Czy polemika z teoriami spiskowymi na temat katastrofy smoleńskiej ma sens? Czy nie lepiej machnąć ręką na bzdury, zamiast je nobilitować, dyskutując z nimi? Czy pisząc ten wpis nie postępuję jak bohater xkcd#386? Owszem, do pewnego momentu może tak było, ale z miesiąca na miesiąc coraz bardziej tu pasuje raczej xkcd#154. We do have a bit of a situation, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawny sondaż. Na kilka procent oszołomów można było machnąć ręką, na co trzeciego Polaka już się nie da.
Czy jednak ma sens dyskusja z ludźmi, którzy wykazują absolutną niewrażliwość na argumenty (zwłaszcza racjonalne), nie przejmują się prawami fizyki i logiki, a dla zdrowego rozsądku żywią tak głęboką pogardę, że nie dbają nawet o elementarną niesprzeczność własnych twierdzeń? Fakt, z fanatykami oczywiście dyskutować się nie da (jak słusznie mawiał Nietzsche: „W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy mieli dowodami obalić?”), ale poza nimi jest też wielu ludzi o niesprecyzowanej opinii, lub dopuszczających zamach, ale nadal otwartych na argumenty, jak również wątpiących w teorie Macierewicza, ale i nie posiadających mocnych argumentów na obronę swojego stanowiska. Im zawsze się może przydać pomocna dłoń.
Ale czy mimo wszystko ma sens struganie tysięcznego tekstu na temat wałkowany od trzech lat na wszystkie strony i powtarzanie po raz kolejny tego wszystkiego, co już wielokrotnie powiedziano? Cóż, kropla drąży skałę (a czasem nawet i beton), poza tym dominacja pisowskiego przekazu w sieci jest tak wielka, że Google na prawie każde zapytanie o Smoleńsk zwraca najpierw masę tekstów o zamachu, a dopiero gdzieś na kolejnych stronach można wygrzebać okruchy prawdy. Trzeba chociaż próbować zmniejszyć tę przykrą dysproporcję.
Dobra, starczy tych samousprawiedliwień;-). Przejdźmy w końcu do rzeczy, bo temat szeroki.
Zacznijmy od kwestii technicznej: nie było żadnego wybuchu.
Nie, nie mam na myśli: „nie ma dowodów na wybuch”. Mam na myśli właśnie to, że wybuchu nie było. Ani jednego, ani dwóch, ani bomby termobarycznej, ani próżniowej, ani trotylowej, ani żadnej innej. Teoria o spowodowaniu katastrofy przez eksplozję stoi po prostu w sprzeczności ze wszystkim, co o katastrofie wiadomo, i nie da się jej (teorii, nie katastrofy) w żaden sposób obronić – jest ona po prostu fałszywa i można to uważać za udowodnione.
Po pierwsze: nikt nie słyszał wybuchu. Wiele osób obecnych na lotnisku zeznało, że słyszały trzask łamanych drzew i uderzenie samolotu o ziemię, natomiast eksplozji, która musiałaby być znacznie głośniejsza, jakimś cudem nie słyszał nikt. Nie „usłyszały” jej także czujniki w samolocie. Wybuch spowodowałby gwałtowny skok ciśnienia, równie gwałtowny skok temperatury, potężny wstrząs i oczywiście ogłuszający huk, tymczasem żaden z zapisów z czarnych skrzynek niczego podobnego nie zawiera. Bajeczką o sfałszowaniu zapisów w czarnych skrzynkach zajmę się niżej.
Po drugie: wybuchy zostawiają ślady. Eksplozja wewnątrz kadłuba powinna spowodować charakterystyczne wywinięcie blach na zewnątrz w miejscu przedziurawienia. Fala gorąca powinna pozostawić wyraźne oparzenia na ciałach. Skok ciśnienia powinien spowodować pęknięcie bębenków usznych u ofiar. A skoro wybuch miał nastąpić na wysokości zaledwie 30-40 metrów, to fala uderzeniowa powinna nadpalić i poszarpać przynajmniej najbliższe drzewa. Niczego podobnego jednak nie stwierdzono – ani na wraku nie udało się znaleźć tego typu odkształceń, ani ciała ofiar nie miały ww. obrażeń (cała seria ekshumacji na nic…), ani uszkodzonych drzew nikt nie zaobserwował, z wyjątkiem tych, które miały styczność z samolotem. Wybuch-widmo.
