O ile książkowo rok 2021 był dla mnie po prostu dobry, o tyle gierkowo najlepszy od niepamiętnych czasów – trafiło mi się wyjątkowo dużo zacnych tytułów oraz dwie absolutne rewelacje. I od tych ostatnich dzisiaj zacznijmy:
Przegrane w 2020
Dodane: 21 stycznia 2021, w kategorii: VariaRok 2020 upłynął mi owocnie nie tylko książkowo, ale i gierkowo, zatem czas na kolejne podsumowanie. Kolejność tradycyjnie chronologiczna.
Into the Breach
33 shades of Dark
Dodane: 19 listopada 2020, w kategorii: VariaDla nieznających serialu: pierwsza część notki jest bezspoilerowa, a przed nadejściem spoilerów będzie wyraźne ostrzeżenie, więc dopóki ono nie nastąpi, możecie czytać śmiało.
Czy wspominałem już, że uwielbiam historie o podróżach w czasie? Chyba nie wspominałem, ale biorąc pod uwagę, ile notek na temat czasu (w tym również o jego cofaniu) popełniłem, nie jest to chyba dla moich wiernych czytelniczek i czytelników wielkie zaskoczenie. Niestety, mało komu udaje się przekuć ten fascynujący koncept na równie fascynującą historię – normą jest pulpa bez grama ambicji, a czołowi twórcy SF generalnie tego tematu nie ruszają: Lem użył go w paru opowiadaniach, ale wyłącznie humorystycznie; Dukaj, Watts, Egan czy Strugaccy nawet tego nie próbowali. Z filmów najbardziej znany jest „Powrót do przyszłości” – także komediowy. Z gier, „Day of the tentacle” – również komedia. Podróże w czasie traktowane serio i inteligentnie, to zjawisko prawie nie spotykane.
Tym bardziej więc docenić trzeba „Dark”, który nie tylko podchodzi do sprawy śmiertelnie poważnie, ale i popisowo ją rozgrywa, dając w efekcie dzieło wybitne – nie tylko na tle swojej niszy, a nawet nie tylko na tle kina SF.
Przegrane w 2019
Dodane: 26 stycznia 2020, w kategorii: VariaNowy rok, a nawet nowa dekada, to dobry moment na wprowadzenie jakichś zmian. Przez długie lata nie pisałem o grach (z paroma tylko wyjątkami), bo w mało co grałem, to i niewiele miałbym do pisania – ale ostatnio coś się ruszyło i przez dwa czy trzy lata ograłem chyba więcej gierek niż przez poprzednie dziesięć, więc czemu by nie zacząć o nich pisać?
No to zacznijmy – podobnie jak w przypadku książek, kolejność chronologiczna:
Roxette in peace
Dodane: 18 grudnia 2019, w kategorii: VariaMinął tydzień od śmierci Marie Fredriksson i z zaskoczeniem stwierdziłem, że w moim bąbelku ciągle nie pojawiła się literalnie ani jedna okolicznościowa notka czy w ogóle jakakolwiek reakcja wykraczająca poza odnotowanie faktu. Ani na Fejsie, ani w RSS-ach, ani nigdzie, choć przecież trochę ludzi i serwisów okołokulturalnych obserwuję i zdarza mi się czytać wspominki o artystach, o których nawet nie słyszałem, lub/i którzy czasy świetności mieli w poprzedniej epoce geologicznej – a tu odeszła jedna z czołowych gwiazd lat 90-tych i #nikogo.
A przecież Roxette było duetem zjawiskowym, nie tylko produkującym hity seryjnie, nie tylko trzymającym wysoki poziom także w tych mniej znanych kawałkach, ale i nieustannie ewoluującym: poczynając od disco, przez pop wpadający w rock, przeplatając dynamiczne kawałki z nostalgicznymi balladami – pod względem kreatywności i wszechstronności mało kto mógł się z nimi równać. I mimo to najwyraźniej nie budzą już nawet tyle emocji, żeby o nich choćby nostalgicznie wspomnieć – sic transit gloria mundi.
