- być może istnieją, ale nikt nigdy nie zdołał tego udowodnić;
- mogą wszystko lub prawie wszystko;
- ze swojej wszechmocy korzystają jednak bardzo oszczędnie, starają się wręcz unikać jej używania;
- jeśli już podejmą jakieś działania, to zwykle tak doskonale się kamuflują, że efekty tych działań są nieodróżnialne od wydarzeń losowych;
- nigdy nie popełniają błędów – nawet jeśli jakiś ich czyn wygląda na błędny lub bezsensowny, to tak naprawdę stoi za nim jakiś głębszy zamysł;
- o co im koniec końców tak naprawdę chodzi, w sumie nie wiadomo – są przecież tak potężni, że każdy cel, jaki im się przypisuje, dawno by już osiągnęli, gdyby chcieli;
- absolutnie dowolne wydarzenie można wytłumaczyć ich interwencją;
- z niewiadomego powodu (może z nudów?) uwielbiają komplikować sobie życie, dążąc do celu maksymalnie krętymi drogami, zamiast po prostu korzystać ze swoich możliwości bez zahamowań;
- są całkowicie bezczynni w kwestiach, zdawałoby się, fundamentalnych: bogowie nie wydają się przejmować faktem, że większość ludzkości wyznaje niewłaściwą religię, spiskowcom ani trochę nie przeszkadza, że ich niecne działania są demaskowane jak sieć długa i szeroka;
- generalnie zresztą nie sposób trafić za ich logiką: bogom zdarza się czynić cuda w tak błahym celu jak uratowanie świętego obrazka z pożaru, a nie kiwać palcem w obliczu ludobójstwa; spiskowcy potrafią z gigantycznym nakładem sił i środków sfingować atak terrorystyczny przed setką kamer, ale zawieźć po cichu trochę broni masowego rażenia do Iraku jakoś już im się nie chce;
- przy analizie opowieści o nich wskazane jest zawieszenie krytycyzmu, a najlepiej w ogóle logicznego myślenia – racjonalne podejście jest bowiem przez miłośników tych opowieści traktowane jako wyjątkowy nietakt i despekt;
- argument ultymatywny w dyskusjach na ich temat, to nieodmiennie: „nie udowodnisz, że tak nie jest!”
Widzi ktoś jeszcze jakieś zbieżności?
Komentarze
Uhm. W obu przypadkach pożal się nomen omen Boże „racjonaliści” doznają intelektualnego szczytu, „wykazując” przy użyciu „metody naukowej” zarówno nieistnienie Boga / bóstw, jak i bzdurność teorii spiskowych [nawiasem mówiąc, dla podkręcenia jasności wypowiedzi dobrze byłoby, gdybyś je dodefiniował]. Z uporem płyty gipsowo-kartonowej nie dostrzegając, że obszar zastosowań tejże nie obejmuje ani spraw z definicji leżących w innym obszarze i badanych innym aparatem [if any], ani też spraw zaciemnianych i zakłamywanych niejako z samej natury rzeczy.
Wspomniana przez ciebie „Metoda naukowa”, choć tutaj przyznam, że nie wiem, czy poprawnie to pojmujesz, wymaga aby autor(ka) jakiegoś twierdzenia, udowodnił(a) jego prawdziwość. I teraz ten bardzo ważny fakt: to zadanie właśnie, stoi przed wszystkimi, którzy wierzą w boga, bóstwa czy spiski itd, a nie ich ludźmi twierdzącymi inaczej.
Np. negowanie ewolucji, bo w Biblii o niej nikt nie napisał, wcale nie jest mieszaniem „definicji leżących w innych obszarach”.
@torero
Definicję teorii spiskowych (ogólnikową, ale z dużą liczbą przykładów) możesz znaleźć w Wikipedii.
Co do obszaru zastosowań metody naukowej – o ile samo istnienie bóstw może faktycznie leżeć poza nim, o tyle kwestia ich działań w naszym świecie już jak najbardziej może być obiektem badań naukowych, bo twierdzenia dotyczące cudów są zazwyczaj weryfikowalne.
Tym bardziej teorie spiskowe, które przecież dotyczą wyłącznie materialnego świata (może te o UFO nie do końca, ale to margines), więc czemu metoda naukowa nie miałaby się do nich stosować? Że spiskowcy zaciemniają swoje sprawki? Przestępcy też, ale jakoś kryminologia istnieje, ma się dobrze i nikt jej przynależności do świata nauki nie kwestionuje.
