Im dłużej żyję, tym trudniej mnie czymś naprawdę zdziwić – świat jest tak pełen absurdów wszelakich, że gdybym nie był zakamieniałym racjonalistą, dawno już bym się nawrócił na wiarę w Latającego Potwora Spaghetti, bo jakież inne bóstwo mogłoby taki cyrk stworzyć. Ciągle jednak zdarzają się newsy, których poziom absurdalności pozostawia mnie bezbronnym. Powyższa mapa (znaleziona tutaj) pokazuje państwa, które zużywają mniej energii elektrycznej niż… kopalnie Bitcoinów.
Zauważmy, że wśród owych państw znajduje się Nigeria, licząca skromne 190 mln mieszkańców.
W wizję Bitcoina jako nowej, lepszej waluty, która przyniesie nam wolność od państw i banków, nie wierzyłem nigdy (a szkoda, bo gdybym uwierzył i trochę kupił na początku, byłbym dzisiaj milionerem), długo jednak uważałem go za nieszkodliwą zabawkę dla libertariańskich oszołomów. Dziś już nawet to przekonanie okazuje się zbyt optymistyczne – mało, że Bitcoin stał się doskonałym systemem transakcyjnym dla przestępców, mało że walnie się przyczynił do rozkwitu ransomware’u, mało że stał się jedną wielką bańką spekulacyjną (której wirtualny charakter sprawia, że pęknięcie może pójść w tempie, jakiego realna gospodarka nigdy nie zaznała), to jeszcze pompowanie tej bańki zużywa coraz bardziej zauważalny odsetek światowej produkcji prądu.
Odsetek, jeszcze raz podkreślmy, większy niż zużywa 190 mln Nigeryjczyków.
I ten odsetek idzie na nic innego, jak na liczenie haszy. Nieprzydatnych do niczego i nie mających żadnej wartości poza tą, jaką im nadaje ludzkie przekonanie, także niepoparte absolutnie niczym. Bez cienia gwarancji, że jutro (literalnie jutro) te hasze nadal będą warte choćby tyle, co cena zużytego prądu. Czy można wierzyć, że ten świat mógł stworzyć ktoś inny niż Latający Potwór Spaghetti?
Komentarze
Ciekawe rozważania :)
1. Brylował kiedyś na joggerze człowiek, zapomniałem nazwiska, od samorozwoju i marketingu internetowego – popełnił kiedyś notkę o BTC, kiedy ten było bodajże po dosłownie parę złotych, trzeba go było słuchać ;)
2. O uznaniu czegoś za walutę / środek wymiany nie decyduje „przydatność”, złotem też się nie najesz [choć uznanymi wszędzie przez cywilizowane państwa banknotami sprzed parudziesięciu lat możesz przynajmniej w piecu napalić :P]. Decyduje a) powszechne uznanie jako waluty, b) rzadkość. BTC ma obie te cechy, drugą nawet nieporównanie bardziej, niż waluty fiat i potencjalnie nawet bardziej, niż złoto [asteroid mining].
Złoto jest jak najbardziej przydatne, głównie w produkcji błyskotek, ale ma też trochę zastosowań w przemyśle (drobne ilości złota znajdziesz nawet w swoim komputerze) – ma więc zupełnie realną wartość. Waluty papierowe mają gwarancje państw, które je emitują. A co ma Bitcoin? Uznanie, które bierze się znikąd i może jutro wyparować. Rzadkość, i owszem, jest zagwarantowana matematycznie – ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tworzyć kolejne kryptowaluty (ostatnio bańkę pompuje Ethereum), więc ta rzadkość jest niewiele warta.
Obrona tezy, że jakąś znaczącą część wartości złota stanowi jego wykorzystanie w przemyśle, byłaby chyba jednak mocno karkołomna… Co do „uznaniowości” BTC – dla „odparowania zaufania” musiałaby się wydarzyć albo jakaś skoordynowana, międzyrządowa akcja delegalizacyjna [co i tak wywarłoby wysoce dyskusyjny efekt, vide nieudana konfiskata złota przez Roosevelta], albo przejęcie większości głosów w blockchainie, co wbrew pozorom może się wydarzyć pomimo rosnącej mocy sieci, a obawy o to legły już u podstaw dwóch forków Bitcoina.
Zapotrzebowanie na błyskotki jest realne, ergo zapotrzebowanie na złoto też jest realne. W przeciwieństwie do Bitcoina, który jest walutą czysto fiducjarną, tylko bez podpórki w postaci emitenta. A zaufanie może upaść całkiem łatwo – czy to przez wspomnianą manipulację blockchainem (idę o zakład, że przynajmniej czołowe potęgi dałyby sobie radę, o ile już teraz nie manipulują), czy to przez ataki na kryptogiełdy, czy to przez znalezienie jakiejś poważnej luki w protokole (niby mało prawdopodobne po tylu latach, ale przypadek chociażby Heartbleeda pokazuje, że pewności nie ma nigdy). A przy braku jakichkolwiek bezpieczników jeden kryzys zaufania może się łatwo skończyć całkowitą (i bardzo szybką) zapaścią, po której kopacze będą mogli sobie te hasze w stdout wsadzić…
Banknoty może i mają gwarancję państwa, ale praktyka pokazuje, ile jest ona w praktyce warta. Plus banknoty nie mają gwarancji dodruku, a BTC ma.
Oraz: ludzie kupują skórki itp. Które są widoczne tylko w grach. Albo ‚growe’ waluty, które okres rozpadu mają nawet krótszy, niż BTC. To chyba to samo?
Ile walut państwowych wykazuje wahania tego rzędu co Bitcoin? Jeśli w ogóle jakieś, to chyba tylko w państwach upadłych.
Nie to samo. Wirtualne przedmioty mają jakąś wartość użytkową dla graczy, nikt ich nie kupuje tylko dlatego, że wierzy na słowo w możliwość wymiany na inne dobra.
Wydaje się, że te dane są jakieś lewe. Polska – 20%. To chyba pokazuje teoretyczną energię względem pogrupowanych transakcji (pewnie nie licząc zmian kursów i innych tego typu zmiennych). Nie chce mi się wierzyć, że sieć energetyczna mogłaby obsłużyć taką zmianę znikąd. Na zdrowy rozum gdybym budował fabrykę potrzebującą energii elektrycznej to musiałbym się jakoś na to wcześniej umówić, a dostawca musiałby przygotować swoją infrastrukturę. A tutaj ot tak w kilka lat 20% ze zwykłego „gospodarstwa domowego”.