Cichy Fragles

skocz do treści

Do diabła z Bogiem

Dodane: 11 marca 2015, w kategorii: Literatura

okładka (RW2010)

Pod tym prowokacyjnym tytułem i podtytułem kryje się zbiór dziesięciu opowiadań poruszających na różne sposoby temat religii. Temat śliski i ryzykowny, ale też dający spore pole do popisu, autorzy mało lub w ogóle nieznani – krótko mówiąc, nie wiadomo, czego się po tej antologii spodziewać. Sprawdźmy zatem, co się w niej kryje bardziej konkretnie.


Kismet (Grzegorz Piórkowski) – niedaleka i niefajna przyszłość, w której Europę trawi wojna religijna chrześcijan z muzułmanami, a Ameryka przestała istnieć w wyniku ataku atomowego. Na jej gruzach coś się jednak zaczyna dziać – jak grzyby po deszczu wyrastają tam… meczety. Żołnierze wysłani celem zbadania sprawy stwierdzają, że pojawili się też osadnicy z XIX wieku, anioły, dżiny i cholera wie, co jeszcze. Tekst budzi lekkie skojarzenia z „Ziemią Chrystusa” Dukaja, ale to zdecydowanie nie ten poziom.

Smak raju (Bartłomiej Dzik) – zabawna historyjka o zakonnikach, którzy odkryli, że krowy słuchające kościelnej muzyki dają mleko, którego spożycie zwiększa religijność – klasztor rozkręca więc produkcję „rajskich” serów, wysyłając je przede wszystkim do miejsc, gdzie z pobożnością jest najgorzej. Taką metodę ewangelizacji to ja rozumiem:-).

Nie ma miejsca na Złoty Wiek (Stanisław Truchan) – historia dla odmiany długa i mroczna, o wielkiej rozgrywce bogów greckich, normańskich, słowiańskich i indiańskich – choć toczącej się w starożytności, to mającej zadecydować o powodzeniu bądź niepowodzeniu kolonizacji Ameryki przez Europejczyków wiele stuleci później. Historia nawet wciągająca, jednak z przerostem rozbuchanej formy nad nieskomplikowaną treścią.

Za pięć dwunasta (Hanna Fronczak) – alternatywna rzeczywistość: naukowcy odkryli, że Słońce w ciągu najbliższego stulecia zwiększy swoją aktywność, niszcząc życie na Ziemi; wiadomość ta zaowocowała powstaniem piromańskiej sekty Kościoła Dni Ostatnich, zajmującej się podpalaniem czego popadnie… ale to w zasadzie jedyna różnica w porównaniu z naszym światem. Mało wiarygodne, delikatnie mówiąc, ale czyta się bardzo miło – zręcznie naszkicowany klimat upadku i zderzenie starego, zgorzkniałego księdza z młodym, buzującym energią wikarym – niepozorny kawałek obiecującej literatury.

Humanitarna minimalizacja strat (Karolina Cisowska) – przyszłość, w której ludzie stworzyli sztuczną formę życia – surogatów, używanych do eksperymentów medycznych. Surogaci w zasadzie niczym się nie różnią od ludzi, poza ograniczoną wyobraźnią i niezdolnością do kreatywnego myślenia – co jednak wystarczy, by traktować ich przedmiotowo, a po wykorzystaniu posyłać na wysypisko. Trochę mi to zgrzyta, bo z jednej strony ludzie wydają się uważać surogatów za maszyny, z drugiej strony uważają ich wyłączanie za „niehumanitarne”, ale jednocześnie nie widzą nic złego w skazywaniu ich na bezsensowne cierpienie – gdzie tu logika? Poza tym zgrzytem opowiadanie jednak więcej niż dobre – religijne uwielbienie surogatów dla ludzi efektownie kontrastuje ze skrajnie cyniczną postawą tych drugich, a zakończenie jeszcze ten kontrast jakże brutalnie puentuje…

Kozetka (Anna Dominiczak) – czy freudyzm jest religią? W tym opowiadaniu staje się nią w sensie dosłownym, co prawda tylko wśród pacjentów i personelu ośrodka psychoterapii. Rzekoma terapia zaczyna coraz bardziej służyć indoktrynacji, w ośrodku powstaje ołtarzyk Freuda, a nawet zaczyna się mówić o jego spodziewanym zmartwychwstaniu. Pomysł tyleż wariacki co obiecujący, zakończenie jednak banalne i rozczarowujące.

