Cichy Fragles

skocz do treści

Co z tym Krymlem?

Dodane: 18 marca 2014, w kategorii: Polityka


(GIF via RocketNews24)

Gdybym był Putinem, deklaracja niepodległości Krymu w zupełności by mi wystarczała do szczęścia. Jego niezależność od Rosji była już i tak wyłącznie formalna, a oficjalna aneksja tylko dodaje argumentów „rusofobom” i wyklucza możliwość grania sąsiadom na nerwach statusem spornego terytorium. Gdyby Krym pozostał w zawieszeniu, na dłuższą metę stanowiłby dla Ukrainy podobny problem (a dla Rosji podobny atut), jak Naddniestrze dla Mołdawii oraz Abchazja i Osetia Południowa dla Gruzji – a tak można przypuszczać, że po opadnięciu emocji Ukraińcy jakoś się pogodzą ze stratą półwyspu, który i tak historycznie do nich nie należał (sytuacja zupełnie inna niż w przypadku Serbii i Kosowa) i na którym stanowią zdecydowaną mniejszość. Straty jednak nie zapomną – a formalna aneksja uniemożliwi prorosyjskiej części społeczeństwa nawet wmawianie sobie, że sprawa nie jest czarno-biała. Zdobyć Krym, a stracić Ukrainę – bardzo wątpliwy interes.

No ale Putinem nie jestem[citation needed], więc mogę tylko zgadywać, co mu chodzi po głowie. Wersja optymistyczna, że pogodził się z utratą Ukrainy, więc postanowił uratować chociaż Krym, to… no właśnie, wersja bardzo optymistyczna. Po co mu zatem ta aneksja? Dla umocnienia pozycji w polityce wewnętrznej? I bez tego nie ma konkurencji. Dla zapewnienia sobie miejsca w podręcznikach historii jako ten, który odzyskał Krym? Trochę za daleko mu do emerytury, żeby już myśleć w takich kategoriach. Może więc po prostu nie ma racjonalnego uzasadnienia, tylko emocjonalne? Jakby nie patrzeć, Krym poza granicami Rosji pewnie mu trochę doskwierał i może tylko o to chodzi.

Albo może – i to już wersja najbardziej pesymistyczna, ale niestety również najbardziej prawdopodobna – chodzi o tradycyjne rosyjskie rozpoznanie bojem. Świat jakoś tolerował podboje nieformalne, to sprawdzamy, jak zareaguje na podbój zupełnie jawny. Żeby nie zareagował za mocno, przez parę tygodni trwało rozmiękczanie podbojem pełzającym, a dopiero kiedy już wyrazy oburzenia trochę przebrzmiały, stawiamy kropkę nad „i”, która już nie wzbudzi wielkich reakcji, bo wszyscy zdążyli się naoburzać oficjalnie i pogodzić z porażką nieoficjalnie.

A jeśli zdecydowanych reakcji nie będzie… Cóż, pozostanie tylko zgadywać, gdzie nastąpi kolejne „rozpoznanie”, bo że nastąpi, można w takiej sytuacji uznać za pewnik. W Doniecku? W Estonii? Estonia wprawdzie jest w NATO, ale skoro nie chcieli umierać za Sewastopol, to może za Tallin też nie zechcą? Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić…

Gdybym był Putinem, na pewno bym nie sprawdzał – ale co z tego, skoro nie jestem?


Komentarze

Podobne wpisy