Co do wiary – notabene na jakiekolwiek zrozumienie przez Was „core’owego” znaczenia słowa „wiara” straciłem już wszelką nadzieję – to OIMW nikt nie podaje istnienia Boga jako udowodnionego faktu naukowego ani nikt takich aspiracji nie rości [za wyjątkiem konstrukcji filozoficzno – logicznych typu dowodów św. Tomasza czy zakładu Pascala, ale to inna liga]. Słabsze czy mocniejsze przekonanie – czyli wiara właśnie – nie aspiruje żadną miarą do twierdzeń naukowych. Przynajmniej w obszarze ogarnianym przeze mnie, a do takiego się odnoszę – np. spory kreacjonistów z ewolucjonistami są dla mnie sporem kreacjonistów z ewolucjonistami i niczym więcej; no, może słabym odbłyskiem średniowiecznych sporów o liczbę diabłów na czubku szpilki.
Jak być może dało się zauważyć w poprzednich flejmach, co do zasady jestem za weryfikacją dowodów, również tych religijnych. Tyle, że – skoro nie są one dowodem w żadnym sądzie – jeśli KK z różnych względów [a choćby i z chęci przeciwdziałania profanacji] nie chce ich udostępniać, Jego prawo. Wolny kraj. I tak – moja definicja wolnego kraju dopuszcza głoszenie w zasadzie dowolnych rzeczy.
Teorie spiskowe dużo bardziej „wchodzą w interakcję” z rzeczywistością niż wiara, ale tu problem ze stosowaniem metody naukowej jest innego typu. Tutaj próbuje weryfikować się teorię, która jest celowo przeinaczana, próbki – fałszowane, a kluczowe dla jej weryfikacji „doświadczenia” ukrywane, więc metoda naukowa bierze w łeb na samym początku.
ATSD definicja „teorii spiskowych” na Wikipedii wydaje się być OKDP. Podpadają pod nią np. tajny protokół Ribbentrop – Mołotow czy pospolite oszustwa podatkowe. Moim skromnym zdaniem poszlaka niemożności stworzenia sensownej definicji dowodzi tylko tego, że zarzut o „spiskowość” danej teorii jest tylko wybiegiem retorycznym, raczej nie do obrony w dyskusji chcącej nazywać się racjonalną. No chyba że przeczytam poniżej jakąś sensowniejszą definicję…
Bzdura. Próby mataczenia w żaden sposób nie podważają sensu stosowania metod naukowych – tak samo jak w przypadku pospolitych przestępców, których kryminolodzy jakoś rozpracowują, bynajmniej nie dzięki szklanym kulom.
Cóż, precyzyjnej definicji raczej nie da się tu stworzyć, bo granica między uzasadnionymi podejrzeniami a paranoją jest płynna. Skoro jednak nalegasz, spróbujmy wskazać jakieś podstawowe cechy teorii spiskowej, poza wymienionymi we wpisie:
– brak solidnych przesłanek za istnieniem spisku;
– przyjmowanie licznych dodatkowych założeń, zwykle niemożliwych do zweryfikowania;
– tworzenie efektownych a bezsensownych scenariuszy typu „walnęli rakietą w Pentagon i wmówili setce świadków, że to był samolot”;
– wciąganie w spisek dziesiątek, setek czy nawet tysięcy ludzi tudzież licznych instytucji rządowych i mediów (w rzeczywistości spiski angażują zwykle kilka, góra kilkanaście osób);
– olewanie rachunku prawdopodobieństwa, przypisywanie spiskowcom stosowania potwornie ryzykownych metod;
– ignorowanie lub kwestionowanie wszystkiego, co nie pasuje do teorii.
Występowanie tych cech daje praktycznie stuprocentową pewność, że mamy do czynienia z bredniami.
No patrz Pan, od kiedy to w metodzie naukowej jest miejsce na motyw czy „cui bono”? A stosując to do teorii spiskowych od razu słychać, że jest to argumentacja OKDP.
