Znacie to? Pytanie retoryczne – ten dialog (lub jego parafrazy) zna chyba każdy, komu się zdarzyło dyskutować w necie z wyznawcami teorii spiskowych. Nic dziwnego – czyż bowiem świnia wyznająca teorie spiskowe nie ma racji?
Oczywiście ma – ale wniosek z tego wcale nie jest taki, jak się wydaje, a to z następującej przyczyny: Poprawny wynik rozumowania nie stanowi dowodu, że rozumowanie było poprawne.
Intuicja się sprzeciwia: jak to, czy jedno nie jest nierozerwalnie związane z drugim? Czy kryterium poprawności rozumowania nie jest właśnie poprawność wyniku? Otóż właśnie w tym problem, że niezupełnie.
Wyobraźmy sobie, że pytamy kogoś o godzinę, a ten ktoś rzuca kostką i na podstawie liczby oczek odpowiada: „piąta”. Jeśli akurat faktycznie jest piąta, czy oznacza to, że sposób jej uzyskania był właściwy? Z drugiej strony – gdyby sięgnął po zegarek i odczytał godzinę, która okazałaby się nieprawdziwa, gdyż zegarek się zepsuł – czy należałoby z tego wyciągnąć wniosek, że sprawdzanie godziny na zegarku jest błędem?
Właściwym kryterium poprawności rozumowania jest faktycznie poprawność wyniku – ale nie w jednostkowym przypadku, gdy ta poprawność lub jej brak może być efektem zbiegu okoliczności. Poprawnym rozumowaniem jest takie, które da prawidłowy wynik w największej możliwym procencie przypadków. W dziedzinach takich jak matematyka oznacza to zwykle 100%, w codziennym życiu taka skuteczność jest oczywiście nie do osiągnięcia, bo nigdy nie posiadamy pełnej wiedzy o wszystkich możliwych zmiennych, zawsze pozostaje jakiś margines niepewności. Doskonale poprawne rozumowanie jest więc niemożliwe, można jedynie starać się do niego przybliżać – a przybliżamy się tym bardziej, im większe jest prawdopodobieństwo uzyskania poprawnego wyniku.
Podkreślam: prawdopodobieństwo. Które ma to do siebie, że płata różne figle – trzeba więc też umieć odróżnić, czy nasza pomyłka jest efektem jego fluktuacji, czy też skutkiem naszego błędu. I vice versa.
A co za tym idzie, trzeba też wziąć pod uwagę, że prędzej czy później jakaś teoria spiskowa przypadkiem okaże się prawdziwa – i wtedy pokazać jej triumfującym głosicielom niniejszą notkę;-).
Komentarze
O czym Ty w ogóle piszesz? Jak można mieszać prawdopodobieństwo do teorii niematematycznych?
Ot, weźmy pierwszy przykład – „sidestreamowy”, niekoniecznie spiskowy: celem pewnych konkretnych grup interesów jest wprowadzenie NWO przy pomocy starej metody: wywołaj kryzys – poczekaj na powszechną furię – zaproponuj rozwiązanie. Gdzie tu miejsce na JAKIEKOLWIEK prawdopodobieństwo bądź jego brak?
Jako kryterium weryfikacji „t.s.” skłaniałbym się raczej ku analizie ich spójności wewnętrznej. Jeśli rewelacja rozgrywek piłkarskich nagle dostaje w rzyć od jakichś łachmianiarzy, to na poziomie naszej wiedzy wynikającej z analizy meczu teorie spiskowe o wzięciu w łapę są równie uprawnione, jak tezy o równaniu do średniej [Kahneman FTW!] i nie rozstrzygniesz tego jednoznacznie bez dodatkowej informacji.
Obserwuję Twój blog od dłuższego czasu i zdecydowanie wolę, gdy piszesz o książkach. :)
Po pierwsze, jak sam piszesz, doskonale poprawne rozumowanie jest niemożliwe. Żeby więc odsądzić rozumowania spiskowe od czci i wiary, musiałbyś wyznaczyć arbitralnie procentową granicę przebiegającą między „rozumowaniem niedoskonałym, ale na tyle pewnym, że poprawnym”, a „rozumowaniem niedoskonałym i na tyle niepewnym, że niepoprawnym”. O ile dobrze się orientuję, epistemologom się to nie udało; nie uda się chyba także i Tobie. A nawet jeśli, to wciąż musisz obiektywnie ocenić poziom poprawności rozumowania spiskowego. To bardzo trudne zadanie.
Po drugie, odróżniajmy ludzi, którzy podejrzewają spiski, ale szukają na poparcie swoich tez rzeczowych argumentów i są świadomi możliwości pomyłki, od ludzi, którzy zupełnie serio traktują Hipotezę Reptilian, bo kuzyn jest wysoki i rzadko się uśmiecha. Ci pierwsi zdają sobie w pełni sprawę, że wnioskują na podstawie skąpych przesłanek — skąpe przesłanki leżą przecież w samej naturze spisku — ale bez nich nigdy nie dowiedzielibyśmy się np. o incydencie w Zatoce Tonkińskiej.
