Krakowskim Targom Książki stuknęła osiemnastka, a z okazji osiągnięcia pełnoletności przeprowadziły się do nowego lokum – została nim hala EXPO Kraków, na oko ze dwa razy większa od poprzedniej, ale – jak się okazało – trochę gorzej położona, bo od przystanku trzeba pokaźny kawałek zasuwać piechotą, podczas gdy wcześniej były to dwa kroki. Krakowian to jednak nie zniechęciło – jak zobaczyłem kolejkę przed halą, to aż nogi się pode mną ugięły, bo miała ona ze sto metrów jak nic. Posuwała się w zauważalnym tempie, ale i tak spędziłem w niej dobre 25 minut. A potem jeszcze kolejne pięć w kolejce do szatni – płatnej! Rozbój w biały dzień – mało, że płacę za wstęp, to jeszcze zdzierają dwa złote za powieszenie kurtki – chamstwo i drobnomieszczaństwo, panie.
Nadzieje, że w nowej, większej hali nie będzie już tłoku, oczywiście się nie ziściły – jeśli w ogóle było lepiej, to minimalnie. Po staremu też pojawiały się zatory w okolicach spotkań z popularnymi autorami – tu ukłon w stronę organizatorów, którzy upchnęli tuż obok siebie WL, Prószyńskiego, Znak i Rebis, a Cejrowskiego wprawdzie umieścili w rogu sali, ale nie na końcu, tylko przy samym wejściu. Ludzie, jak nie zaczniecie planować układu stoisk z głową, to i w trzy razy większej hali nie będzie luzu, zacznijcie więc trochę myśleć.
Mimo tych niedogodności trzeba przyznać, że targi prezentowały się wyraźnie lepiej od zeszłorocznych – może za sprawą nowej lokalizacji, może branża złapała drugi oddech, a może po prostu bardziej się postarali – bez wątpienia jednak i w programie i w ofercie bogactwo wylewało się oknami. Aczkolwiek to zdecydowanie nieprawda, że od przybytku głowa nie boli – przynajmniej moja w pewnym momencie zdawała się już puchnąć od nadmiaru dóbr atakujących z każdej strony. Tak wiele książek, tak mało czasu…
Nie tylko książek zresztą – gier planszowych i zabawek również było potąd, w pewnym momencie zacząłem się w ogóle zastanawiać, czy to nadal targi książki, bo od fafnastu stoisk żadnej nie widziałem. Ale OK, zabawki się przydają do przyciągania dzieci, ergo hodowania kolejnego pokolenia czytelników, a gierki też często bardzo fajne – urzekł mnie zwłaszcza zestaw do uprawiania curlingu na stole, o mało go nie kupiłem, ale w porę sobie przypomniałem, że nie miałbym z kim grać;-).
Dzieci, skoro o nich mowa, podejrzanie często się gubiły – co i rusz z głośników płynął komunikat, że taki i taki czeka na rodziców w recepcji, ewentualnie rodzice na niego. Parokrotnie przy tym dodawano, że delikwent jest cały i zdrowy, co brzmiało prawie jak groźba: „ruszcie się w końcu po niego, zanim zaczniemy obcinać mu palce”.
W programie interesował mnie przede wszystkim zlot blogerów książkowych – jak się okazało, jest ich nas dużo więcej niż by się wydawało. Na sali było ze sto osób, więc frekwencyjny sukces – ale organizatorsko klapa. Prowadzący nawet nie ukrywał, że wzięli go z łapanki i nie bardzo wie, o czym mówić, ogłoszenie wyników paru plebiscytów na najlepsze blogi wyglądało dość kuriozalnie, bo żadnego z laureatów nie było na sali (niektórzy dotarli później), a dyskusja, jak już wreszcie do niej doszło, nie zdążyła się rozkręcić, bo skończył nam się czas. Ech. Miejmy nadzieję, że kolejne takie spotkanie będzie staranniej przygotowane.
Z innych atrakcji – poza tradycyjną zieloną sową z wiadomego wydawnictwa, po hali krążył jakiś rogacz (prawdopodobnie kozica), niedźwiedź i świstak – ten ostatni po uchyleniu przyłbicy okazał się samiczką (przy okazji pozdrawiam wszystkie świstaki, a samiczki w szczególności).
Pod koniec, gdy już ledwo dychałem, wyczerpany fizycznie i psychicznie, zostałem poratowany kubkiem wody na stoisku Copernicus Center Press, za co będę tym dobrym ludziom dozgonnie wdzięczny:-).
Łupy:
- Jeszcze dzień życia (Ryszard Kapuściński)
- Rosja: widzenia transoceaniczne, tom 2 (Czesław Miłosz)
- TM-Semic (Łukasz Kowalczuk)
- Wszechświat – Maszyna czy Myśl? (Michał Heller i Józef Życiński)
- tyle ulotek i katalogów, że ojejku
Po targach było jeszcze nieoficjalne spotkanie blogerów książkowych w knajpie na Kazimierzu, zorganizowane przez KassWarz – frekwencyjnie nie dorównało temu na targach, ale organizacyjnie było zdecydowanie lepiej, dyskusje przy piwie toczyły się bez potrzeby odgórnego wspierania, a organizatorka co jakiś czas losowała wśród obecnych książki wyproszone na tę okoliczność od wydawców. Jak wieść o tym się rozniesie, to i frekwencja za rok pewnie skoczy i trzeba będzie na wejściu sprawdzać legitymację blogera, żeby odsiać oszustów…
PS. Jutro, tj. w niedzielę, na targach będzie gościć Macierewicz – jeśli ktoś z czytających te słowa będzie miał okazję, niech go ode mnie pozdrowi jajkiem, w miarę możliwości nieświeżym. Obiecuję wziąć odpowiedzialność na siebie i odkupić jajko.
Komentarze
Counterrevolution detected. Unieważnienie prenumeraty „Wyborczej” w drodze, nawet kontrakt na Macierewicza Ci nie pomoże :P
Hę? Przecież ani Heller, ani Życiński, nigdy nie mieli na pieńku z Wyborczą.
No niby nie, ale i jedno, i drugie to religia, a co ciekawego dla racjonalisty może w sprawach nauki mieć do powiedzenia ksiądz? [środek zdania traktujemy sarkastycznie] :)
Nie bardzo wiem, który dokładnie kawałek powinienem traktować jako sarkazm – anyway, ja tam nie mam uprzedzeń i nikogo z góry nie skreślam, a poza tym trzeba znać swojego wroga;-).
Targi w tym roku zdecydowanie większy rozmach miały. Ale szczerze mówiąc, ten tłum w sobotę to już była lekka przesada. Piątek był za to świetny :).