Po trzecie: odłamki. Eksplozja powinna je rozrzucić w promieniu co najmniej kilkudziesięciu metrów od epicentrum, tymczasem wszystkie odłamki (z wyjątkiem kawałka skrzydła urwanego przez brzozę) znajdowały się wyłącznie na odcinku upadku samolotu i w jego najbliższym sąsiedztwie, co bardzo dobrze widać na zdjęciu satelitarnym. Mam nadzieję, że nie muszę nikogo przekonywać o niemożliwości wyzbierania po cichu zyliona odłamków rozsypanych na powierzchni paru hektarów, na pofałdowanym, zadrzewionym i błotnistym terenie.
Wszystkie te fakty są bezdyskusyjne i niemożliwe do pogodzenia z teorią o wybuchu. Nie da się wysadzić samolotu nie robiąc hałasu, nie zostawiając żadnych śladów i nie rozrzucając odłamków. Nie da się i żadne wysiłki niezależnych pisowskich propagandzistów tego nie zmienią.
Druga kwestia techniczna: nie sfałszowano czarnych skrzynek.
Po pierwsze, zapis analogowy bardzo trudno „poprawić” tak wiarygodnie, by eksperci nie zdołali zauważyć manipulacji. Po drugie, dane w jednym z rejestratorów były szyfrowane, a klucz do szyfru posiadał tylko producent, którym jest polska firma ATM. Po trzecie, wszystkie czarne skrzynki były komisyjnie, w obecności polskich specjalistów, otwierane i kopiowane, a później (w maju i czerwcu) Polacy jeszcze latali do Rosji konfrontować te kopie z oryginałami – bzdurą jest więc twierdzenie, że bez oryginałów wyniki śledztwa nie są wiarygodne. Zresztą podczas badania katastrof lotniczych nigdy się nie pracuje na oryginałach – dane na taśmach magnetycznych są uszkadzane przy każdym odczycie (o czym chyba wie każdy, kto kiedyś słuchał muzyki z kaset magnetofonowych), więc po setkach czy tysiącach odczytów stałyby się nieczytelne.
Po czwarte wreszcie, wspomniane kopiowanie miało miejsce w dniach 11-15 kwietnia roku pamiętnego – zatem Rosjanie mieliby raptem dobę na sfałszowanie zapisu pierwszego z rejestratorów, a że dane ze wszystkich musiały się ze sobą zgadzać, to de facto mieli dobę na sfałszowanie całości. Biorąc pod uwagę ilość danych i masę zależności między nimi (sama analiza zajęła ekspertom wiele miesięcy), stworzenie wiarygodnych, trzymających się kupy zapisów w tak krótkim czasie trzeba uznać za całkowicie nierealne. Ktoś może odpowiedzieć, że Rosjanie mogli zrobić symulację katastrofy wcześniej – otóż nie, nie mogli, bo musieliby z góry wiedzieć, jakie tego dnia będzie ciśnienie atmosferyczne, jaka będzie prędkość i kierunek wiatru, jak będzie przebiegało podejście do lądowania i o jakiej dokładnie porze nastąpi, jak będą wyglądały rozmowy pilotów z innymi samolotami… O wiele za dużo niewiadomych, żeby dało się to zrobić zawczasu.
To nam przy okazji załatwia gratis kwestię meaconingu i oparów helu – pomijając już inne zastrzeżenia wobec tych teorii, bez sfałszowania czarnych skrzynek nie mogą się one obejść.
Tyle w kwestiach technicznych, a teraz przejdźmy do kwestii związanych z elementarną logiką i zdrowym rozsądkiem – czyli czymś, o czym tropiciele spisków wiedzą jeszcze mniej niż o technice.
