17:00 – Fajrant! Jeszcze tylko po drodze do domu nadać list i będę mógł rozpocząć zasłużony weekendowy odpoczynek.
17:07 – Wchodzę na pocztę i co widzę – raz, dwa… jedenaście osób w kolejce. I oczywiście z trzech okienek czynne tylko jedno. Cholera by wzięła. Ale cóż, gdzie indziej będzie pewnie tak samo albo i gorzej, więc zostaję. Może szybko pójdzie.
17:15 – Szybko jak diabli – jak było jedenaście osób, tak dalej jest. Babka na początku kolejki chyba płaci rachunki za całą rodzinę i wszystkich sąsiadów z bloku, niech ją szlag. A urzędniczka wklepuje dane do komputera jednym palcem, też niech ją szlag.
17:18 – Babka z początku kolejki dalej tam stoi, a ja jestem już mniej więcej pośrodku, bo parę osób się zniechęciło, a kilka kolejnych doszło. A urzędniczka nie dość, że klepie jednym palcem, to jeszcze ma problemy z obsługą komputera i już drugi czy trzeci raz woła koleżankę, żeby jej w czymś tam pomogła.
17:20 – Kolejka od dłuższej chwili szemrała i w końcu dochodzi do pierwszego spięcia – dwie starsze panie najeżdżają na urzędniczkę, domagając się otwarcia drugiego okienka, a w jej obronie staje jakiś młodszy facet, który im zarzuca „niepotrzebne stresowanie tej biednej pani”. Drugie okienko się oczywiście nie otwiera, bo „trwa odprawa”. Na pytania, czemu trwa akurat teraz i czemu to jest ważniejsze od klientów, odpowiedzi brak. Nic dziwnego – odprawa w godzinach szczytu to przecież jedna z najświętszych pocztowych tradycji, a o świętościach się nie dyskutuje.
17:23 – Babka z początku kolejki wreszcie sobie poszła, nie wiedzieć czemu z szerokim uśmiechem na twarzy. Aż dziw, że nikt jej w ten uśmiech nie dał.
17:27 – Obsługa nadal idzie w żółwim tempie, pani z okienka po raz któryś woła koleżankę do pomocy, a pół kolejki głośno się domaga, żeby panie się zamieniły i ta bardziej obeznana z komputerem wzięła się za obsługę klientów. Bez efektu.
17:30 – Pani, która właśnie dotarła do okienka, tłumaczy urzędniczce, że pół godziny temu koleżanka z innego okienka wzięła jej awizo i kazała stanąć w kolejce, żeby odebrać przesyłkę. Żadna z obecnych pań urzędniczek nic o tym nie wie. Z kolejki słychać histeryczne śmiechy.
17:35 – Komputer wziął i się zawiesił. W oczekiwaniu na restart (który oczywiście trwa i trwa) większość kolejki już się nawet nie krępuje ostentacyjnie rozmawiać o poziomie usług tej firmy i kompetencjach jej pracowników.
17:38 – Wchodzi kolejny klient (trzydziesty, tak na oko) i od progu głośno a dosadnie komentuje długość kolejki i liczbę otwartych okienek, po czym jeszcze głośniej i dosadniej mówi obu urzędniczkom, co o tym wszystkim myśli. A myśli bardzo źle. Urzędniczki nieśmiało się odgryzają, ale tylko przez chwilę. Facet w końcu stwierdza, że „nie może patrzeć na ten burdel” i wychodzi.
17:43 – Ludzie, chyba ośmieleni przez ww. klienta, podnoszą kolejne protesty i w końcu mamy sukces – pani od odprawy się lituje i siada w okienku. Kolejka się mnoży przez podział i jak już stoją dwa równe ogonki, pani od odprawy oznajmia, że ona tu tylko przesyłki może wydawać, a inne sprawy to nadal u koleżanki trzeba załatwiać. Obie kolejki zaczynają się wymieniać segmentami, co oczywiście kończy się ogólnym chaosem.
17:48 – Kolejka się domaga, żeby panie z okienek zamieniły się miejscami, bo ta przy komputerze ciągle sobie nie radzi, pisze jednym palcem i co chwila woła koleżankę do pomocy. Panie tłumaczą, że nie mogą, bo według grafiku jedna jest przypisana do tego okienka, a druga do tamtego. Ludziom w kolejce ręce i nogi opadają.
