Cichy Fragles

skocz do treści

Mundialowe lapidarium

Dodane: 18 lipca 2018, w kategorii: Futbol, Przemyślenia

Jak głosi popularny mem, Rosja to nie kraj, tylko stan umysłu – nic więc dziwnego, że i tamtejszy mundial nie był za normalny. Dosłownie od pierwszego do ostatniego meczu (w których padło odpowiednio pięć i sześć bramek, co zdarza się nieczęsto) oglądaliśmy zwariowany turniej, z największym co najmniej od 2002 nagromadzeniem sensacyjnych wyników, nieprawdopodobnych zwrotów akcji i innych wydarzeń obalających wszystko, co naiwnie uznawaliśmy za pewniki na tym świecie.

Za symboliczne podsumowanie tego stojącego na głowie turnieju, można uznać dwa ostatnie mecze: od dekad oczywistością było, że walka o trzecie miejsce przebiega na luzie i z masą goli (futbol to bowiem taki wyjątkowy sport, w którym różnica między trzecim i czwartym miejscem w zasadzie nie istnieje), podczas gdy w finale mamy piłkarskie szachy i klincz zakończony karnymi lub jedną bramką, ewentualnie jednostronny mecz bez historii – no to teraz musiało być odwrotnie.

***

Niestety jeden standard pozostał nienaruszony, a nawet prowokacyjnie wręcz ugruntowany: Polska na trzecim mundialu z rzędu zaliczyła identyczną sekwencję wyników, nawet wyniki bramkowe po raz kolejny uzyskała prawie takie same – czarna rozpacz, klątwa i fatum. Miałem przed mistrzostwami taką cichą nadzieję, że trafimy w drugiej rundzie na Anglików i w końcu ich sklepiemy raz a dobrze, żeby już zakończyć to rozpamiętywanie w nieskończoność Wembley 1973 – a tu ani awansu, ani nawet złudzeń, że przy takiej formie (naszej i ich) stawilibyśmy Anglii jakikolwiek opór…

Ale przynajmniej możemy się pocieszać, że podobnie jak w 2002, zagraliśmy jak mistrz świata. I tego się do następnych mistrzostw trzymajmy, bo innych powodów do optymizmu chwilowo nie widać.

***

Pod jednym względem normalności jednak przybyło: VAR praktycznie zakończył historię wypaczania wyników przez sędziowskie błędy. Złośliwy los co prawda pozwolił Francji akurat w finale strzelić bramkę po niesłusznie przyznanym rzucie wolnym, ale wyniku to nie wypaczyło, wyższość Francuzów byłaby i bez tego niewątpliwa. Poza tym zdarzyło się oczywiście kilka kontrowersji – ale już właśnie tylko kontrowersji, a nie oczywistych pomyłek, które widział cały świat, tylko nie sędzia, jak to dawniej bywało. Obawy konserwatystów, że sprawdzanie powtórek na ekranie zabije ducha futbolu, spowoduje upadek cywilizacji białego człowieka i cośtam cośtam, okazały się – jak to zwykle z konserwą bywa – całkowitym nonsensem, nowe rozwiązanie przyniosło same korzyści i tylko pukać się w głowę teraz można, że nie wprowadzono go wcześniej.

***

Największy paradoks mundialu: europejskie potęgi seryjnie zawodziły (Włochy i Holandia poległy już w eliminacjach, Niemcy w grupie, Portugalia i Hiszpania w 1/8), a mimo to zobaczyliśmy całkowitą dominację Europejczyków. Fazę grupową przeszli niemal w komplecie (dziesięć z czternastu drużyn), w fazie pucharowej przegrali tylko jedno z sześciu starć z resztą świata (Portugalia z Urugwajem), piąty raz w historii obsadzili wszystkie miejsca w półfinałach…

Dominacja Europy trwa zresztą już od jakiegoś czasu. O ile przez cały XX wiek Europa i Ameryka Południowa z żelazną konsekwencją wygrywały mistrzostwa na zmianę (jedyne wyjątki to obrona tytułu przez Włochów w 1938 i Brazylię w 1962), to od 2006 Europa zgarnęła już czwarty tytuł z rzędu – co ciekawe, każdorazowo inną drużyną (Włochy, Hiszpania, Niemcy, Francja). Co więcej, Europejczycy zgarnęli w tym czasie aż trzynaście z szesnastu miejsc w półfinałach, oddając Latynosom tylko jedno wicemistrzostwo (Argentyna w 2014) i dwa czwarte miejsca (Urugwaj w 2010 i Brazylia w 2014) – przy czym w dwóch ostatnich przypadkach poniekąd nie mieli wyboru, bo drzewko w fazie pucharowej tak się ułożyło, że jedno miejsce w półfinale z góry musiało przypaść drużynie spoza Europy. Jedynym realnym wyłomem w tej europejskiej dominacji był więc zeszłomundialowy występ Argentyny.

***

Drugi największy paradoks: choć na turnieju bardzo popłacała koncentracja na defensywie, choć mieliśmy sporo spotkań z cyklu „jedna drużyna atakuje przez cały mecz, a druga ma dwie kontry i wygrywa” (Maroko-Iran, Niemcy-Korea, Hiszpania-Rosja), to jednak całą czołową czwórkę obsadziły drużyny nastawione zdecydowanie ofensywnie. Paradoks w paradoksie: Francja w ostatnich rundach wygrywała jednak przede wszystkim defensywą – choć atak miała tak potężny, że śmiało mogłaby frontalnie rzucać się na rywali niczym Chorwacja.