Na pohybel (Paweł Ciećwierz) – wszyscy popełniają błędy, nawet Święty Piotr, który w chwili słabości wpuszcza do Nieba pornoaktorkę. Sandra niespecjalnie sobie ceni wartości chrześcijańskie, nie przebiera w słowach i nie jest zachwycona życiem wiecznym, w którym nie można się upić ani naćpać, nie mówiąc o innych bezbożnych przyjemnościach – w efekcie oczywiście szybko popada w konflikt z aniołami, co nie może się dobrze skończyć. Potencjał komiczny nie do końca wykorzystany, zmiana klimatu w połowie opowiadania trochę od czapy, a motyw niebiańskiej biblioteki ewidentnie zerżnięty z „Morta” Pratchetta – ale ogólnie fajność jest.

Wszyscy jesteśmy bogami (Joanna Maciejewska) – archeolodzy w południowoamerykańskiej dżungli odkrywają starożytną receptę, jak stać się bogiem dzięki zastosowaniu odpowiedniej diety (!), reagują z entuzjazmem i czym prędzej zaczynają przepis realizować… a potem systematycznie robi się to jeszcze bardziej niedorzeczne – dziury logiczne i nieprawdopodobieństwa takie, że nawet nie warto ich punktować. Po zawieszeniu zdrowego rozsądku na kołku można czytać bez bólu, ale kołek musi być bardzo solidny.

Czterdzieste siódme wcielenie Bernarda V. (Istvan Vizvary) – jacyś sekciarze porywają niewinnego człowieka, deformują mu ciało i wyrywają zęby, po czym oznajmiają, że jest on tytułowym kolejnym wcieleniem ich guru. Oddają mu więc cześć, ale na jego protesty pozostają głusi. Biedak najpierw oczywiście bluzga na czym świat stoi, potem się załamuje, a potem… faktycznie stopniowo zaczyna się za owego Bernarda V. uważać i głosić wiernym jego naukę. Czyżby z tym wcieleniem było jednak coś na rzeczy? Cóż, autor nie pozostawia w tej kwestii praktycznie żadnych niedomówień, co uważam za minus – ale bodaj jedyny, bo czyta się to z przyjemnością, a treść daje dużo do myślenia. Najlepsze opowiadanie w zbiorze.

Powrót syna (Dawid Juraszek) – a to z kolei opowiadanie najsłabsze, wyśmiewające religię smoleńską za pomocą absurdalnego przejaskrawienia – co może byłoby zabawne, gdyby było pierwszą satyrą tego typu, a nie tysięczną. No i gdyby miało choć odrobinę finezji i jakąkolwiek fabułę. Niestety, żaden z tych warunków nie jest spełniony.


Podsumowując – zbiór mocno zróżnicowany, choć z przewagą czysto rozrywkowej fantastyki. Nie znajdziemy tu niczego na miarę opowiadań Dukaja (jak „In partibus infidelium” czy wspomniana już „Ziemia Chrystusa”) – tylko niektóre utwory w ogóle wykazują podobne ambicje, w innych religia często stanowi tylko dekorację, żeby nie powiedzieć pretekst do umieszczenia w zbiorze. Wbrew prowokacyjnemu tytułowi żaden z autorów nawet nie próbuje wsadzać kija w mrowisko (co jednakowoż ma ten plus, że niczyje uczucia religijne raczej nie zostaną obrażone podczas lektury, może oprócz smoleńskistów), natomiast wbrew okładce tylko w jednym z tekstów jest mowa o islamie, a judaizm w ogóle tu nie występuje. Jeszcze jeden dowód, że nie należy oceniać zawartości po opakowaniu.

Na pewno jednak nie ma mowy o stracie czasu. Na uwagę bez wątpienia zasługuje „Czterdzieste siódme wcielenie Bernarda V.”, „Humanitarna minimalizacja strat”, „Za pięć dwunasta” i może jeszcze „Na pohybel”, a wszystkie pozostałe opowiadania (poza „Powrotem syna”) trzymają co najmniej przyzwoity poziom. Całość, jak na zbiór tekstów praktycznie anonimowych autorów (żadne nazwisko nic mi nie mówiło, a większości nie kojarzy nawet Encyklopedia Fantastyki), wypada nadspodziewanie dobrze – choć w kategorii czytadeł, nie ambitnej literatury.

Ocena: 4

Książkę dostałem od wydawnictwa bezpłatnie, w zamian za recenzję – zapewniam jednak, że nie miało to wpływu na ocenę.


Podobne wpisy