Pierwsza kwestia zdroworozsądkowa: czy Rosjanie mogli wybrać gorsze miejsce na zamach? Jak widać na większym zdjęciu satelitarnym, ułamanie skrzydła nastąpiło 50 metrów od jednego parkingu, kilkadziesiąt metrów od drugiego i ze sto od najbliższych zabudowań; po utracie skrzydła samolot przeleciał jeszcze nad szosą (a rzecz się działa w kraju, gdzie popularnym elementem wyposażenia samochodu jest kamera za przednią szybą), by wreszcie się rozbić kilkadziesiąt metrów od pierwszych zabudowań lotniska. We wszystkich tych miejscach mogli się znaleźć przypadkowi świadkowie, którzy nawet gdyby guzik zobaczyli we mgle, to na pewno dobrze by usłyszeli katastrofę, a na jej miejsce mogli dobiec w góra kilka minut. Podobnie jak ludzie z lotniska (w tym dziennikarze z kamerami), oczekujący kilkaset metrów dalej.
Tu narzuca się oczywiste (niestety nie dla zamachistów) pytanie: co trzeba mieć zamiast mózgu, żeby skrytobójczy mord na prezydencie, który chce się za wszelką cenę upozorować na wypadek, urządzać w miejscu, gdzie wielu ludzi może coś przypadkiem zobaczyć, a cała masa przybiegnie na miejsce katastrofy najdalej za pięć minut? Przecież w takiej sytuacji jakakolwiek wpadka byłaby już nie do zatuszowania! Co za idioci fundowaliby sobie takie ryzyko, redukując margines błędu praktycznie do zera? Jak to możliwe, że pierwszą osobą na miejscu katastrofy był przypadkowy spacerowicz, który nakręcił komórką sławetny filmik? Czy ktoś na serio wierzy, że FSB odwaliłaby tak totalną fuszerkę w tak grubej sprawie?
Dodatkowy problem to wspomniana już przy okazji czarnych skrzynek nieprzewidywalność. Rosjanie nie mieli żadnej gwarancji, że tego dnia rano w Smoleńsku będzie gęsta mgła potrzebna do upozorowania katastrofy (teorię sztucznej mgły pomijam jako nierealną – patrz linki na końcu wpisu), a tym bardziej, że polscy piloci złamią procedury, robiąc podejście do lądowania w warunkach, w jakich nie mieli prawa tego robić. Przypomnijmy: lądować na lotnisku w Smoleńsku było wolno przy widoczności 100 metrów w pionie i 1000 w poziomie, tymczasem próbę podjęto przy, odpowiednio, 80 i 500 metrów. Nie wiadomo, czy piloci mieli aktualną prognozę pogody, ale z całą pewnością dostali informacje o widoczności od kolegów z Jaka-40, którzy notabene podali im nawet zaniżone wartości: 50 i 400 metrów. Mimo to podejście do lądowania rozpoczęto i w żaden sposób nie da się tego zwalić na zamachowców…
Druga kwestia: po co w ogóle ta cała mistyfikacja? Wybuch wewnątrz samolotu oznaczałby przecież, że bomba znajdowała się na pokładzie już w Warszawie – czemu więc Rosjanie mieliby ten fakt ukrywać? W ich interesie leżałoby raczej natychmiastowe jego ujawnienie, żeby oddalić od siebie jakiekolwiek ewentualne podejrzenia – w końcu to nie ich wina, że Polacy przysłali swojego prezydenta w zaminowanym samolocie.
Wiem, istnieje teoria o umieszczeniu bomby w tupolewie podczas remontu w Samarze w 2009. Jest ona jednak nie do obrony – przez cztery miesiące między remontem a katastrofą samolot był wielokrotnie przeczesywany przez polskie służby (w poszukiwaniu podsłuchów i właśnie materiałów wybuchowych) i mechaników, jest więc nieprawdopodobne, żeby tak długo nikt tej bomby nie znalazł, a jeszcze bardziej nieprawdopodobne, żeby Rosjanie pozwolili sobie na tak ryzykowną zagrywkę. W połączeniu ze wspomnianym miejscem katastrofy oznaczałoby to z ich strony już podwójne ryzyko – rosyjska ruletka, chciałoby się powiedzieć.
