Od paru dni wszyscy wyjątkowo się o mnie troszczą, a w szczególności każą mi uważać na szalikowców. Przyczyna to oczywiście poniedziałkowy mord na „Człowieku” (skądinąd cóż za inwencja w doborze ksywki), mieszkam bowiem o rzut beretem od miejsca, gdzie do tego doszło.
Mieszkam tu jednak od dobrych dziesięciu lat – i nigdy, literalnie nigdy nie spotkałem się z żadnymi bezmózgimi kibolami ani innym tego typu bydłem. Owszem, prowadzę raczej domowy tryb życia, nie imprezuję ani nie spaceruję nocami po osiedlu, ale przez parę lat regularnie chodziłem do baru oglądać mecze Wisły, co w bastionie Cracovii (jakim ponoć jest Kurdwanów) powinno mnie na jakieś nieprzyjemności narazić. Nic z tych rzeczy – mecze oglądało się całkowicie bezpiecznie (nawet derby!), a chociaż krzyki kibiców słyszało z pół osiedla, nigdy nie natknąłem się przy wyjściu na żaden komitet powitalny. W drodze powrotnej (10 minut piechotą przez osiedle, nierzadko po zmroku) też nigdy nie musiałem drżeć o swój los. Cisza i spokój.
A co o mojej okolicy piszą w ostatnich dniach gazety i portale? Strach się bać – wojny gangów, narkotyki, pobicia, stada kiboli na każdym rogu, dzieci boją się wracać ze szkoły – normalnie strefa wojny. A w dzisiejszej lokalnej Wyborczej czytam zgryźliwy komentarz pod adresem prezydenta Majchrowskiego, zakończony ironiczną prośbą, „by pojechał na Kurdwanów i osobiście powiedział tamtejszym mieszkańcom, że w mieście jest bezpiecznie” – tak jakby to była wyprawa na miarę zwiedzania Bagdadu czy Kabulu.
Cóż, ja póki co w kamizelce kuloodpornej nie chodzę i nie zamierzam zacząć, a dziennikarzy – doceniając ich troskę o moje bezpieczeństwo – prosiłbym jednak o odrobinę umiaru w koloryzowaniu szarej rzeczywistości.
Komentarze
Ciąża jak nic ;P
A czy w takim razie nie daje Ci per analogiam do myślenia, że nieszczęścia, zapobieżeniu którym ma służyć państwo opiekuńcze w szczególności, a filozofia ochrony człowieka przed nim samym w ogólności, mogą być równie wydumane czy przesadzone?
btw. Większych środków ostrożności również nie przedsiębiorę. Może dlatego, że nie konsumuję merdiów.
@xyz
Hę?
@torero
Wspominałem już, co mnie drażni u korwinistów? Otóż m.in. to, że dosłownie każdy problem potrafią w mig sprowadzić do dyskusji o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem. Często – tak jak w tym przypadku – tak na siłę, że od razu przypomina mi się dowcip o Jasiu, któremu wszystko się kojarzy z d***.
Ajtam. Po pierwsze kapitalizm vs. socjalizm nie ma tu nic do rzeczy, bardziej chodzi mi o fundamentalne różnice w podejściu do człowieka – bliźni jako istota błądząca, ale wolna, czy bliźni jako bezrozumne bydło. Po drugie – Twoje stwierdzenie o sprowadzaniu na siłę rozumiem [tak Ci po prostu wygodniej], ale się z nim nie zgadzam. Bo w obu przypadkach i motywy robienia dymu podobne [kibic – chęć zysku mediów na histerii + polityka, moje – chęć zysku polityków], i istota mechanizmu taka sama [wywołanie poczucia zagrożenia dla osiągnięcia swoich celów – nieważne, zysku czy większej władzy], i skuteczność metody podobna… Podobieństwa, wskazujące na „niezd*watość” analogii mógłbym wyciągać jeszcze długo, ale skoro od razu próbujesz wcisnąć mnie w jakiś szablon, nie odniesie to zapewne skutku.
Jak zwał, tak zwał, w praktyce na jedno wychodzi. Poza tym po raz kolejny muszę Ci zwrócić uwagę, że pomiędzy skrajnościami istnieją stadia pośrednie: można uważać, że człowiek jest z zasady wolny, ale czasem lepiej go powstrzymać przed ewentualnym zrobieniem sobie krzywdy. Wbrew temu, co głosi libertariańska ekstrema, nie ma w tym żadnej sprzeczności, bo świat nie jest czarno-biały.
