Jak długo może trwać areszt tymczasowy? Na przykład siedemnaście miesięcy. Sam nawet nie wiem, co mnie w tej sprawie najbardziej wkurza.
Czy to, że jak zwykle nie było żadnego „przepraszam”, a osobom za to odpowiedzialnym bez wątpienia włos z głowy nie spadnie…
Czy to, że gość po półtorarocznym koszmarze, układając życie na nowo, będzie się musiał jeszcze latami (w najlepszym razie miesiącami) procesować, żeby dostać jakieś zadośćuczynienie…
Czy to, że takie przypadki zdarzają się nagminnie, a rekordowy „tymczasowy” areszt trwał – uwaga – siedem lat i dziewięć miesięcy…
Czy może wreszcie to, że sprawa – nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia – nie wywołała większej reakcji, ale gdyby bohaterowi artykułu zamknęli stronę, to wszelkie Wykopy i Onety drżałyby w posadach od oburzenia internautów krzyczących wniebogłosy, że żyjemy w państwie totalitarnym.
A z innej beczki, ale też w temacie prawa: jak się po PiS-owsku nazywa przekręt na 150 tysięcy złotych? „Bardzo drobne przestępstwo”. Bez komentarza.
Komentarze
„Drogi internauto, zapewne wiesz, ze planujemy wprowadzic globalny filtr internetowy umozliwiajacy latwa kontrole dostepnych tresci. Cieszy nas Twoj brak zaniepokojenia taka mozliwoscia wszak juz teraz mozemy wsadzic Cie do ciupy ot tak dzieki wspolpracy prokuratury i sadu. To powinno wzbudzac zaufanie do naszych pomyslow.”
podpisano: Twoj ukochany Rzad i legislatura
No niestety z tymi aresztami „tymczasowymi” jest przegięcie… niestety często społeczeństwo tego oczekuje. Znajdzie się podejrzany w jakiejś drażliwej sprawie i już krzyki „czemu on jeszcze nie siedzi”, „dlaczego go wypuścili”, nawet jeśli nie ma jeszcze żadnych dowodów i wiadomo, że raczej nic nie zaszkodzi jeśli na dalsze śledztwo i rozprawę poczeka w domu…
IMHO naturalne powinno być, że areszt to środek stosowany wyjątkowo i naprawdę tymczasowo. I niech się policja i prokuratura spieszą, jeśli muszą znaleźć dowody póki podejrzany jest w areszcie. A u nas wszyscy mają czas, podejrzany może posiedzieć, sprawa potoczy się w swoim tempie… i nikt problemu nie widzi…
Zwykle pewnie i tak jedyne co trzeba załatwić zanim podejrzany zacznie mataczyć, to zabezpieczyć dowody – dokumenty, zawartość komputerów itp. Ale skoro można kogoś „wsadzić” jeszcze zanim się swoją robotę wykona, to po co się spieszyć?…
„Bardzo drobne przestępstwo” dotyczyło nie przekrętu i jego wartości, ale faktu, iż:
a) pieniądze zostały zwrócone
b) ułaskawienie dotyczyło czasu zawieszenia, a nie więzienia
Adam S. stracił sporo na tym przekręcie. Fikcyjnie zatrudniał grupę niepełnosprawnych – płacił za nich podatki (ZUS), wypłacał im „pensję” 100-200zł, ale dostawał na to pieniądze z PFRON. Załóżmy, że nie robił tego charytatywnie, więc coś na tym zarobił. Następnie został złapany i oddał pieniądze z PFRON, czyli stracił na podatkach i pensjach. W wyniku tego dostał wyrok w zawieszeniu.
Osobiście, jestem przeciwnikiem tego, by prezydent miał prawo ułaskawiać, nie widzę też sensu decyzji, by ułaskawiać kogoś, kto dostał wyrok w zawieszeniu. Ale drażni mnie nazywanie tej sprawy „kompromitacją IV RP”. Wałęsa uniewinnił szefa gangu pruszkowskiego, Kwaśniewski mordercę dla pieniędzy, a Kaczyński gościa z wyrokiem w zawieszeniu i stratnego na przestępstwie.