Wreszcie ostatnia kwestia: jaki w ogóle sens miałby zamach? Ryzyko, jako się rzekło, gigantyczne, sprawa niesamowicie śliska, w dodatku wymagająca sporo zachodu i współpracy masy ludzi, wśród których zawsze ktoś mógłby zawalić sprawę albo się wygadać – a gdzie zyski? Kaczyński miał pół roku do końca kadencji, poparcie w okolicach 20% z tendencją spadkową, szanse na reelekcję przyzerowe, cały PiS zresztą cierpiał od dłuższego czasu na postępujący uwiąd, a Platforma kwitła (prawie 60% poparcia w marcu 2010, uwierzy ktoś, że były takie czasy?). Niech mi ktoś zatem wytłumaczy, jaki sens urządzać tak kosztowny i ryzykowny zamach na kogoś, kto za chwilę straci władzę, a potem może z dużym prawdopodobieństwem zupełnie zniknąć ze sceny politycznej? Potencjalne straty gigantyczne, potencjalne zyski minimalne – gdzie tu sens, gdzie logika?
Na koniec smutna refleksja. Teorie spiskowe o Smoleńsku pod wieloma względami przypominają te na temat WTC – z jednym znaczącym wyjątkiem. Amerykańscy „truthersi” co prawda chętnie strzelali sobie w kolano ewidentnymi bzdurami typu strzał rakietą w Pentagon, ale też odwalili kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty przy analizie wszelkich możliwych materiałów na temat ataku, żeby swoje teorie porządnie uzasadnić – i w wielu kwestiach trzeba było naprawdę solidnej wiedzy i wysiłku, żeby obalić ich zarzuty. Natomiast polscy tropiciele zamachu w 99% przypadków, z Macierewiczem na czele, nigdy nie zadali sobie trudu choćby powierzchownego zapoznania się z dziedziną, w której tak chętnie ferują wyroki – skutkiem czego głoszą niemal wyłącznie jaskrawe nonsensy, w dodatku wzajemnie ze sobą sprzeczne. Jaki kraj, takie teorie spiskowe, chciałoby się powiedzieć.
Ale też – niestety – jaki kraj, taki debunking. W USA powstało parę profesjonalnych portali zajmujących się obalaniem mitów o WTC, blogerów nawet nie zliczę, a w Polsce? Cóż, po trzech latach ciągłego wałkowania tematu przez media, nie udało mi się wyguglać niczego choćby pretendującego do miana portalu prostującego kłamstwa o Smoleńsku (Maciej Lasek dopiero zapowiada stworzenie takowego), a blogi zajmujące się tym na poważnie i na profesjonalnym poziomie, można na palcach policzyć. Zamachiści, których dla odmiany mamy legiony, mogą głosić swoje urojenia do woli, nie grozi im demaskacja, bo nikomu się nie chce.
Przede wszystkim jednak – jaki kraj, tacy politycy. Amerykańscy Demokraci, mimo całej swojej nienawiści do Busha, ani na chwilę nie ulegli pokusie zaatakowania go spiskowymi bredniami – żaden poważny polityk nie przyłączył się do „truthersów”, a partia konsekwentnie ich ignorowała, skutkiem czego na dobre pozostali oni marginesem, choć ich teorie podzielał spory odsetek Amerykanów. W Polsce wręcz przeciwnie – już trzeci rok obserwujemy żenujący spektakl reżyserowany przez największą partię opozycyjną, z udziałem jej czołowych polityków, którzy dla dokopania przeciwnikom nie cofną się przed żadną brednią, ani przed najbardziej haniebnymi oskarżeniami. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze…
Jeszcze bardziej na koniec, garstka wartych kliknięcia linków okołosmoleńskich:
- Fakty Smoleńsk – oficjalna strona rządowego zespołu badającego katastrofę (link do archive.org, ponieważ strona została zamknięta przez rząd PiS-u)
- Dokumenty smoleńskie – zbiór oficjalnych dokumentów ze śledztw (co prawda zaczynający się od bredni Macierewicza, ale cóż, trzeba znać swojego wroga)
