Cichy Fragles

skocz do treści

Habibi (Craig Thompson)

Dodane: 17 marca 2013, w kategorii: Literatura

okładka (Timof i cisi wspólnicy)

Ciężko by było znaleźć efektowniej wydany komiks. Opasła księga dużego formatu, z tłoczoną i pozłacaną okładką, prezentuje się na półce prawie jak ekskluzywne wydanie Biblii. Albo raczej Koranu, bo to dzieło przesiąknięte islamem, tak w formie, jak i w treści. Konserwatywnym muzułmanom na pewno by się jednak nie spodobało. Po pierwsze, autor podchodzi do religii z lekkim przymrużeniem oka, np. porównując historię Abrahama i jego syna w wersji chrześcijańskiej i muzułmańskiej (według tej pierwszej synem złożonym w ofierze miał być Izaak, według tej drugiej Ismael – i na tym rozbieżności się nie kończą), lub nieortodoksyjnie wplatając elementy mitów religijnych w swoją historię. Po drugie, swoboda w opisywaniu relacji damsko-męskich jest tu wybitnie zachodnia – dość powiedzieć, że główna bohaterka tylko w jednej czy dwóch scenach zakłada burkę (notabene na znak żałoby), natomiast trudno zliczyć, ile razy widzimy ją w negliżu.

Na przykład tutaj, żeby daleko nie szukać;-).

Ale i bez tego o stronie wizualnej można by długo mówić. Autor staje na głowie, by zrobić wrażenie na czytelnikach, i zdecydowanie mu się to udaje – rozliczne kadry (nierzadko całostronicowe) aż się roją od szczegółów i szczególików, dopieszczonych czasem do granic absurdu. Niektóre sceny ewidentnie służą tylko za pretekst do zaprezentowania kunsztu graficznego na przykładzie bogato zdobionej bramy, krajobrazu pustyni, ruchliwego miasta, jakiegoś mechanizmu czy nawet góry śmieci – cokolwiek da się efektownie przedstawić. Jakby tego przepychu było mało, dochodzą jeszcze rozliczne sny i wizje, w których rysownika ogranicza tylko wyobraźnia – a wszystko to, jako się rzekło, w islamskich klimatach, z arabeskami, wzorkami geometrycznymi czy wariacjami na temat arabskiego pisma.

Drobną próbkę, będącą tylko wierzchołkiem góry lodowej, można zobaczyć na oficjalnej stronie komiksu – co prawda zawierającej głównie szkice, ale i kilka gotowych rysunków, jak ten czy ten. Robią wrażenie? No to wyobraźmy sobie utrzymywanie tego stylu i porównywalnego poziomu przez siedemset stron…

Nic dziwnego, że forma spycha w głęboki cień treść – co jednak nie znaczy, że ta ostatnia się nie broni. Przeciwnie, fabuła jest bogata, przemyślnie skonstruowana i pełna niespodziewanych zwrotów akcji, a postacie pełnokrwiste i, mimo braku kolorów, bynajmniej nie czarno-białe.

Rzecz się dzieje w lekko odrealnionym, ahistorycznym świecie, gdzie arabskie średniowiecze miesza się z XX wiekiem: już na początku główna bohaterka – Dodola – zostaje sprzedana w wieku sześciu lat w niewolę, a jej „mąż” odjeżdża z nią na motocyklu. Istnienie tego pojazdu nijak nie przeszkadza innym nadal podróżować przez pustynię na wielbłądach, rzut beretem od stuprocentowo średniowiecznej wioski z targiem niewolników leży nowoczesne miasto z samochodami i biurowcami, a w jego centrum jakby nigdy nic stoi sobie średniowieczny pałac z haremem, gdzie żadnej zaawansowanej technologii nie uświadczysz, ale i tam pod spodem znajdziemy współczesną sieć wodociągów – słowem, bez przymrużenia oka ani rusz.

Na wspomnianym targu niewolników ktoś znajduje niemowlaka, do którego nikt się nie przyznaje, a ponieważ jego wartość jako niewolnika jest zerowa, handlarze chcą go zabić. Dodola dla uratowania mu życia podaje się za jego siostrę, co wprawdzie nie brzmi zbyt wiarygodnie, skoro ona jest biała, a on czarny, ale niech jej będzie, stwierdzają handlarze. Wkrótce potem Dodoli udaje się uciec razem z dzieciakiem, któremu nadaje imię Zam, znajdują nowy dom w opuszczonym statku na pustyni, jakkolwiek nonsensownie by to nie brzmiało – i zaczyna się długa, zawikłana historia ich dziwnego związku, którego naturę trudno jednoznacznie określić, zwłaszcza że z upływem lat ulega ona przemianom. Matka i syn, brat i siostra, małżeństwo – wszystkie te określenia mniej lub bardziej pasują do kolejnych etapów, ale nigdy do końca, szczególnie w tym ostatnim przypadku.

Tu można się przyczepić, że autor trochę poszedł na łatwiznę, omijając okres dojrzewania Zama – gdy ten zaczyna odczuwać nieznany sobie wcześniej pociąg do Dodoli, pojawiają się siepacze sułtana i ją porywają do haremu, rozdzielając bohaterów na lata – do ponownego spotkania dojdzie dopiero, gdy Zam będzie już dorosły, więc dwuznaczność sytuacji już nie ta sama. Szkoda, bo mógł być z tego mocny emocjonalny dramat, ale autor wolał pójść bezpieczniejszą ścieżką (co nie znaczy, że bezbolesną i mniej dramatyczną, ale nie będę spoilerować). Może nawet wyszło to na dobre spójności „klimatycznej” dzieła, ale też trochę je zubożyło.

Poza tym jednak nie mam zastrzeżeń i nie mogę się zgodzić z głoszoną przez niektórych recenzentów tezą, że komiks tylko rysunkami stoi, a sama fabuła bez tej wypasionej oprawy nikogo by nie wzruszyła. Owszem, historia nie jest tak wybitna, jak jej oprawa, ale też nie jest to w żadnym razie płytka i schematyczna opowiastka. Bogata oprawa może jej nawet – paradoksalnie – zaszkodziła, odwracając graficznymi wodotryskami uwagę od toczących się wydarzeń, nawiązań kulturowych i innych podtekstów. Oczywiście można się z tym kłócić, ale każdy się chyba zgodzi, że tak czy siak dla prawdziwego miłośnika komiksów jest to pozycja bezwzględnie obowiązkowa.

Ocena: 5


Komentarze

Podobne wpisy