Z anonimowego komentarza pod jednym z artykułów wynika, że bez ułaskawienia z wyroku w zawieszeniu, Adam S. musiałby zamknąć działalność gospodarczą. Ktoś z Was wie, na jakiej podstawie?
@tdudkowski
„Ależ drogi rządzie, nie przejmuj się patologiami w wymiarze sprawiedliwości, wystarczy że do netu się nie dotkniesz i wszystko będzie spoko. Dla nas przecież tylko net się liczy, a takie drobiazgi, jak możliwość przesiedzenia kilku lat w tymczasowym areszcie, to żadne zagrożenie dla naszej wolności, więc przejmować się tym zbytnio nie zamierzamy.”
Podpisano: samodzielnie myślący internauci
@remiq
A co to zmienia w ocenie powagi przestępstwa?
Biedaczek, serce mi krwawi. Tak to już jednak jest, że na przestępstwach zazwyczaj się traci, jeśli się wpadnie, więc nie wiem, co to za argument. Pieniądze przecież oddał nie z dobrego serca, tylko dla uniknięcia surowszej kary.
Skoro Dubieniecki jest adwokatem, to wnioskuję, że gość z wyrokiem na sumieniu nie mógłby zostać jego wspólnikiem i pewnie po to mu było potrzebne ułaskawienie, żeby wyrok uległ zatarciu.
Zapewne chodziło o środek karny polegający na zakazie prowadzenia działalności gospodarczej.
Zgodnie z art 41 § 2 Kodeksu karnego – Sąd może orzec zakaz prowadzenia określonej działalności gospodarczej w razie skazania za przestępstwo popełnione w związku z prowadzeniem takiej działalności, jeżeli dalsze jej prowadzenie zagraża istotnym dobrom chronionym prawem.
Możliwe też, że chodziło o prowadzenie jakiejś regulowanej działalności. Wtedy zwykle w Ustawie dot. takiej działalności znajduje się zakaz jej prowadzenia przez osoby skazane prawomocnym wyrokiem. Dzięki prawu łaski, nie tylko kara może zostać uchylona. Prezydent RP może zastrzec, że przestępstwo ulega zatarciu. Wtedy, w sensie prawnym jest tak, jakby osoba nigdy nie była skazana.
A cała sprawa z tym Adamem S. jest tak w ogóle obrzydliwa. Chciałbym zwrócić uwagę, że chodziło o posłużenie się osobami niepełnosprawnymi, co jak dla mnie jak najgorzej świadczy o człowieku. Żeby była jasność, nie mam żadnych wątpliwości, że Lech Kaczyński jest w tej sprawie czysty, ale co do jego pracowników takiej pewności nie mam. Sprawa jest dziwna, bo tylko chyba 18 spraw w takim nadzwyczajnym trybie poszło. I oto co za przypadek, jedną prowadził akurat Dubieniecki…
cichy:
Tylko to, że w Polsce „afera gospodarcza” jest kojarzona z SLDowskimi przekrętami na grube miliardy/miliony, które znikały przed rozprawą, a przestępcy byli następnie uniewinniani przez Kwaśniewskiego. W tym przypadku stracił jedynie Adam S.
Chwileczkę, skoro S. jest kumplem prezydenta i za część łupu może dostać uniewinnienie, to dlaczego oddaje pieniądze? Widocznie teoria jest fałszywa.
Wspólnikiem kancelarii prawnej pewnie nie, ale Dubieniecki jest wspólnikiem w 11 innych firmach.
vonwojciechow:
Dzięki, podobną odpowiedź dostałem od znajomego radcy.
Dla uczciwości należy zaznaczyć, że te osoby niepełnosprawne również czerpały z tego korzyści. Wg. gazety, w firmie pracuje 20 niepełnosprawnych, choć nie wiadomo czy chodziło o nich, czy inną grupę pracującą fikcyjnie.