- Dyskusja na forum lotnictwo.net.pl – długa jak cholera (119 stron!) i często niestrawna dla laików, sam nawet do połowy nie doczytałem, ale zajrzeć zdecydowanie warto
- Fizyka Smoleńska – blog prof. Pawła Artymowicza zwalczający kłamstwa zamachistów
- Ford Prefect – blog konfrontujący teorie zamachowe z fizyką
- Anatomia kłamstwa – artykuł z Przeglądu Lotniczego o kłamstwach „ekspertów” Macierewicza
- Wybuchy wyobraźni – jeszcze raz o manipulacjach „ekspertów”
- Smoleńsk: Czego nie chcieli w „wSieci” – o organizacji wizyty, naciskach i manipulacjach
- Czy da się wytworzyć mgłę – list eksperta obalający teorię „sztucznej mgły”
- Jak odróżnić trotyl od nitrogliceryny – „trotylgate” kontra podstawy chemii
- 13 pytań do Macierewicza – nie wszystkie dobrze trafione, ale niektóre bardzo celne
- Wybuch czy sztuczna mgła? – jak dwa kultowe filmy Anity Gargas wzajemnie się obalają
- Zespół Ekspertów Macierewicza to farsa – oczywistość, ale podparta solidną analizą
Jeśli pominąłem na tej liście jeszcze coś godnego uwagi, będę wdzięczny za podpowiedzi.
Komentarze
+1
Ja bym tu tego „co trzeciego Polaka” rozgraniczył na tych co wierzą w zamach i tych, którzy mają wątpliwości co do rzetelności rosyjskiego/polskiego opisu przebiegu katastrofy.
@Cichy: Obawiam się, że każdy zwolennik teorii zamachu zmiażdży twoje argumenty w 5 sekund ;-)
Teraz to już za późno; strategią na przemilczenie/ośmieszenie nieformalna grupa dla których „wszystko było jasne” od samego początku sobie zgotowała taki pasztet, że teraz można go sobie przyprawiać debunkingiem do woli, a i tak się udławią. A wszystko to przysłowiowa „wina Tuska”, bo przy staranniejszym śledztwie międzynarodowej komisji „stronnictwo zamachowe” nie miałoby słusznych zarzutów (@takieGadanie) do podpierania bardziej radykalnych tez.
Merytorycznie czepnę się tylko, że manewry samolotu nie były „podejściem do lądowania”; no chyba że w fachowej terminologii oznacza to większy zakres czynności niż potocznie się rozumie, wtedy OK.
Cieszę się, że napisałeś taki artykuł. Od czasu do czasu nachodziło mnie, aby wgryźć się w ten cały „Smoleńsk”, ale zawsze odrzucało mnie to polityczne błoto, w którym sprawa jest unurzana. No i nie wspominając o licznych kretyńskich teoriach spiskowych, które musiałbym chłonąć.
Tak więc, bardzo podoba mi się twoje podsumowanie całości „zamachu”. Powinien niby sprawdzać źródła i grzebać dalej, ale zaufam twojemu zdroworozsądkowemu podejściu.
@jam łasica: argumentami w stylu:
– jesteś rosyjskim sprzedawczykiem,
– jeśli nie widzisz spisku, to znaczy, że on działa doskonale
?
Nie śledzę zbytnio, ale czy czasami właśnie teza o wybuchu nie wzięła się od oparzeń? Zaś na bębenki to te ekshumacje były sporo za późno? I właśnie nie wyjaśnienie takich prostych do wyjaśnienia kwestii jest powodem całego rozgardiaszu?
Co prawda nie znam się na tym całym cyrku, ale wydawało mi się, że to „wybuchło” po odkryciu tych śladów trotylu.
Czym zatem były te manewry w potocznym rozumieniu?
Według części hipotez mogło to być potocznie badanie terenu albo wycofywanie się rakiem.
@takieGadanie
Sondaż, o którym mówiłem, dotyczył przyczyn katastrofy, nie oceny śledztwa.
@Ejdzej
Teorie o zamachu upowszechniły się w pisowskich mediach zanim śledztwo zdążyło się dobrze zacząć, a zespół Macierewicza powstał niespełna trzy miesiące po katastrofie. Potem to już szło zgodnie z zasadą „kto chce psa uderzyć, ten kij zawsze znajdzie”. A w śledztwie, choćby było nie wiem jak perfekcyjne, jakieś uchybienia zawsze się znajdą.