Rozpisałem się, więc jeszcze dołożę do pieca Spinozą, którego akurat mam na podorędziu („Tractatus politicus”):
„Nie zaskakuje, że plebs ani nie jest w posiadaniu prawdy, ani władzy sądzenia, albowiem sprawy państwa załatwiane są za jego plecami i może wyrabiać sobie na ich temat zdanie tylko na podstawie okruchów, których nie sposób przed nim ukryć.”
(Dla porządku dodam, że ciąg dalszy tego cytatu sugeruje, że Spinoza nie ma wcale najlepszego zdania o „plebsie wyrabiającym sobie zdanie na temat okruchów”).
@torero
Normalnie – wszystko przecież opiera się mniej lub bardziej na prawdopodobieństwie, więc czemu nie? Czy da się to prawdopodobieństwo obiektywnie zmierzyć, to osobna kwestia, ale zawsze przecież jakieś jest i można je lepiej lub gorzej oszacować.
Jeśli teoria sama z sobą się kłóci, to już żadnego innego kryterium nie trzeba do jej skreślenia – nie o takie przypadki mi chodziło.
@Blogrys
A o książkach właśnie nie za wiele ostatnio piszę, przyznaję, muszę coś z tym zrobić.
Ostrej granicy oczywiście się nie da wyznaczyć i zawsze się znajdą przykłady niedające się jednoznacznie ocenić – ale brak obiektywnej granicy między zimnym i ciepłym nie przeszkadza stwierdzić, że wrzątek jest gorący.
Notka dotyczy wyłącznie tych drugich. W żadnym razie nie kwestionuję występowania spisków – problem w tym, że większość ich tropicieli nie odróżnia okruchów prawdy od szczurzych bobków…
A cytat ze Spinozy bardzo zacny:-).
Ale to jest gonienie własnego ogona.
[tak z grubsza]
A najczęściej po prostu opisywane przez Ciebie „prawdopodobieństwo” to zwyczajna, prozaiczna gotowość umysłu ludzkiego do akceptacji często całkiem innej wizji świata, niż zastana – a raczej jej brak, maskowany jakimiś sztuczkami erystycznymi lub pseudointelektualnymi wywodami.
Nie dalej, jak w zeszły weekend usłyszałem od kolegi – nieźle wykształconego nonkonformisty i ogólnie na poziomie – że zwyczajnie i otwarcie odmawia dokończenia lektury „Wojny o pieniądz”, przeczytanej w 1/3, bo niby zna i wie o niektórych mechanizmach, ale świadomie odrzuca czytanie o nich, bo jest za stary i zbyt zajęty na przewracanie sobie światopoglądu do góry nogami.
Nobilitujesz teorie spiskowe, przez sugerowanie, że są one czymś poważnym, lub w miarę spójnym. A przecież (jak sama nazwa wskazuje) są to „prawdziwe wersje” wydarzeń, które jednak społeczeństwo nie zna, bo „spisek”. Teorie spiskowe jednak jedynie na pierwszy rzut oka dają wrażenie solidnych, starczy spojrzeć na detale, żeby zobaczyć jak całość się rozpada. I tym się różnią od innych, nawet błędnych hipotez (np. system ptolemejski).
Przykład, który sobie obrałeś, te świnie, jest zły, bo tu faktycznie nie ma teorii spiskowej. I to nawet nie, z punktu widzenia człowieka. Wystarczy, że świnki zaczną sobie zadawać pytania „co się dzieje z tymi starszymi niż x lat?”, „czemu te, które wyjechały nie wracają?”, „czy możemy w ogóle wyjść?”, by wykazać, że coś jest na rzeczy.
To się nazywa „efektem potwierdzenia” i sam jesteś jego znakomitym przykładem :D
@torero
Jeśli nie prawdopodobieństwo, to co w takim razie może być podstawą do odrzucenia wiary w Reptilian, światowy spisek cyklistów czy jakąkolwiek inną teorię? Teorii wewnętrznie niesprzecznych można wyprodukować nieskończenie wiele, z oceanu informacji wyłowisz co tylko zechcesz, a niedostatek dowodów jest oczywisty, skoro to spisek – co pozostaje, poza zadaniem sobie pytania, na ile dana teoria jest prawdopodobna?
O. I to jest wbrew pozorom bardzo zasadne pytanie. I tak źle, i tak niedobrze – bez prawdopodobieństwa reptilianie pozostają w kręgu dopuszczalnych teorii [chyba, nie interesowałem się tym, szczerze mówiąc], z kolei dopuszczając „falsyfikację z nieprawdopodobieństwa” dochodzimy do analogicznej sytuacji, jak z tanim winem, które jest dobre, bo jest dobre i tanie.
Masz już swoje lata… najwyższy czas chyba pogodzić się wreszcie ze świadomością, że nie pojedliśmy wszystkich rozumów i pewne rzeczy muszą prawdopodobnie pozostać nierozstrzygnięte…
To jest doskonały przykład pochwały naiwności z żałosną próbą jej pseudointelektualnego uzasadnienia.
