Cichy Fragles

skocz do treści

Roxette in peace

Dodane: 18 grudnia 2019, w kategorii: Varia

Minął tydzień od śmierci Marie Fredriksson i z zaskoczeniem stwierdziłem, że w moim bąbelku ciągle nie pojawiła się literalnie ani jedna okolicznościowa notka czy w ogóle jakakolwiek reakcja wykraczająca poza odnotowanie faktu. Ani na Fejsie, ani w RSS-ach, ani nigdzie, choć przecież trochę ludzi i serwisów okołokulturalnych obserwuję i zdarza mi się czytać wspominki o artystach, o których nawet nie słyszałem, lub/i którzy czasy świetności mieli w poprzedniej epoce geologicznej – a tu odeszła jedna z czołowych gwiazd lat 90-tych i #nikogo.

A przecież Roxette było duetem zjawiskowym, nie tylko produkującym hity seryjnie, nie tylko trzymającym wysoki poziom także w tych mniej znanych kawałkach, ale i nieustannie ewoluującym: poczynając od disco, przez pop wpadający w rock, przeplatając dynamiczne kawałki z nostalgicznymi balladami – pod względem kreatywności i wszechstronności mało kto mógł się z nimi równać. I mimo to najwyraźniej nie budzą już nawet tyle emocji, żeby o nich choćby nostalgicznie wspomnieć – sic transit gloria mundi.

Aż się prosi, żeby to skomentować ostatnią piosenką Marie – skądinąd brzmiącą jak jej własne epitafium…

Wiem, zamiast tylko smęcić, powinienem raczej opowiedzieć, jak to wychowałem się na Roxette i wzdychałem do Marie po nocach jako nastolatek – ale nie, nic podobnego nie miało miejsca, tak naprawdę to wtedy ledwie ich zauważałem jako jeden z wielu zespołów z radia. Dopiero kilka lat temu kliknąłem któryś ich kawałek na YouTube, potem kolejny i kolejny – aż wreszcie całkowicie zrewidowałem swój pogląd na ich temat. Jeśli więc nie jesteście ich fanami, to nic nie szkodzi – nadal nie jest dla Was za późno, żeby to zmienić.


Komentarze

Skomentuj na Facebooku