Ale my tu nie mówimy o „aferze gospodarczej”, tylko o przestępstwie – a to słowo aż takich skojarzeń nie wywołuje. Jak ktoś ukradnie staruszce torebkę, to raczej nie mówimy, że to malutkie wykroczenie, bo aferzyści kradną miliony.
O ile mi wiadomo, z licznych SLD-owskich aferzystów tylko Sobotka został przez niego ułaskawiony.
Może wtedy jeszcze nie był kumplem. Może Kaczyński nie był jeszcze prezydentem. Może nie chcieli robić za dużo smrodu. Może S. nie chciał spędzać kilku miesięcy w więzieniu, zanim te wszystkie procedury zostaną przeprowadzone. Może po prostu nie pomyślał wcześniej o ułaskawieniu albo nie miał pewności, że je dostanie (bycie kumplem zięcia niekoniecznie oznacza jakieś bliskie stosunki). Możliwości jest wiele, a nagły przypływ wyrzutów sumienia uważam raczej za jedną z mniej prawdopodobnych.
Odnosze wrazenie, ze naprawde tego nie rozumiesz wiec powtorze: OK zalozmy ze wszyscy krytycy globalnego filtra popelniaja blad dysproporcji – obawiaja sie nowego pomyslu ulatwiajacego kontrole informacji i pomijaja przy tym dotychczasowe metody jakimi panstwo naduzywa prawo juz istniejace. Zalozmy, ze slusznie przygwozdziles ich wytykajac niekonsekwencje, hipokryzje oraz elokfencje. Dyskusje wygrales a oni schowali sie do piwnicy by tam zmienic nicki, IP i providerow. Super jestem pod wrazeniem.
Ale czy sam nie popelniasz wiekszego bledu? Bo to z czym dyskutujesz to tylko domniemana niekonsekwencja dyskutantow, z ktorych zreszta zaden – jesli sobie przypominam nie napisal „w porzadku niech ich zamykaja ile wlezie byle mi do internetu sie nie wchrzaniali” co nie przeszkadza Ci imputowac tego przy kazdej okazji, co jest upartym strzelaniem do chochola – i pomijasz zupelnie istote problemu. A wyglada on tak: sam przytaczasz przyklad naduzycia prawa przez instytucje panstwowa. Krytykujesz to. Ale nagle jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki caly ten krytycyzm i wynikajaca z faktow podejrzliwosc znika kiedy mowa o buforze internetowym.
Moje pytanie brzmi: czemu instytucje panstwowe maja byc obdarzane zaufaniem w jednej dziedzinie kiedy widac ze w innych ich wiarygodnosc totalnie zawodzi?
Poniewaz nie chce brac udzial w Twoim polowaniu na chocholy napisze tak: OK zalozmy ze dyskusje dotyczaca niekonsekwencji adwersarzy wygrales. Zalatwiles ich tak ze nawet buty sie nie ostaly. Gratuluje.
Ale ja pytalem o cos innego. Skad zaufanie w kwestii bufora, jesli w innych nie ma ku niemu podstaw. I jak w ogole mozna miec zaufanie do kogos kto pragnie posiadac takie narzedzie?
Zarzucasz mi walenie w chochoła, a sam to uparcie robisz – ja przecież nigdy ani nie wyraziłem poparcia dla pomysłu blokowania stron (wręcz przeciwnie, wyraźnie nazwałem to marnowaniem pieniędzy), ani nie nawoływałem do zaufania rządowi (wręcz przeciwnie, wyraźnie stwierdziłem, że lepsza paranoja niż zbytnia ufność), ani nawet nie negowałem faktu, że blokowanie może być zagrożeniem. Ja tylko nawołuję w tej sprawie do zachowania proporcji, bo obawy uważam za mocno przesadzone, a reakcje internautów za histeryczne. Nie zawaham się ani chwili przed krytyką, jeśli projekt rzeczywiście będzie zły – nie zamierzam jednak toczyć piany z ust na zapas, zanim jakiekolwiek propozycje przepisów ujrzą światło dzienne.