17:52 – Sukces! Wreszcie nadałem ten list! Szkoda tylko, że już nawet nie mam siły się cieszyć. Przed odejściem zerkam na nalepkę na okienku, informującą: „przerwa 18:00-18:30”. Coś mi mówi, że za osiem minut to tu się dopiero wesoło zrobi…
Komentarze
Wyrazy współczucia.
A gdy już wybuchnie wojna, nikt tym razem nie popełni już błędu i nie będzie bohatersko bronił Poczty Polskiej.
btw. Czy ta scena nie jest aby wypadkową związkokracji i częściowego monopolu?
Ja dziś w banku stałem, 2 stanowiska, jestem 1 w kolejce, podchodzi babinka, żal mi się zrobiło, ona tylko na chwilę i wpuściłem … i 35 minut z życiorysu wyjęte
A ty Cichy na jakieś wiosce mieszkasz, że InPost nie ma?
No niby w Krakowie są, tylko jakoś żadna placówka nie po drodze. Ale następnym razem spróbuję.
E no to i tak szybko Ci poszło, 1 kolejka była, 2 godziny szczytu.
Ja kiedyś wysyłałem 2 listy w każdej z dwóch kolejek po 2 osoby a i tak zeszło mi 45 minut, a na Poczcie były prawdziwe pustki.
Ale co się dziwić jak kasjerki dostają jakieś niewielkie pensje, to i uczyć się „komputeropisania” im nie chce, młode osoby które piszą szybciej (wprawki na GG) wolą pracować w innych miejscach gdzie lepsza kasa. Błędne koło.
no bo ja wiem.. mnie kiedyś nie wzięli (nie wiem czemu), wtedy pisałem dość szybko (70+wpm). Zresztą nikt tego nie sprawdzał. Zapewne odstraszył ich fakt że jestem fizolem. No i stary.
A tytuł wpisu to celowe nawiązanie do Pratchetta? :D Poczcie Polskiej przydałby się taki „golden man”.
@Zal: polskie tłumaczenie tego tytułu (Going Postal) ssie jak odkurzacz…
11.? Z czym do ludzi, na mojej poczcie w godzinach ~60 osób na 3-4 okienka to minimum :P
@Zal
Książki wprawdzie nie czytałem (w Świecie Dysku dotarłem dopiero do „Zbrojnych”), ale nawiązanie oczywiście nieprzypadkowe.
Nawiązanie owszem. Ale tylko biorąc pod uwagę kiepskie polskie tłumaczenie :)
Jak dotrzesz i do tej pozycji to polecam jednak oryginał. :)
@n3m0
A jakie tłumaczenie tytułu byś proponował? Dosłownie się tego przełożyć nie da, a „Piekło pocztowe” wydaje mi się od biedy oddawać sens.
Uważam, że Cholewa i tak daje radę biorąc pod uwagę zamiłowanie Pratchetta do zabawy słowami. Miałem okazję czytać książki Terriego przełożone również przez innego tłumacza i dopiero tam widać, jak można spieprzyć książki ze Świata Dysku ;p
Och za niskie me kwalifikacje bym nawet śmiał marzyć o tłumaczeniu książek (Helion kiedyś stwierdził, że mój techniczny angielski jest za mało techniczny :) )
dlatego bym nie śmiał proponować…
a że tytuł ssie upierał się będę.
Nie pamiętam już kto, a szukać teraz mi się nie chce, ale przekładając ksiązki Roalda Dahla z The Bonecrunchera zrobił Kościochrupa. Inne tłumaczenia temu nie dorastały do pięt. Jak widać – można.
No i muszę się z Tobą niejako zgodzić. „Od biedy” – racja, i to nawet bardzo „od biedy”, bo piekła tam raczej mało było :)
Nie wiem czy Cholewa tłumaczył wszystkie książki ze Świata Dysku, jeśli tak to chylę czoła, bo seria wydawana przez Pruszyńskiego jest jedną z moich ulubionych, i na półeczce wlaśnie się grzeją Piramidy i Złodziej Czasu, aczkolwiek z ‚Going Postal’ sie nie popisali (no, byc moze nie bylo jak, nie mniej jednak….)
:]
@n3m0: Takiego Zadziwiającego Maurycego tłumaczyła Dorota Malinowska-Grupińska. Tłumaczyła również „Wolnych Ciutludzi” oraz „Kapelusz pełen nieba” – i naprawdę wcale się nie dziwię, że ludzie porównują ją do Jerzego Łozińskiego :D