzie specustaw, które przeważnie są tworzonymi na chybcika bublami.
*) Żadnych nowych przepisów
(ale usuwanie starych byłołoby dozwolone ;P)
Tylko jedno?:)
Polinik chyba wybrał najlepsze (w zadanych warunkach), tak więc dodam nieco prywaty:
Świeckość państwa, żadnych praw, które w jakikolwiek sposób były związane z jakikolwiek wyznaniem.
Sigvatr: możesz spróbować to sformułować formalnie? :>
IRen: Co prawda, zupełnie się na prawniczym języku nie znam (z ledwością go toleruję w większej ilości), to specjalnie dla ciebie, spróbuję.
Może tak:
Państwo polskie, ani jego przedstawiciele (prezydent, senatorowie, posłowie, ministrowie, urzędnicy etc.) do urzędników nie może wspierać interesów, premiować w żaden sposób, czy finansować żadnej grupy wyznaniowej, religii i filozofii światopoglądowej.
Przedstawiciele nie mogą też publicznie obnosić się (w ramach pełnionych obowiązków) z przynależnością, czy poglądami charakterystycznymi dla takowych.
Tak im dopomóż Bóg;P
Oczywiście, wcześniej powinno nastąpić wyjaśnienie (albo powołanie się na istniejące definicje) czym są „grupy wyznaniowe” itp.
Zastanawiające, że nie oczekujesz tego samego, od innych komentatorów, podwójne standardy? A może myślałeś, że mnie złapiesz, próbującego przemycić moją własną religię?
@Sigv:
Bo śliskie, zwłaszcza w kontekście trollingu IRL uprawianego przez makaroniarzy spod znaku FSM. Jak przetrą szlak to np. skrzyknąłbym (jeśli FSM-owcy dadzą radę, to czemu by nie?) grupę wyznawców energii atomowej (jak ci od bobmy w „Planecie małp”), zorganizujemy modły w intencji powstania elektrowni jądrowej (a do budowanej: pielgrzymmki) i wszelkie dofinansowanie z budżetu będzie zabronione.
Myślałem że masz na myśli coś głupiego… Zapis w tej postaci byłby zdecydowanym krokiem w dobrą stronę. Choć uważam pomysł z vacatio legis za dużo ważniejszy.
@Ejdzej: prawdę pisząc, nie do końca cię rozumiem. Albo po prostu zwyczajnie nie zrozumiałeś, co napisałem. Nie będę wnikał.
@IRem: dziękuję za wiarę we mnie :P
Trzyletnie vacatio legis miałoby taką słabość, że politycy na dłuższą metę mogliby je łatwo obejść – np. zamiast zapisywać w ustawie stawki podatkowe, zapisaliby tylko, że ich wysokość ustala co roku minister finansów. Z czasem mogłoby to doprowadzić do spadku znaczenia parlamentu na rzecz rządu. Ale jakby to dopracować, to kto wie, mogłoby się sprawdzić.
Sam, mimo dłuższych przemyśleń, ciągle mam problem z odpowiedzią na własne pytanie – jeśli przepis miałby obowiązywać wiecznie, to trzeba wymyślić coś takiego, co miałoby sens w każdych możliwych warunkach, ale czy możemy mieć taką pewność w jakiejkolwiek kwestii?
Wydaje mi się, że w jednej możemy – nie potrafię sobie wyobrazić takich warunków, w których wolność słowa była gorsza niż jej brak, trudno też o sprawę bardziej fundamentalną, od której bezpośrednio lub pośrednio zależy praktycznie wszystko. Gdybym więc miał taką możliwość, wprowadziłbym przepis, który by tę wolność gwarantował, bo nawet jeśli dziś nic jej specjalnie nie zagraża, to nie wiadomo jak z tym będzie w dalszej przyszłości – tylko jak go sformułować, żeby władza nie mogła go obejść, choćby prześladując krytyków pod wydumanymi pretekstami? Tego jak dotąd nie wymyśliłem…