…i zylion innych zjawisk mógłbyś do tej analogii wcisnąć, taka ona pojemna. Wyolbrzymianie zagrożeń dla celów propagandowych jest zagrywką starą jak świat i idąc tym tropem można sobie mój wpis skojarzyć z naprawdę wieloma rzeczami – ot chociażby pisząc, że „per analogiam Układ zwalczany przez PiS mógł być równie wydumany czy przesadzony”, albo wspomnieć o prohibicji w USA i przejść do kwestii legalizacji narkotyków. Biorąc pod uwagę rozbieżność tych tematów trudno wątpić, że analogia jest mocno na siłę budowana i świadczy głównie o tym, co komentującemu w duszy gra.
Analogia [w szerokiej formie] jest generalnie jednym z narzędzi poznawania świata, ale oczywiście nauki społeczne magiczną mocą Twojego twierdzenia są spod tej zasady jak widać wyłączone, „bo tak”. Osobiście uważam, jak już wcześniej wspominałem, że tak Ci jest po prostu wygodniej – potencjalne konsekwencje każdego świństwa, które szykuje nam albo waaadza, albo ci, którzy mają człowieka za nic, wymagają ze strony oponentów każdorazowego tłumaczenia od początku, a nie zawsze jest na to czas, miejsce i chęci, a i publice nie zawsze chce się tego słuchać – co nie znaczy, że się z tym zgadzam. Z mojej strony dam więc EOT i pozostanę przy swoim.
Niczego podobnego (nawet w dużym przybliżeniu) nie napisałem. Naucz się czytać ze zrozumieniem.
Nie napisałeś wprost, ale zapewne każdą analogię z mojej strony, która by Ci nie odpowiadała, podsumowałbyś w ten sposób. Twierdząc oczywiście, że niczego podobnego nawet w dużym przybliżeniu nie napisałeś. Skoro posuwasz się np. nawet do stwierdzeń, że sytuacja z prohibicji nie ma absolutnie przełożenia na dzisiejszą walkę z narkotykami, a jednocześnie kwestionujesz mój zarzut o negowaniu analogii, to doprawdy nie wiem, czy to deficyt mojego czytania ze zrozumieniem, czy Twojego pisania z sensem.
Dyskutujemy nie po raz pierwszy, więc powinieneś wiedzieć, że nie mam takiego zwyczaju.
Znowu: niczego podobnego (już nawet w ogromnym przybliżeniu) nie napisałem.
Żebyś już nie miał wątpliwości, tłumaczę łopatologicznie: „Per analogiam problem X mógł być równie wydumany czy przesadzony” – przyznasz chyba, że możliwych wartości X jest praktycznie nieskończoność. Mógłbyś więc bez trudu sypnąć tutaj i setkę komentarzy o analogicznej treści, pod X podstawiając (poza wspomnianym już Układem czy uzasadnieniami prohibicji w USA) dowolny problem świata: bezrobocie, deficyt, kaczyzm, islamizm, terroryzm, globalne ocieplenie, Chiny, program atomowy Iranu, cenzurę internetu, głód w Afryce itd. – bo wszystko można w ten sposób podciągnąć pod ten wpis. I zresztą nie tylko ten, bo cokolwiek bym napisał, prawie zawsze jakaś wszystkomająca analogia się znajdzie.
Sorry, nadinterpretacja Twojego: „Wyolbrzymianie zagrożeń dla celów propagandowych jest zagrywką starą jak świat i idąc tym tropem można sobie mój wpis skojarzyć z naprawdę wieloma rzeczami (…) albo wspomnieć o prohibicji w USA i przejść do kwestii legalizacji narkotyków.” Cóż, mój faul, choć cieszę się, że tamtą analogię jednak dostrzegasz :)
No właśnie. Mógłbym, gdybym wnioskował w zarzucany mi sposób. A tak nie wnioskuję i sypał nie będę. Co oczywiście w tym kontekście nie ma dla całości sprawy żadnego znaczenia.
Tym razem naprawdę EOT.