Nawet jeśli, to i tak oceny zachowania pilotów to nie zmienia – skoro robili próbę, to rozważali i lądowanie, inaczej zejście na „wysokość decyzji” nie miałoby sensu. A zgodnie z procedurami lądować nie mogli.
@lRem
O ile wiem, niektóre ciała miały oparzenia spowodowane pożarem po katastrofie, ale pierwsze słyszę, żeby teoria o wybuchu miała z tym coś wspólnego.
Ciała były chowane w hermetycznych trumnach, więc przy ekshumacjach nie było na nic za późno. Poza tym stan bębenków sprawdzano już w Rosji.
Nie da się ukryć, na pewno mocno się to przyczyniło do ich popularności. Mądry Polak po szkodzie…
Tylko czy wtedy przyczyną nie miała być sztuczna mgła, jakiś hel, a na filmach słychać było strzały? Nic o wybuchach w każdym razie (tylko pytam).
Hermetyczne trumny nie spowalniają mocno rozkładu ciał. Przecież najmocniej działają tutaj bakterie z układu trawiennego.
Choć rzeczywiście, one do ucha nie dojdą tak szybko ;)
@Sigvatr
Macierewicz tyle razy zmieniał „prawdziwą” wersję wydarzeń, że trudno się w tym połapać – ale mówiłem ogólnie o teoriach „zamachowych”, nie tylko o tej konkretnej, a zamach Macierewicz tropił od samego początku.
Yhy, badanie terenu. I co, gdyby w odpowiednim momencie zobaczyli pas, to stwierdziliby: odchodzimy, to przecież miało być tylko „próbne podejście”…?
Lansowana przez środowiska „około ZP” teza, że zdecydowali się na to podejście tylko po to, żeby zrobić „go around”, oznaczałaby, że chcieli komuś pokazać, że jednak wylądować się nie da. No ale podobno nacisków nie było…
Studiowałem ten temat długo i moim skromnym zdaniem najbliższy prawdzie jest raport MAK. Oni naprawdę kombinowali jakby tam wylądować „na siłę”.
Kurcze, nigdy nie zrobiłeś kółka nad pasem przy złej pogodzie? W ogóle nie latasz?
Fakt.
Zaraz po katastrofie pojawiały się różne teorie, z bardzo różnych stron (m.in. słynne „debeściaki”). W przypadku katastrof lotniczych (szczególnie, gdy giną politycy) bardzo często pojawiają się pytania o zamach. To akurat dość naturalne.
Ha! Ja wiedziałem, widząc działania władz od pierwszych dni po katastrofie, że tak się to skończy… ech, może za dużo naoglądałem się kiedyś programów o badaniu katastrof lotniczych.
Świeża dawka:
W przeciwieństwie do mediów rządowych, gdzie od razu było wiadomo, że winien sam prezydent, który wtargnął razem z pijanym dowódcą i chcieli lądować?
Ok, w takim razie Twoim zdaniem perfekcyjne śledztwo polega na pocięciu wraku samolotu na fragmenty, wybiciu szyb i przykryciu brezentem (po kilku miesiącach). Ciekaw jestem jak nazwiesz standardowe działanie dla katastrof lotniczych polegające na zebraniu szczątków z miejsca zdarzenia, przetransportowanie do laboratorium i rekonstrukcja? Zbytek zachodu?
Odnośnie argumentów w notce:
Wybuchu nie było, bo:
1. Nikt go nie słyszał.
2. Nie objął działaniem całego samolotu.
3. Nie rozwalił samolotu na drobny mak.
Zakładasz, że wybuch miałby być na tyle wielki, by rozsadził cały samolot, wywołał pożar i spalił pasażerów. „Pasażerowie nie spaleni? Wybuchu nie było, przejdźmy dalej.” Wybuch mógł być, na tyle mały by uszkodzić np. system zasilania.