Aż się prosi, żeby to skomentować ostatnią piosenką Marie – skądinąd brzmiącą jak jej własne epitafium…
Wiem, zamiast tylko smęcić, powinienem raczej opowiedzieć, jak to wychowałem się na Roxette i wzdychałem do Marie po nocach jako nastolatek – ale nie, nic podobnego nie miało miejsca, tak naprawdę to wtedy ledwie ich zauważałem jako jeden z wielu zespołów z radia. Dopiero kilka lat temu kliknąłem któryś ich kawałek na YouTube, potem kolejny i kolejny – aż wreszcie całkowicie zrewidowałem swój pogląd na ich temat. Jeśli więc nie jesteście ich fanami, to nic nie szkodzi – nadal nie jest dla Was za późno, żeby to zmienić.
Myśli niepowiązane
Dodane: 12 października 2019, w kategorii: VariaParadoks ciszy wyborczej: z jednej strony jest to wynalazek dyskusyjny już na poziomie idei (bo jak by nie patrzeć, stanowi ona poważne ograniczenie wolności słowa), wątpliwy także w praktyce (masę agitacji można bezkarnie przemycić w treściach formalnie neutralnych, co media chętnie stosują), a w dobie Facebooka już mocno fikcyjny (niby nie wolno publikować sondaży, ale wszystkie natychmiast wyciekają, przebrane za ceny warzyw na bazarku czy co tam akurat kto wymyśli) – zarazem jednak ciągle pożyteczny, bo dający nam tuż przed wyborczą kulminacją ten unikalny dzień świętego spokoju od polityków, pozwalający odetchnąć i uspokoić emocje, które często są przecież złym doradcą. Toteż, świadom całej kuriozalności tego przepisu, niezmiennie pozostaję zwolennikiem jego utrzymania.
Dlaczego programiści robią tyle błędów
Dodane: 27 czerwca 2019, w kategorii: VariaNie ma chyba zawodu, którego przedstawiciele popełnialiby więcej błędów niż programiści. No, może oprócz futurologów i ekspertów politycznych, ale oni nie ponoszą konsekwencji swoich błędów – opinia publiczna zwykle zapomina o prognozach, zanim się zdążą okazać błędne, więc można się bezkarnie mylić notorycznie. Programiści tak dobrze nie mają – błędy muszą systematycznie poprawiać, a poprawki te kosztują przy przeciętnym projekcie około jednej trzeciej czasu pracy. Czemu jest tak źle, skoro programowaniem – w przeciwieństwie do polityki – nie zajmują się przecież byle kretyni?
Cóż, pokażmy na przykładzie, jak to tajemnicze programowanie wygląda.
Pytanie zmianoczasowe
Dodane: 28 października 2018, w kategorii: VariaGdybyście mogli raz do roku (w terminie dowolnie przez siebie wybranym) cofnąć się w czasie o godzinę – jak i kiedy byście to wykorzystywali?
Największy sukces Małysza
Dodane: 6 stycznia 2017, w kategorii: VariaBrak słów, by adekwatnie skomentować dzisiejszy wyczyn polskich skoczków – trzy z czterech pierwszych miejsc w TCS to wynik zbyt mocno przerastający najśmielsze oczekiwania, by w jego obliczu zachować trzeźwość umysłu. Silić się na jakieś oryginalne wyrazy uwielbienia zatem nie będę – żadne i tak by nie były wystarczające. Oby tak dalej!
