Cichy Fragles

skocz do treści

Dawno temu w grach (Bartłomiej Kluska)

Dodane: 10 sierpnia 2009, w kategorii: Literatura

Dawno temu w grach | Bartłomiej Kluska (Orka)

Pierwsze wrażenie po otwarciu koperty (bo książkę można kupić tylko wysyłkowo) jest nienajlepsze: cienka książeczka na takim sobie papierze nie zachwyca wyglądem. No ale nie ocenia się książki po okładce, a zawartość przezentuje się na szczęście dużo lepiej. Trudno, żeby było inaczej, skoro autor to zasłużony weteran i długoletni publicysta CDA, znany z artykułów o historii gier.

A historia ta jest dużo dłuższa, niż by się mogło wydawać, bo sięga roku… 1952. W tych to prehistorycznych czasach, kiedy na Kremlu siedział Stalin, a w Polsce socrealiści opiewali cud techniki zwany traktorem, pewien amerykański naukowiec stworzył w ramach doktoratu program do gry w kółko i krzyżyk – działający na komputerze wielkości kilku szaf, z wyświetlaczem o niewiarygodnej rozdzielczości 35×16 pikseli. No ale w tamtych czasach wyświetlacz sam w sobie był luksusem, bo większość komputerów mogła tylko drukować wyniki na papierze. Nic więc dziwnego, że kolejna gra, napisana sześć lat później, jako ekranu używała oscyloskopu, a urządzenia do sterowania nią autor musiał sam skonstruować. Cóż, los pionierów zawsze był ciężki, a ich wysiłek niedoceniony.

Później oczywiście było tylko lepiej. Rozwój technologii pozwolił z czasem tworzyć gry z prawdziwego zdarzenia, a potem i zarabiać na nich pieniądze – ale to dopiero dwadzieścia lat po wspomnianej pracy doktorskiej. Polska była wtedy, jak wiadomo, sto lat za Afroamerykanami, więc na pierwszą „prawdziwą” grę made in Poland musieliśmy czekać aż do roku 1986, kiedy powstała „Puszka Pandory” – prosta przygodówka w trybie tekstowym. Co ciekawe, jej autorem był Borek – legendarny (baczność!) naczelny (spocznij!) równie legendarnego Top Secretu. Czasy nadal były pionierskie – recenzja w Bajtku pojawiła się dopiero trzy lata później i była to prawdopodobnie jedyna recenzja w ogóle. Dziś, gdy Polacy tworzą hity pokroju „Wiedźmina” czy „Call of Juarez”, a czasopism i stron o grach mamy legion, brzmi to jak bajka o żelaznym wilku.

Całej historii gier nie będę tu oczywiście opisywać – sam autor robi to dużo lepiej i bardziej szczegółowo, wynajdując wiele ciekawostek takich jak powyższe. Koncentruje się przy tym raczej na starszych dziejach, czyli latach 70-tych i 80-tych, późniejszy okres praktycznie pomijając. Można to uznać za minus, ale można też liczyć, że wobec tego lata 90-te będą opisane w kolejnej książce – czego Wam i sobie życzę, bo lektura jest naprawdę ciekawa i wciągająca, ale zdecydowanie za krótka – niespełna 120 stron da się bez większego trudu przeczytać w jeden wieczór, więc niedosyt jest spory. Temat został tylko powierzchownie liźnięty, a do jego wyczerpania jeszcze bardzo daleko – bądż co bądź dopiero w latach 90-tych zaczęło się naprawdę sporo dziać.

No właśnie, działo i dzieje się sporo, a książki o grach pozostają rzadkością niesłychaną – „Dawno temu w grach” to dopiero drugi (!) taki tytuł na polskim rynku. Pierwsza była „Biblia komputerowego gracza”, wydana jakieś dziesięć lat temu. W tamtym przypadku mieliśmy jednak do czynienia raczej z kompendium wiedzy, sprowadzającym się do wyliczania dat i tytułów, pozbawionym bardziej przekrojowego spojrzenia. Samo kompendium zresztą mocno kulało – raz, że notki o grach były często tak krótkie i ogólnikowe, że w zasadzie nic nie mówiły; dwa, że autorzy (Alex, Gawron i Micz, których żadnemu weteranowi nie trzeba chyba przedstawiać) zupełnie niepotrzebnie narzucili sobie sztywny podział na gatunki i trzymali się go jak pijany płotu, niektóre gry szufladkując na siłę („Green Beret” strzelaniną, „Boulder Dash” platformówką, „The Great Escape” labiryntówką…), a inne zupełnie pomijając z braku odpowiedniej kategorii (w tym takie legendy jak „Tetris”, „Arkanoid”, „Scorched Earth” czy „Lemmings”). Do tego dochodziła ogólna niestaranność i błędy merytoryczne, które zresztą sam Kluska bezlitośnie autorom wytykał.

Wracając już do właściwego tematu – „Dawno temu w grach” też ideałem nie jest. Również mamy tu chwilami wyliczanki, kto co kiedy wydał, kto komu ukradł pomysł, kto odniósł sukces, a kto poległ. Również niektóre gry (na szczęście tylko niektóre, a nie większość, jak w „Biblii…”) są podsumowane kilkoma słowami, z których niewiele wynika oprócz tego, że gra się ukazała i była fajna. Jak na mój gust trochę tu też za dużo o losach branży, a za mało o tym, jak ewoluowały same gry – tego ostatniego tematu autor prawie nie porusza, co najwyżej wyliczając, ile pikseli i kilobajtów miały kolejne maszynki do grania. No i wreszcie struktura książki – mamy tu trochę historii branży, trochę na temat „słoń a sprawa polska”, trochę o niegdysiejszych hitach i na koniec trochę losowych ciekawostek. Autor jakby nie mógł się zdecydować, o czym właściwie chce pisać, w efekcie łapiąc kilka srok za ogon, a żadnej zbyt mocno nie trzymając. Gdyby się solidnie skoncentrował na jednej z tych kwestii, książka byłaby może trochę monotematyczna, ale w tej jednej dziedzinie naprawdę wyczerpująca, a tak jest może bogatsza, ale „tylko” dobra.

Cóż dodać – wydawać werdyktu o wyższości „Dawno temu…” nad „Biblią…” (lub odwrotnie) nie zamierzam, bo mamy tu zbyt odmienne podejście do tematu, żeby robić proste porównania. Prawdziwy maniak i tak powinien mieć na półce oba te tytuły;-). Pozostaje tylko pogratulować autorowi (czy już wspominałem o ciężkim losie pionierów?) i mieć nadzieję, że na trzecie podejście nie trzeba będzie znowu czekać dziesięć lat.

Ocena: 4+


Komentarze

Podobne wpisy