A wątek „tymczasowych” aresztów sam w tej dyskusji niechcący wywołałeś, używając analogii z „metodą, żeby każdego ot tak wsadzić do ciupy”. I jak dotąd – choć ciągniemy temat już pod trzecim wpisem – nie zauważyłem, żeby informacja o istnieniu takiej metody jakoś wpłynęła na Twoje (czy w ogóle czyjekolwiek) podejście do sprawy. Niekonsekwencja nie jest więc wcale domniemana, tylko widoczna jak na dłoni, niestety.
Tego sie niestety obawialem, ale nie napisalem nie chcac wywolywac wilka z lasu. Znowu dopadles swoich chlopcow do bicia i walisz az wiory leca.
Przyklad prawa pozwalajacego pojedynczemu urzedowi, ba nawet pojedynczemu czlowiekowi zamknac goscia ot tak rzeczywiscie podalem ja jako porownanie, ale z nadzieja, ze je zrozumiesz a nie bedziesz podawal jako powod/sugestie by ufac rzadowi pragnacemu posiadac takie narzedzia. Areszt nie spelnia wymogow takiego porownania, gdyz nie jest wynikiem samodzielnego dzialania prokuratury (wymagana jest zgoda sadu) i istnieje mozliwosc kontroli chocby w postaci procesow o odszkodowania. To nie czarne dziury gdzie mozna „znikac” ludzi bez powodu i alarmu.
Ale dobrze ze juz pojawiaja sie przeblyski zrozumienia, bo okazuje sie ze „moze byc zagrozeniem” – tak jakby samo pragnienie posiadania narzedzia do kontroli informacji nie bylo objawem tyranii. Do tej pory mozliwosc takiego zagrozenia wysmiewales piszac, ze niczym sie to nie rozni od juz istniejacych rozwiazan (co jest klamstwem) lub ze krytycy filtra sa niekonsekwentni (co nawet jesli jest prawda nie ma nic do rzeczy).
Kontentujesz sie „niekonsekwencja”, ale pozwol ze o cos zapytam – znowu o to samo ale moze tym razem odpowiesz lub zrozumiesz ze piszesz od rzeczy – swiadomosc ze istniejace juz prawo jest naduzywane do tego stopnia powinno wobec pojawiajacych sie propozycji filtra:
a) wzbudzac optymizm: przeciez wladza i tak robi co zechce niech wiec chociaz ma skuteczne narzedzie do tego, przynajmniej bedzie mozna wysmiac histerycznych internautow za ich niekonsekwencje
b) obojetnosc: przeciez wladza i tak robi co zechce, ma to prawo czy nie, skoro moze nas zamykac bez powodu niech i wiec dysponuje mozliwoscia niekontrolowanej kontroli informacji, a co tam
c) zrozumienie, ze sama istota tego narzedzia sprawia, ze kazdy kto che go posiadac staje sie tyranem
Serio sie pytam. Bo jak do tej pory z tej dyskusji wynika tylko, to ze skoro moga nas zamykac to niech i maja mozliwosc cenzury. A ja takiego zwiazku nie widze.
d) wzbudzać zainteresowanie realnym nadużywaniem prawa, a nie drugorzędnymi, teoretycznymi, potencjalnymi zagrożeniami. Drugorzędnymi, bo blokowanie stron to słabiutkie narzędzie cenzury, wobec istnienia innych mediów wręcz przeciwskuteczne; teoretycznymi, bo samo istnienie narzędzia nie implikuje jego nadużywania (władza ma czołgi i karabiny, nie boisz się?); potencjalnymi, bo póki co nie ma nawet projektu stosownej ustawy, więc nie ma jeszcze o czym rozmawiać.
O tym wszystkim cały czas mówię, a zamiast jakiejkolwiek merytorycznej odpowiedzi słyszę bzdurne zarzuty, że nawołuję do ufania rządowi, choć niczego podobnego nigdy nie głosiłem. Byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś czytał to co piszę i odnosił się do tego, bo rzucanie grochem o ścianę niespecjalnie mnie bawi.