Cichy Fragles

skocz do treści

Euro 2008 – 75% done

Dodane: 18 czerwca 2008, w kategorii: Futbol

Grupa A, czyli szok po turecku

Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe – niby od zarania dziejów to wiadomo, ale ciągle odkrywamy ten fakt na nowo. W meczu Czech z Turcją wszystko wydawało się już być absolutnie przesądzone, Czesi prowadzili 2-0, spokojnie kontrolowali grę i nawet strata bramki niespecjalnie ich zmartwiła – a tu nagle błąd bramkarza, za minutę błąd obrońców i pozamiatane w drugą stronę. Turcy drugi raz z rzędu pokazali, co znaczy walka do końca, a Czechom po raz drugi właśnie w końcówce zabrakło koncentracji. W dodatku grający o pietruszkę Portugalczycy dali się pokonać Szwajcarii, przez co nasi sąsiedzi spadli na ostatnie miejsce w grupie. I pomyśleć, że gdyby przy stanie 2-0 wykorzystali stuprocentową okazję do zdobycia trzeciej bramki, mieliby awans w kieszeni. A kto tę sytuację zmarnował? Polak…

Grupa B, czyli żadnych marzeń, panowie

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nasz trzeci mecz nie był o honor – przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce liczenie na dwubramkową wygraną z Chorwacją przy jednoczesnej porażce Niemiec z Austrią zakrawało na niepoczytalność. Kibice słyną jednak z wiary w cuda, więc oczekiwano, że zamiast o honor powalczymy o awans. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne – ani awansu, ani honoru. Chorwackie rezerwy okazały się dla nas rywalem prawie nieosiągalnym, którego udało się parę razy przycisnąć tylko dlatego, że grał bez wielkiego zaangażowania. Co by było, gdyby Chorwaci grali tak jak z Niemcami – strach pomyśleć. Dobrze, że przynajmniej mieliśmy Boruca na bramce, bo gdyby nie on, dostalibyśmy solidne lanie w każdym meczu, a tak przynajmniej na papierze nie wygląda to tragicznie.

Grupa C, czyli Waterloo

A jednak znalazł się ktoś, kto może zazdrościć wyników nawet Polsce. Francuzi zaliczyli powtórkę z MŚ2002, z tą tylko różnicą, że tym razem przynajmniej zdobyli bramkę. Jedną, przy sześciu straconych. Gry jednak nie mogą nam zazdrościć, bo wypadli dużo lepiej, niż to sugerują ich wyniki. Z Holandią wcale nie musieli przegrać, a z Włochami długo toczyli równą walkę mimo gry w osłabieniu. Cóż, grupa śmierci to grupa śmierci, ktoś musiał polec. A Holendrzy postawili efektowną kropkę nad i, rezerwowym składem pokonując Rumunię, której nie dały rady podstawowe jedenastki Francji i Włoch. Oby tego nie pożałowali w półfinale, gdzie mogą trafić na Włochów, którzy drugi raz nie dadzą się tak zaskoczyć.

Grupa D, czyli atak górą

W tej grupie zdecydowanie opłacała się gra ofensywna – Hiszpanie i Rosjanie bezdyskusyjnie wykosili Szwedów i Greków. Ci ostatni zaliczyli rekordowy upadek – cztery lata temu mistrzostwo, tym razem ostatnie miejsce w grupie i w ogóle na całych mistrzostwach. Ideał sięgnął bruku, chciałoby się powiedzieć, gdyby nie to, że Grecja ideałem nigdy nie była – swój sensacyjny triumf zawdzięczała głównie zlekceważeniu przez przeciwników i idealnemu trafieniu z formą. Kiedy jednego i drugiego zabrakło, z greckich herosów niewiele zostało. W ćwierćfinale zamiast nich obejrzymy Hiszpanię męczącą się niemiłosiernie z włoską defensywą (marnie widzę szanse Hiszpanów, jeśli już Szwedzi i Grecy byli o włos od wywalczenia z nimi remisu) oraz bratobójcze starcie holenderskich trenerów, gdzie bramki powinny padać seryjnie.


Komentarze

Podobne wpisy