Nie można jednak przy tej okazji nie przypomnieć o Małyszu – w końcu to właśnie jego niegdysiejszy triumf w TCS, odniesiony w tym samym miejscu i nie mniej sensacyjny niż dzisiejsza dominacja Polaków, rozpoczął długą drogę polskich skoków narciarskich od totalnej biedy z nędzą do obecnego bogactwa. I nie można nie podkreślić, że wszystkie dokonania Małysza pozostawiłyby nam tylko piękne wspomnienia, gdyby nie to, że potrafiono je wykorzystać i zbudować system, który dał nam już całą drużynę gwiazd. I to jest koniec końców cenniejsze od wszystkich jednostkowych sukcesów: umiejętność ich wykorzystania i zbudowania trwałych fundamentów pod kolejne zwycięstwa.
Umiejętność rzadko spotykana – tym bardziej więc trzeba pogratulować wszystkim tym, którzy się do tego przyczynili: od Małysza, przez działaczy PZN, po trenerów i na koniec raz jeszcze skoczków, którzy oby tak skakali jak najdłużej i co nie mniej ważne, oby doczekali się równie wspaniałych następców:-).
Co po Joggerze?
Dodane: 20 lutego 2016, w kategorii: VariaCo tu dużo mówić – Jogger był od dawna w stanie agonalnym, więc i decyzja o jego zamknięciu musiała w końcu zapaść. Po platformie płakać nie będę, do przeprowadzki na WordPressa i tak już byłem prawie gotowy – ale społeczności, choć też już słabnącej, trochę szkoda. Czy można ją jeszcze uratować?
Cóż – jak już kiedyś pisałem, słabością Joggera od długiego czasu była konieczność używania przestarzałej, nierozwijanej platformy, więc oczywistym rozwiązaniem jest odejście od niej przy zachowaniu tego co dobre, czyli wspólnej strony głównej.
Moja wizja wygląda następująco: jest sobie strona główna z listą wpisów, na tej samej zasadzie, co na Joggerze. Każdy siedzi sobie z blogiem gdzie chce, a posty na główną trafiają przez API (trywialny zestaw komend: dodaj/edytuj/usuń post, nic więcej nie trzeba). Dla WordPressa (i ew. innych platform, które to umożliwiają) jest wtyczka, ludzie na własnych hostingach mogą dodać obsługę API, blogerzy z mniej elastycznych platform mogą podpiąć RSS/Atom (a żeby nie musieli czekać na aktualizację, mogą kliknąć przycisk „sprawdź feeda teraz”), dla tych najbardziej upośledzonych można ewentualnie rozważyć udostępnianie wpisów ręcznie, przez wklejenie linka – ale nie sądzę, żeby to było konieczne, blogi bez feedów już chyba nie istnieją.
Strona, wobec powyższego, bardzo prosta: lista wpisów (bez żadnych top 10, bo nie ma jak tego weryfikować), zakładanie konta, logowanie, dla zalogowanych możliwość wygenerowania kluczy do API lub podpięcia feeda, zarządzanie dodanymi postami – i to chyba wszystko. Całość, z API włącznie, do wystrugania w kilka wieczorów, jako skórka do WordPressa – innych opcji nie biorę pod uwagę, a dyskusji na ten temat nie przewiduję.
Podejmuję się zakodowania wszystkiego (może stylowanie chętnie bym na kogoś zrzucił, ale nie jest to warunek konieczny), mogę to postawić na swoim hostingu – pytanie tylko, czy ktoś tu będzie tym zainteresowany? Nie tylko jako użytkownik, ale też jako wsparcie, bo sam ani porządnego layoutu nie zrobię, ani tego nie wypromuję, a robić agregator dla trzech czy pięciu blogów to strata czasu – albo startujemy z większą grupą i ambicjami, albo zapominamy o temacie i każdy idzie w swoją stronę.
Proszę o poważne i konkretne odpowiedzi – nie interesuje mnie wymienianie luźnych uwag i refleksji, z których koniec końców nic nie wyniknie. Jogger będzie zamknięty za 40 dni – jeśli do tego czasu chcemy mieć gotowego następcę, robotę trzeba zacząć możliwie natychmiastowo.