Piątek
Wieczorem przypadkiem zauważam, że strony na moim hostingu przestały działać i pokazują komunikat „Konto hostingowe zostało zawieszone”. Z kasą im na pewno nie zalegam, więc co to ma znaczyć? Dzwonię na helpdesk i dowiaduję się, że właśnie trwa migracja na nową platformę, w ciągu godziny konto zacznie działać normalnie i dostanę maila ze stosowną informacją. Godzina mija, potem druga, ale nic się nie zmienia. Trudno, może do rana zacznie działać.
Sobota
Rano dalej nic nie działa, więc dzwonię ponownie – konsultantka nie jest w stanie wyjaśnić, co się stało, ale obiecuje przekazać sprawę adminom, którzy zaraz to załatwią.
Wieczorem stwierdzam, że nadal nie załatwili, lekko już wkurzony dzwonię ponownie – ale w soboty helpdesk działa tylko do szesnastej, cholera by ich wzięła. Cóż, mam nadzieję, że przynajmniej admini pracują i w końcu się zajmą moim zgłoszeniem.
Niedziela
Nie zajęli się.
Poniedziałek
Rano widzę, że strony ciągle nie działają, a do tego dostaję telefon z obsługiwanej przeze mnie firmy, że – co oczywiste – nie działa im również poczta, bez której niezbyt są w stanie pracować. Dzwonię zatem po raz kolejny i czekam chyba z dziesięć minut na połączenie z konsultantem; wyjaśniam mu problem, on prosi o chwilę cierpliwości – i czekam kolejne dziesięć minut, po czym telefon mi oznajmia, że skończyła się kasa na karcie. Klnąc na czym świat stoi idę do kiosku, kupuję doładowanie i dzwonię raz jeszcze. Tym razem idzie trochę szybciej i w końcu jest sukces – niektóre domeny zaczynają działać. Inne nie, ale OK, propagacja może chwilkę potrwać.
Gorzej, że wspomniana poczta wymaga zmiany konfiguracji programu pocztowego, a we wspomnianej firmie nie mają pojęcia, jak to zrobić. Z moją telefoniczną pomocą w końcu się niby udaje, ale poczta dalej nie bangla. Na ślepo nie jestem w stanie powiedzieć, co może być nie tak, więc trudno, jutro zawołają jakiegoś informatyka, żeby im to sprawdził na miejscu.
Wieczorem widzę, że część stron ciągle pokazuje komunikat o zawieszeniu konta – niespecjalnie wierzę, że to ciągle wina propagacji, ale OK, może jednak.
Wtorek
Jednak nie. A poczta dalej nie działa i już wiadomo, że wina leży po stronie serwera. Dzwonię znowu i próbuję być grzeczny, choć od słuchania ich melodyjki w telefonie już mi się bebechy wywracają. Konsultantka najpierw próbuje mi wmówić, że nie mam u nich hostingu, potem prosi o cierpliwość i w końcu obiecuje przekazać sprawę adminom.
Wieczorem stwierdzam, że ciągle nic się nie ruszyło, a poza tym nie mogę się zalogować do panelu. Konsultantka trafia mi się ta sama co rano, mówię jej to samo co rano, plus panel. Konsultantka znajduje przyczynę problemu z pocztą i obiecuje zaraz wysłać maila z instrukcjami, co tam muszę jeszcze zrobić. „Zaraz” trwa ponad pół godziny, ale to jeszcze nic – mail zawiera informację, że muszę… zresetować hasło do skrzynki. W panelu. Do którego nie mogę się zalogować. Godziny pracy helpdesku skończyły się dosłownie przed minutą (chyba wiem, po co było to pół godziny czekania…), więc mogę wyrazić swoje wkurzenie tylko w odpowiedzi na maila. Co też czynię.
Środa
Zaraz po przebudzeniu włączam kompa i widzę odpowiedź na moją odpowiedź: muszę skorzystać z opcji przypominania hasła na nowej platformie i w ten sposób zdobędę dostęp. Korzystam z opcji, widzę komunikat, że wysłali maila – ale mail jakoś nie dochodzi. Próbuję jeszcze raz, ten sam tekst, maila nadal brak. Czy temu komunikatowi można w ogóle ufać? Wklepuję losowy ciąg znaków – też pisze, że wysłali maila. Gość o loginie dfkjsghdfkjgh pewnie się trochę zdziwi. Trudno, kolejny telefon na helpdesk, akurat zaczęli pracę.
Najpierw dowiaduję się, że w nowym panelu mam nowy login. No tak, jak ja mogłem na to nie wpaść. Znając ten nowy login, w końcu resetuję hasło do poczty (oczywiście ustawiając to samo co przedtem, ale reset zaliczony), ta jednak nadal nie chce działać. Po dalszej wymianie zdań, coraz mniej grzecznej z mojej strony, w końcu dowiaduję się, że domena musi mieć jeszcze zmieniony rekord MX – do tej pory był taki sam jak domena, ale nowa lepsza platforma już takich luksusów nie oferuje. Dobra, zmieniam i lecę do roboty, bo już jestem spóźniony o godzinę, a domena i tak musi się jeszcze rozpropagować.
Około południa dowiaduję się, że poczta w końcu zaczęła działać. Uff.
Wieczorem stwierdzam, że w kwestii domen ciągle nic się nie zmieniło, więc dzwonię po raz ostatni. Konsultant ma pecha, bo już nie próbuję być grzeczny, tylko wręcz przeciwnie. Wbijam mu do głowy (dla pewności kilkakrotnie), że tym razem albo te strony zaczną działać, albo kończymy współpracę w trybie możliwie natychmiastowym. Konsultant zapewnia, że rozumie moje stanowisko i zrobi, co w jego mocy.
Czwartek
Gdzieś tak po południu komunikaty o zawieszonym koncie nareszcie znikają ze wszystkich domen, a na maila dostaję informację, że migracja mojego konta została zakończona. Szkoda, że nie mam już nawet siły się cieszyć…
(Wpis sponsorowały literki A i Z.)
Komentarze
Oj coś czuję, że w okolicy poniedziałku zmieniałbym już usługodawcę :)
Gdyby to nie oznaczało przenoszenia kilkunastu stron i zawracania głowy różnym ludziom, żeby sobie pozmieniali konfigurację domen, to i owszem – a tak to jednak lenistwo silniejsze…
W umowie nie masz kar za brak dostępu dłuższy niż … ?
O rekompensatę oczywiście się upomniałem – parę dni się zastanawiali, ale w końcu dali mi dwa miesiące hostingu za darmo.