***

Przez cały XX wiek tylko dwukrotnie zdarzyło się, żeby obrońca tytułu odpadł w pierwszej rundzie mundialu – i co ciekawe, w obu przypadkach był to obrońca dwóch tytułów z rzędu: Włochy w 1950 i Brazylia w 1966. Przy czym Włosi byli wtedy obrońcami tytułu tylko formalnie – spowodowana wojną aż dwunastoletnia przerwa między mundialami sprawiła, że w kadrze nie pozostał już ani jeden zawodnik z tych, którzy zdobywali mistrzostwo.

W XXI wieku natomiast, obrońcy tytułu odpadali w pierwszej rundzie aż cztery razy na pięciu mundialach – tylko Brazylia w 2006 broniła tytułu z honorem, dochodząc do ćwierćfinału. Próbowałem wykombinować jakąś teorię, która by ten stan rzeczy tłumaczyła, ale żadnego sensownego uzasadnienia nie znalazłem…

***

Sześć bramek w finale padło poprzednio w 1966, ale wtedy potrzeba było na to dogrywki. W podstawowym czasie więcej bramek (siedem) padło w 1958, a tyle samo w 1930 i 1938.

Francja jako pierwsza drużyna w XXI wieku zdobyła w finale więcej niż dwie bramki – poprzednio dokonała tego… też Francja, w 1998.

W finale obie drużyny zdobyły bramkę pierwszy raz od 2006 – kiedy również grała w nim Francja.

Gol z karnego w finale padł poprzednio także w 2006 – i znowu strzeliła go Francja.

Przynajmniej dwie bramki dla obu finalistów padły poprzednio w 1986 – wyjątkowo bez udziału Francji.

***

W półfinałach nie zobaczyliśmy ani jednego półfinalisty z poprzedniego mundialu, co poprzednio zdarzyło się w 1982.

Mało tego: nie zobaczyliśmy tam ani jednego półfinalisty z dwóch poprzednich mundiali – pierwszy raz w historii.

Mało i tego: tylko jeden półfinalista z trzech ostatnich mundiali (Francja).

Jeszcze mało: tylko jeden półfinalista z CZTERECH ostatnich mundiali. Absolutny rekord.

Półfinał bez Brazylii i Niemiec poprzednio miał miejsce na inauguracyjnym turnieju w 1930. Ćwierćfinał bez Niemiec, Włoch i Argentyny zdarzył się po raz pierwszy, podobnie jak odpadnięcie Niemiec w grupie. Niemcy wprawdzie odpadli raz w pierwszej rundzie (w 1938), ale wtedy nie było fazy grupowej.

Druga runda bez żadnego zespołu z Afryki zdarzyła się po raz pierwszy od 1982.

***

Francja to pierwszy mistrz od 1954, a drugi w ogóle, który zaliczył w drodze do tytułu mecz z więcej niż dwiema straconymi bramkami (4-3 z Argentyną).

Chorwacja jako pierwsza drużyna w historii zagrała w drodze do finału aż trzy dogrywki – sumujące się w cały jeden dodatkowy mecz. Również jako pierwsza drużyna w historii, aż trzykrotnie awansowała mimo straty pierwszej bramki.

W meczu o trzecie miejsce pierwszy raz spotkały się drużyny, które wcześniej grały ze sobą w grupie. Ściślej mówiąc: rywale z jednej grupy spotkali się w meczu o trzecie miejsce także w 1954 (Urugwaj z Austrią), ale na tamtym mundialu obowiązywał specyficzny system, w ramach którego dwie rozstawione drużyny z każdej grupy grały z dwiema nierozstawionymi – a że Urugwaj i Austria były rozstawione, to w grupie ze sobą nie zagrały. Pomysł niewątpliwie nonsensowny, na szczęście nigdy więcej nie zastosowany.

Urugwaj to pierwszy od 2004 zespół, który pokonał na mistrzostwach Portugalię i nie zagrał w finale.

Na turnieju padło dwanaście bramek samobójczych – więcej niż na czterech (!) poprzednich mundialach razem wziętych. Dodatkowo po raz pierwszy mieliśmy samobój w meczu finałowym.

Mbappe to drugi nastolatek w historii, który strzelił na mundialu więcej niż jedną bramkę, jak również drugi, który zdobył gola w finale. Pierwszym w obu kategoriach był w 1958 niejaki Pele.

Kane to pierwszy król strzelców, który zdobył aż trzy gole z rzutów karnych.

Ronaldo, jako jedyny piłkarz w historii, strzelił przynajmniej po jednym golu już na ośmiu turniejach z rzędu (poczynając od Euro 2004).

Ronaldo, Messi i Lewandowski nigdy nie strzelili bramki w fazie pucharowej mundialu. Neymar może na nich patrzeć z góry (przynajmniej w tych momentach, kiedy nie turla się po murawie), bo strzelił całą jedną.

Meksyk to najbardziej przewidywalna reprezentacja świata – już siódmy mundial z rzędu zakończyli w 1/8 finału.

Ostatni paradoks turnieju: Japończycy wyprzedzili w grupie Senegal, bo mieli mniej żółtych.

Zespoły, które przegrały na mundialu trzy mecze: Egipt, Panama, Anglia.

Last but not least: Anglia nadal ma na koncie mniej medali na mistrzostwach świata niż Polska.


Komentarze

Podobne wpisy