Urząd przysłał mi list. W związku z niedopełnieniem obowiązku złożenia informacji o nieruchomościach dostałem formularz do wypełnienia. A w formularzu do wpisania: dane osobowe, adres zameldowania, adres do korespondencji (tak, przysłali mi list i proszą o adres do korespondencji) i różne inne bardziej szczegółowe. Zacząłem wypełniać i co mnie uderzyło: w całym czterostronicowym formularzu nie ma dosłownie ani jednej (!) informacji, której ten urząd już by nie posiadał. A żeby nie było co do tego wątpliwości, przy niektórych polach nawet usłużnie napisali ołówkiem, co tam powinienem wpisać i gdzie postawić krzyżyk. Cóż, miło z ich strony.
Cudownych recept na ograniczenie biurokracji słyszałem dziesiątki, ale wszystkie jakoś pomijają sprawę najbardziej, wydawałoby się, oczywistą – absolutny i niepodważalny zakaz pytania obywatela o rzeczy, które urząd już wie. Na podstawie swoich doświadczeń śmiem przypuszczać, że co najmniej połowę papierkologii mielibyśmy z głowy.
A potem zakaz pytania o to, co już wiedzą inne urzędy, następnie zakaz używania papieru (chyba że jest to naprawdę totalnie konieczne), zakaz wysyłania pocztą tego co można wysłać przez net… Ech, rozmarzyłem się. Takich luksusów to przecież może nasze wnuki doczekają.
Komentarze
To co jest ważne na tym papierku to twój podpis. A także fakt, że możesz zmienić którąkolwiek z tych danych lub może być już nieaktualna, dlatego nieuprzejmie by było gdyby wysłali ci gotowy druczek do podpisania, tym bardziej, że wtedy narzekałbyś na pierdylion biurokracji, żeby zmienić np. adres korespondencji, bo przecież mogli ci pozwolić zmienić to bezpośrednio tutaj, a nie kazać wysyłać dodatkowy dokument itd.
Nie da się wszystkim dogodzić ;)
Oh, jeszcze jedno
Czyli co, albo odcinamy wszystkich ludzi, którzy nie mają czasowo lub na stałe dostępu do internetu lub nie używają komputera, bo im to po prostu nie jest potrzebne i gnębimy ich karami tak długo, aż internet sobie (na własny koszt oczywiście) założą, albo robimy dwa rodzaje wysyłania wszystkiego teoretycznie podwajając ilość biurokracji, bo ktoś musi się zajmować wysyłaniem internetowym, ktoś papierowym, a jeszcze ktoś musi się upewniać, że się temat nie rozjechał i ktoś nie dostał czegoś zarówno listowo jak i internetowo?
Urzędowi nie chodzi o informacje, a o Twoją deklarację, która przenosi odpowiedzialność za ew. niepoprawność danych na Ciebie :)
@d4rky
Po pierwsze – adresu nie zmienia się zbyt często, a jeśli już, to samemu się o tym informuje odpowiednie urzędy. Po drugie – jak się chce zadbać taką drogą o aktualność danych, to się pisze coś w rodzaju „jeśli dane nie zgadzają się z niżej podanymi, wypełnij pola takie i takie”, a nie „wypełnij trzydzieści rubryczek tak na wszelki wypadek, bo może ostatnio zmieniłeś adres albo twoje mieszkanie w bloku zmieniło metraż”.
Jeśli ktoś nie ma netu, to siłą rzeczy nie można mu nic wysłać przez net, więc się wysyła pocztą. Logiczne.
No tak, dodanie procedury „jeśli delikwent podał maila, wysłać maila, a jeśli nie, puścić na drukarkę i do koperty” to na pewno straszny problem i wyzwanie dla państwa. Ale prywatne firmy jakoś problemu nie mają i grzecznie pytają, czy rachunki wysyłać do skrzynki czy na maila. Bez wątpienia bardziej im się to opłaca niż wysyłanie wszystkiego pocztą. A co mówić o urzędach, które na pocztę wydają kosmiczne sumy z naszych podatków.