Jest wiele powodów dla których możemy z miejsca uznawać daną hipotezę za błędną (przynajmniej wstępnie). Wystarczy nieco pomyśleć. Brzytwa Ockhama też się przyda. Zastosowanie znanej naukowcom zasady „kto twierdzi, ten udowadniania” też nie zaszkodzi. Zaproponowane przez Cichego prawdopodobieństwo też jest jakąś heurystyką (ile teorii spiskowych okazało się w końcu prawdą?).
Jeśli sami nie potrafimy, wystarczy zapytać innych. Jest wiele osób, które lubują się w obalaniu różnych „teorii spiskowych” i czynią to publicznie.
Nic nie usprawiedliwia głupoty wiary w oczywisty nonsens. Prawda T? :D
@S:
Brzytwa Ockhama – owszem, daje radę… ale nie zawsze. Idąc tym tropem [w sytuacji braku innych materiałów] należałoby np. prowokację gliwicką uznać za polską robotę, bo zwykły incydent graniczny jest przecież prostszym wytłumaczeniem, niż piętrowy casus [czy pseudocasus] belli [który notabene w tej sytuacji kwalifikowałby się jako „teoria spiskowa” właśnie]. Tak samo zresztą, jak większość opowieści szpiegowskich.
„Kto twierdzi, ten udowadnia” – znów potykamy się o kwestię jakości dowodu właśnie. Dowodzenie t.s. to najczęściej kwestia spójności i weryfikacji źródeł i nic więcej; to nie nauki ścisłe, żeby dowodzić to w inny sposób.
Pytanie innych osób mieści się w ramach „należytej staranności” weryfikacji t.s. i nie stanowi imo żadnej dodatkowej procedury. Inna rzecz, czy tę samą miarę przykładamy do samej teorii i tych „innych osób”. Czytałem kiedyś jakąś polemikę z Danikenem – od strony dowodowej generalnie żałosna, ale umiem sobie wyobrazić całkiem sporo osób, które mogą się na nią powołać nie dostrzegając albo nie chcąc dostrzec, że np. socjologiczne pseudoproweniencje reliefu z Palenque są zwyczajnie słabe.
TL;DR – jeśli CHCE SIĘ obalić jakąkolwiek t.s., nieprędki albo bezkrytyczny umysł znajdzie multum okazji i wybiegów, żeby tę czy inną t.s. zdyskredytować na wejściu. Sprawa komplikuje się, jeśli do analizy zechce się zaprząc taki sam aparat krytyczny, jak normalnie, ale o tym pisałem już w ostatnim akapicie poprzedniego komcia.
Nie widzę tu analogii – w ocenie prawdopodobieństwa nie ma przecież żadnego błędnego koła, prawdopodobieństwo teorii jest wypadkową prawdopodobieństw jej elementów, które zawsze jakoś można wycenić.
I vice versa…
@T:
Twój przykład z prowokacją gliwicką to trochę takie strzał w stopę: to kwestia wiedzy na temat zagadnienia. To nie była taka pierwsza, czy jedyna prowokacja Hitlerowców. Ówczesne niemieckie gazety rozpisały się o tym niezwykle szybko (jak na tamte czasy), a na drugi dzień ruszyła pełna mobilizacja wszystkich sił, jakie już siedziały i czekały przy granicy (czy to przypadek?!).
Ale pomijając to wszystko: prowokacja gliwicka jako teoria spiskowa stoi o całe wieżowce nad tymi pierdółkami o Reptylianach, czy bajdami pana Danikena. Mamy tu konkretne siły, które faktycznie miały motywacje, środki i chęć zysku (wyniku tejże prowokacji). Taka operacja faktycznie byłby Niemcom na rękę (i jednocześnie wymagała od nich nie wiadomo czego). Ja bym tego już nie określał teorią spiskową, ale hipotezą.
BTW. Macie lepsze przykłady (i tutaj mała konspiracyjna teoryjka ode mnie: znalazłem to przed chwilą, przypadkiem w necie): Top 5 Actual Conspiracies
Poziom tych rzekomych dowodów na różne teorie spisowe jest zwykle zatrważająco niski. Nawet laicy są czasem w stanie wyłapać spreparowane materiały lub rozumowanie.
A nawet jak sprawa jest grubsza, to wspomniałem, że są całkiem nieźli specjaliści na sieci, którzy umieją rozpracowywać zdjęcia lub materiały filmowe (albo znają się na temacie).
Jeśli chodzi o zaufanie do takich osób, no cóż, jakoś silniej przemawia do mnie koleś np. posiadający cały blog, czy kanał na YT, poświęcony wyjaśnianiu „dowodów” niż losowy gość, który wrzucił jeden „filmik-autentyk”.
I tu nawiążemy do prawdopodobieństwa Cichego: Statycznie odrzucają każdą dziwną teorię spiskową, czy to wiarę w UFO, czy inną homeopatię popełnię mniej błędów niż je przyjmując na wiarę.