(obrazek via New York Times)
Tytułowe pytanie nachodzi mnie za każdym razem, kiedy słyszę o kolejnej aferze dopingowej, a ostatnio naszło mnie oczywiście przy okazji wpadki jamajskich sprinterów. Doping wydaje się bowiem coraz bardziej przeżerać sport wyczynowy – choć trudno powiedzieć, na ile jest to rzeczywisty wzrost, a na ile efekt skrupulatniejszych kontroli – i coraz trudniej wierzyć, by jakakolwiek dyscyplina była od niego wolna. A moje podejrzenia co do piłkarzy wzmacnia – paradoksalnie – brak afer.
Nie, nie upadłem tak nisko, by brak dowodów uznawać za dowód, że zostały zniszczone. Swoje przypuszczenia (w żadnym razie nie aspirujące do miana czegoś więcej niż przypuszczeń) opieram na rachunku prawdopodobieństwa: zawodowych piłkarzy jest wielokrotnie więcej, niż przedstawicieli jakiejkolwiek innej dyscypliny, konkurencja ogromna, gra się toczy o coraz bardziej obłędne pieniądze (które przecież potrafią zagłuszać głos sumienia wyjątkowo skutecznie), więc należałoby się spodziewać, że i oszustów korzystających z dopingu będą w tym sporcie tłumy, nawet gdyby procentowo było ich znacznie mniej niż np. wśród kolarzy.
Tymczasem poza słynną wpadką Maradony na MŚ’94, poważniejszych afer dopingowych w futbolu ze świecą szukać. Jedyne w miarę rozpoznawalne nazwiska, jakie podrzuca Google, to Abel Xavier i Mohamed Kallon, Wikipedia dodaje jeszcze kilka mniej znanych przypadków z czołowych europejskich lig – i na tym koniec. Zadziwiająco mało, biorąc pod uwagę, że sama tylko ekstraklasa to czterystu-pięciuset zawodników w każdym kraju, a ile tych krajów, a gdzie niższe ligi…
Mamy więc dwie możliwości: albo piłkarze są w przeciwieństwie do kolarzy czy lekkoatletów krystalicznie wręcz uczciwi, albo kontrole antydopingowe w futbolu są tak słabe, że mało kogo udaje się złapać. Pierwszą opcję możemy chyba spokojnie włożyć między bajki, za drugą natomiast przemawia choćby fakt, że w większości lig kontroli po meczu poddaje się tylko po dwóch graczy z obu drużyn, a kontrole z zaskoczenia w wolnym czasie (które w kolarstwie przyczyniły się do wykrycia wielu afer) w ogóle nie mają miejsca.
Podejrzenia budzi też systematyczny wzrost wydolności piłkarzy: jeszcze jakąś dekadę temu mało kto był w stanie rozegrać 50 meczów w sezonie, na mistrzostwach świata lub Europy wybijali się zawodnicy, którzy sezon ligowy spędzali na ławce, dzięki czemu górowali kondycyjnie nad zmęczonymi gwiazdami (najlepiej było to widać na MŚ 2002 i Euro 2004), a dziennikarze narzekali na system eksploatujący graczy ponad siły – tymczasem dziś taki Messi ma za sobą już pięć z rzędu sezonów po 50 lub więcej rozegranych spotkań, kroku dzielnie dotrzymuje mu Ronaldo, reprezentanci Hiszpanii od lat grają non-stop na wszystkich frontach (liga, puchar, LM, reprezentacja), regularnie dochodząc w znakomitej formie do finału lub półfinału… A tempo gry w ciągu ostatniej dekady jeszcze wzrosło!
Dodajmy do tego wszystkiego sprawę Eufemiano Fuentesa, który oprócz wielkich „zasług” dla dopingu w kolarstwie, miał też współpracować z tenisistami i właśnie piłkarzami. Niczego poza szprycowaniem kolarzy jak dotąd mu nie udowodniono, ale znaleziono u niego fiolki krwi z podpisem „mistrzostwa Europy” – ani w kolarstwie, ani w tenisie imprezy o takiej nazwie nie ma.
Jak wspomniałem na początku – i co niniejszym jeszcze raz podkreślam – wszystko to tylko przypuszczenia i nic więcej. Bardzo bym chciał, żeby tak pozostało, bo o ile kolarstwo mi wisi i powiewa, to futbol na pewno nie. Mam jednak coraz mniej wiary w czystość tych wszystkich ludzkich lokomotyw, dlatego w tytule notki pytam „kiedy”, a nie „czy”. Nie pytam natomiast „i co wtedy”, bo do poznania odpowiedzi na to pytanie akurat zupełnie mi się nie śpieszy…
Komentarze
Jest jeszcze możliwość, że koszt „wzmocnienia” zawodnika jest na tyle wysoki, że nie opłaca się to w przypadku sportu drużynowego.
Albo: taktyka gry jest ważniejsza niż możliwości jednostki.
Takie tam gdybanie z cyklu nie znam się, to się wypowiem :D
Koszt „wzmocnienia” jest na tyle niski, że opłaca się nawet w nieporównanie mniej dochodowych dyscyplinach, więc nie ma opcji, żeby nie opłacało się w futbolu. A taktyka oczywiście ma ogromne znaczenie, ale dużo łatwiej ją realizować, kiedy nasi biegają szybciej od rywali. No i za dopingiem nie musi stać klub – zawodnicy rywalizują nie tylko z przeciwnikami, ale i z kolegami o miejsce w składzie, więc i sami z siebie mają motywację.
Właśnie mi coś przyszło do głowy – ciekawe, czy możnaby zastosować modele statystyczne do wykrycia prawdopodobieństwa, że sportowiec jest na dopingu. Coś w stylu pomiaru jego wytrzymałości na podstawie danych z nagrań i porównania do danych historycznych…
@d33tah
Jak na zawołanie trafił się dzisiaj artykuł. Może faktycznie jest to jakiś sposób, jeśli kontrole zawodzą.
Całkiem niedawno w trakcie przerwy meczu został zdjęty przez CBŚ(? może policję) jeden z polskich piłkarzy. Zarzuty: handel narkotykami. IIRC to się do środków dopingujących zalicza.
Pamiętaj też, że piłka nożna to chyba największy sportowy biznes. Komu miałoby zależeć tak naprawdę, żeby było czysto? Liczy się kasa i widowisko…
Suplementacja (nie doping) jest na porządku dziennym w wielu dziedzinach sportu. Tyle, że czasem różnica między suplementacją a dopingiem jest cienka. I z czasem może się zmieniać. Czasem jak zajrzę na fora to mam wrażenie, że to takie dopalacze – skoro substancja nie została zabroniona, to jest dozwolona…
W kwestii „nie opłaca się” – doping jest popularny w tak technicznym i niedochodowym sporcie jak BJJ. Ogólnie sporty walki, MMA też są podatne na pokusę dopingu.
Ja w przypadku piłki nożnej nie mam złudzeń.