Czarnych skrzynek nie sfałszowano, bo:
1. Trudno to zrobić, bo są analogowe.
2. Są zaszyfrowane
3. Były komisyjne otwierane.
4. Kopiowano je tego samego dnia, więc już wtedy musiałyby być sfałszowane.
Ok, 1) dlaczego trudno jest sfałszować analogowy zapis w takiej skrzynce? Trudne nie jest niemożliwe, szczególnie jeśli ma się zasoby takiego kraju jak Rosja.
2) Jak się szyfruje analogowy zapis? Biorąc pod uwagę, że Rosjanie pracowali nad zapisanymi informacjami, musieli dostać szyfr od nas. Jeśli jest osobny szyfr do zapisu, mając w posiadaniu tą skrzynkę, można dodać nową taśmę i nakarmić czarną skrzynkę nowymi danymi – zapisując to, co się jej podstawi jako prawdziwe.
3) Komisyjnie również badano ciała. Jak się później okazało, żaden polski patolog przy tym nie uczestniczył. Jakieś dowody, że tak było?
4) Załóżmy, że tak było. Dzień kolejny, czarne skrzynki są przyniesione do pokoju pełnego polskich ekspertów. Są komisyjnie otwierane, przegrywane na drugie taśmy, po czym Rosjanie wynoszą i skrzynki i taśmy. Gdzie tu jest gwarancja, że mieli jeden dzień na podrobienie taśm? Kopie zostały przekazane półtora miesiąca później.
No i jeszcze rozdział o „elementarnej logice i zdrowym rozsądku” czyli o uczuciach i wołaniu o cel.
Zamachu nie było, bo:
1. Miejsce było złe.
2. Gdyby była bomba, Rosjanie by powiedzieli.
3. Zamach nie miał sensu.
1) Opustoszałe, wojskowe lotnisko w środku niczego. To chyba najmniej uczęszczane miejsce, w którym możesz znaleźć polskiego prezydenta.
2) Chyba, że sami ją podłożyli przez swojego agenta na warszawskim lotnisku. Wtedy możliwość prowadzenia śledztwa na własnym terenie może być wykorzystana do zatarcia wszelkich śladów.
3) Usunięcie prezydenta, który jednoczy państwa europy wschodniej przeciw Rosji? Który odwiedza Gruzję atakowaną przez Rosję (atak który był planowany już dwa lata wcześniej http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/rosja-zaplanowala-atak-na-gruzje-putin-przyznal-sie-po-czterech-latach,270312.html)
Nie powiedziałem, że śledztwo było perfekcyjne, ale akurat sprawę wraku trudno uznać za uchybienie. Rekonstrukcja samolotu to nie żadne „standardowe działanie” – wręcz przeciwnie, stosuje się ją tylko w szczególnych przypadkach, kiedy tylko w ten sposób można uzyskać jakieś ważne informacje. W przypadku katastrofy smoleńskiej takiej potrzeby nie było.
Polemizuję z teoriami zamachistów, którzy wyraźnie mówią o dużym wybuchu, niszczącym samolot, a nie o fajerwerku. Poza tym siłę wybuchu byłoby bardzo trudno tak wymierzyć, żeby rozwalił co trzeba, ale bez przedziurawienia kadłuba – zresztą nagłe uszkodzenie jakichś kluczowych elementów też by zostało zarejestrowane przez czarne skrzynki.
Dlatego, że wszelkie manipulacje na nim zostawiają ślady, które specjaliści łatwo by wykryli. Samo spreparowanie fałszywego zapisu analogowego też jest zresztą trudniejsze niż w przypadku cyfrowego nagrania. Fakt, trudne nie znaczy niemożliwe – ale mocno obniża prawdopodobieństwo fałszu, zwłaszcza że OIMW nikt nigdy fałszowaniem czarnych skrzynek się nie zajmował, więc byłby to pierwszy taki przypadek w historii.
Rejestrator ATM zapisywał dane cyfrowo, a jego deszyfracja miała miejsce w ITWL w Warszawie, dopiero potem przesłano kopię rozszyfrowanego zapisu do Rosji.
Tak podaje raport Millera, komunikaty prokuratury, Wikipedia i inne źródła. Jakich jeszcze dowodów byś chciał? Osobiście w tym udziału nie brałem, nic nie poradzę.