@KP
No, co do tego to nie mam wątpliwości, spychologia to w zawodzie urzędnika podstawa;-).
Jest różnica pomiędzy rachunkiem, a formularzem. Ten pierwszy jest typu ‚wyślij i zapomnij’, więc po prostu lecą hurtem i nikt się tym nie przejmuje, bo drukowaniem zajmuje się automat. Ten drugi trzeba też odesłać, więc ktoś musi sprawdzać czy dany formularz został zarówno wysłany jak i przyjęty zwrotnie oraz sprawdzić czy dane się zgadzają, a jeśli nie to zmienić je w systemie.
Rozumiem, że to boli, bo sam się wkurwiam, że Polska jest sto lat za murzynami w dziedzinie technologii, ale wydaje mi się, że tutaj się już trochę czepiasz. W banku też masz adres korespondencyjny i adres zameldowania i to nie zawsze są te same adresy, bo to, że obowiązek meldunkowy jest to jedno, a to czy się go przestrzega drugie ;)
A to, że tobie się adres nie zmienia często nie znaczy, że wszyscy tak mają. Zapominasz chociażby o studentach.
Sprawdzenie poprawności formularza odesłanego mailem niczym się nie różni od sprawdzenia tego samego formularza na papierze. Sprawdzenie, czy adresat odpowiedział w ciągu X dni, również wygląda w obu przypadkach tak samo. Wiem, że dorobienie wysyłki mailem nie jest sprawą do zrobienia od ręki, ale litości – choćby nie wiem ilu szkoleń i zmian procedur trzeba było, to przecież i tak wielokrotnie mniejsze koszty niż wysyłanie milionów listów pocztą.
Ale ja się nie czepiam, że są dwa adresy, tylko że je muszę ciągle na nowo gdzieś wpisywać, podczas gdy bank przez dziesięć lat jakoś nigdy mnie dwa razy o to samo nie pytał.
Mnie przy każdej formalności wymagającej spisania umowy pytają jeszcze raz, ale ja jestem w mBanku, który z roku na rok szmaci się coraz bardziej…
Świat się kończy, Cichy z sensem gada…
Co do maili:
Listonosz ma za zadanie dostarczyć przesyłkę. Potwierdzeniem dostarczenia jest „potwierdzenie odbioru”. Jeśli adresata nie ma w domu, przesyłkę listową z US zostawia któremuś z członków rodziny, sąsiadowi lub pracodawcy. A co w przypadku, gdy Kowalski przez pół roku nie zagląda na swoją skrzynkę? Państwo ma mu nakazać regularne logowanie się do usługi pocztowej?
Dalej. Listonosz przynosi potwierdzenie (z podpisem osoby odbierającej) i to dla urzędu jest informacją, że ten przesyłkę dostał, więc ma jakiś tam czas na ustosunkowanie się do jej treści. Jeśli listonosz nie był w stanie dostarczyć, informuje o tym urząd włącznie z powodami dla których było to nie możliwe. Wtedy urzędnik może zastosować inną drogę doręczenia lub ustalenia aktualnego adresu, np. poprzez zwrócenie się o pomoc do policji. Jeśli jedyną informacją jaką by miał urząd byłaby informacja „nie otrzymano potwierdzenia przeczytania maila” nie mógłby nic zrobić. Co więcej nie miałby informacji dlaczego on tego maila nie przeczytał. Czy dlatego, że nie korzysta z tej skrzynki (zapomniał o niej, stracił dostęp do sieci, zapomniał hasła) czy dlatego, że ustawił w kliencie pocztowym blokadę wysyłania potwierdzeń.
W przypadku banków i innych instytucji, to przeważnie klientowi zależy na aktualności danych. W przypadku organów państwowych, petent ma to przeważnie w dupie (bo kto by nie chciał uniknąć podatków tylko z tego powodu, że US o czymś nie wiedział), więc to w interesie urzędu jest posiadanie aktualnych danych.
O tym, że „co urząd wie” a „co ma potwierdzone” to dwie zupełnie różne rzeczy, to już ktoś napisał w pierwszym komentarzu.