Kryminologiem nie jestem, ale w sytuacji, gdzie jedna strona nie ma alibi, ma za to dobry motyw, a przeciwko drugiej przemawiają łatwe do fabrykacji dowody, nie jestem przekonany, czyją winę założyłby sąd. Wiem za to, którą wersję przyjmują w takich razach „racjonaliści”.
Ale zdajesz sobie sprawę, że taki straszny konkret jak „brak solidnych przesłanek” obok hasła „metoda naukowa” brzmi niepoważnie?…
Tu bym polimeryzował. Nie kojarzę zbyt wielu teorii spiskowych, operujących na jakichś kosmicznie naciąganych założeniach…
Tu się zgodzę, aczkolwiek nie ze względu na „efektowność a bezsensowność”, ile raczej na ryzyko całej operacji.
Zgoda.
Mało precyzyjne. No i nie bierzesz pod uwagę wartości oczekiwanej konkretnej operacji. A czasem nawet dla promila szansy zrobienie czegoś kompletnie wariackiego ma wbrew pozorom sens. Wszystko, jak wspomniałem, jest kwestią wartości oczekiwanej.
Tego też w obiegowych teoriach spiskowych nie widzę zbyt wiele. No chyba, że za ignorowanie uważamy jakąkolwiek próbę polemiki z czymś, co ex cathedra [wg nas oczywiście] już dawno powinno zakończyć dyskusję. Szczególnie można obserwować to w niegdysiejszych polemikach z teoriami Danikena – poziom „ognia wstępnego” wołał o pomstę do nieba, ale spora część polemistów czuła się oburzona np. faktem, że EvD nie zadawał sobie trudu odpowiedzi na „zarzuty” polegające na tym, że jest/był hotelarzem.
Od zawsze. Pod warunkiem, że traktuje się to tylko jak podpowiedź, w którym kierunku węszyć, a nie od razu dowód na cokolwiek.
Sąd nie jest instytucją naukową, a pomyłki zdarzają się wszędzie. W żaden sposób nie podważa to sensu stosowania metody naukowej.
Jak już mówiłem, trudno tu o szczególną precyzję, ale mogę ponownie sypnąć przykładami:
– liczne teorie na temat zabójstwa Kennedy’ego opierają się wyłącznie na stwierdzeniu, że domniemani zleceniodawcy mieli powody, żeby go nie lubić;
– jedyną przesłanką za udziałem Busha w atakach na WTC były polityczne korzyści, jakie dzięki temu odniósł;
– teoria o zamachu w Smoleńsku opiera się wyłącznie na fakcie, że katastrofa zdarzyła się w Rosji, a Kaczyński miał złe stosunki z jej władzami.
Nie kojarzysz teorii o WTC, która zakłada np. niezauważone przez nikogo zaminowanie obu wież, również niezauważone zdetonowanie ładunków na oczach setek kamer i późniejsze zatarcie wszelkich śladów po nich podczas usuwania gruzów? Czy może nie uważasz tego pomysłu za naciągany?
Hę? Sugerujesz, że taka akcja miałaby jakiś sens?
Jasne, ale żeby wartość oczekiwana w takim przypadku była dodatnia, zysk z sukcesu musi odpowiednio przewyższać koszt porażki. A w teoriach spiskowych zwykle jest wręcz odwrotnie – spiskowcy mają podejmować gigantyczne ryzyko dla minimalnych korzyści, vide wspomniany strzał rakietą w Pentagon czy zamach w Smoleńsku.
Za ignorowanie uważamy np. podniecanie się filmikiem z komórki, na którym jakoby słychać dobijanie ofiar, podczas gdy sam autor tego filmiku niczego podobnego nie zauważył. Albo głoszenie teorii o sztucznej mgle, choć wiadomo, że do jej wytworzenia w takich ilościach trzeba by – lekko licząc – odparować średniej wielkości jezioro.
Nigdy takiego zarzutu nie słyszałem, ale mniejsza z tym, może przegapiłem. Problem w tym, że na poważne zarzuty także nie odpowiadał – a tych naprawdę nie brakowało.
Ponieważ nie śledzę dyskusji na bieżąco, odpowiem jedynie na ostatni zarzut Toreo.
Zapewne pytanie miało głębszy sens, można by go jąć inaczej: czy pan „EvD” dysponuje jakąś wiedzą z zakresu historii, archeologii, czy choćby i był w miejscach o jakich mówił.