Nie „wynoszą”, tylko kopie umieszczono w sejfie, który następnie został opieczętowany przez przedstawicieli polskiej prokuratury, a przed późniejszym otwarciem również Polacy sprawdzali, czy pieczęć pozostała nienaruszona. Oczywiście jeśli ktoś potrafi sfałszować zapisy czarnych skrzynek, to podrobić pieczęcie też pewnie umie, ale zawsze to kolejny problem.
Nie „pośrodku niczego”, tylko na obrzeżach dużego miasta, przy drodze wylotowej, między parkingami, w pobliżu licznych budynków. Tłumów tam może nie było, ale i tak wystarczyła chwila, żeby na miejsce katastrofy przybiegł gość z komórką, który przez kilka minut kręcił sobie filmik, zanim pojawiły się służby porządkowe.
I dla chronienia tego agenta urządzili wielką mistyfikację, w którą musieli wtajemniczyć dziesiątki ludzi i która mogła się rypnąć na milion sposobów. Makes perfect sense.
Tak, zjednoczył Litwę, Łotwę i Estonię – och, Putin z pewnością nie mógł przez to spać po nocach. I nadal nijak to nie uzasadnia zamachu tuż przed końcem kadencji.
W katastrofie zginęło jednak wielu ważnych ludzi. Na terenie obcego państwa (choćby nie wiem jak koleżeńskiego). To właśnie jest szczególny przypadek, który uzasadnia zastosowanie ekstraordynaryjnych metod. Nie tylko rekonstrukcji, ale też poważniejszych symulacji (nie animacji, które prezentowano) czy innych komputerowych analiz (np. balistycznych).
Poza tym, MAK miał wrak pod ręką. PKBWL już nie – każda ich praca na wrakowisku wymagała dodatkowej papierkologi, podróży zagranicznych, etc. To też uzasadniałoby zastosowanie najnowocześniejszych metod analitycznych, takich jakie stosuje się, gdy wrak jest fizycznie trudno lub w ogóle niedostępny.
Nie, nie uzasadnia. Stosowanie jakichkolwiek metod uzasadnia potencjalny pożytek z ich użycia. Rekonstrukcja samolotu żadnego pożytku nie przyniesie, a przynajmniej nie kojarzę żadnego specjalisty, który by uważał inaczej. Po co ją zatem robić – na pokaz? Zginęli ważni ludzie, więc mamy zawiesić zdrowy rozsądek?
Czego według Ciebie brakuje w tych symulacjach i analizach, które zrobiono? Dlaczego nie są wystarczająco poważne?
Pożytek (mam na myśli nie tylko fizyczną rekonstrukcję) byłby z lepszego poznania przebiegu katastrofy chociażby. Np. są różnice w parametrach trajektorii lotu między raportami MAK i PKBWL. Dlaczego miałoby nam nie zależeć na dokładniejszym opisie? Może polskie uczelnie skorzystałyby?
A zdrowy rozsądek zawieszono już dawno. Choćby działalność E.Klicha a później jego taśmy.
Nie zrobiono symulacji tylko animacje w oparciu o odczyty z czarnych skrzynek. I jako takie są ok. Ale nie obejmują ostatnich sekund lotu (a raczej przyziemienia). Są też chyba troszkę mniej poważne (ale nie w sensie, że są bardziej śmieszne, niczego tu nie deprecjonuję) niż modele matematyczne użyte do analizy dekonstrukcji maszyny PAA103 albo CAL611.
jak wytłumaczysz to że koła po katastrofie były obłocone dookoła a nie tylko ich część co może jedynie świadczyć o styczności ich z ziemią a to jest dopiero jeden z argumentów które mógłbym wymieniać ale wy niewierzący w teorię zamachu mówicie-„ja nie wierzę w teorię spiskowe” myślicie że jesteście do przodu a tak naprawdę kieruje wami wasza bezmyślność i niewiedza w tym temacie bo teorie spiskowe są od dawna przykładem ich jest przestępczość zorganizowana i się zainteresujcie tematem a nie gadajcie jak pani x z pod jedenastki która mówi to co usłyszała w warzywniaku