Był sobie kiedyś na śp. Joggerze bloger, który bardzo źle znosił krytykę – tak źle, że każdy, kto się z nim nie zgadzał w komentarzach, prędzej czy później (zwykle prędzej) dostawał bana. Nie muszę chyba dodawać, że i mnie to spotkało. Zjawisko popularne tak w sieci, jak i poza nią – w tym przypadku jednak gość był o tyle cwańszy, że jak kogoś banował, to następnie jak gdyby nigdy nic odpowiadał na jego ostatni komentarz, o banie nic nie wspominając, dzięki czemu dla nieświadomych czytelników wyglądało to tak, jakby komentator po prostu przestał odpowiadać.
Delikwent dość szybko odszedł z Joggera, a kilka lat później przypadkiem trafiłem na jego kolejny blog na innej platformie. Coś tam skomentowałem – i po wymianie dwóch czy trzech komciów dostałem bana, a autor ponownie odpowiedział na ostatni komentarz, żeby wyglądało, że sam sobie poszedłem. Niektórzy po prostu się nie rozwijają i niezmiennie pozostają tak samo żałośni.
Ale bywa gorzej: niektórzy nawet cofają się w rozwoju. I tu dochodzimy do Sakowskiego.
Jak niedawno pisałem, za wytknięcie mu kłamstw dostałem bana na jego fanpejdżu – i myślałem, że na tym się skończyło, ale parę dni temu okazało się, że mimo tego bana ciągle widzę jego wpisy w założonej przez niego grupie naukowej, do której kiedyś dołączyłem. Skorzystałem więc z tej drogi, żeby go zapytać o okoliczności zniknięcia jego tekstu – i cyk, na grupie też dał mi bana.
To mnie jeszcze w najmniejszym stopniu nie zaskoczyło – ale z ciekawości wszedłem na grupę z innego konta (mam ich parę, bo potrzebowałem kiedyś w pracy do testowania jakiejś integracji z Facebookiem) i okazało się, że Sakowski stosuje tę samą żenującą sztuczkę, co ww. bloger: po banie jeszcze odpowiedział na mój komentarz, żeby stworzyć wrażenie, że normalnie ze mną dyskutował, a nie po prostu wykopał z grupy.
Facebook co prawda trochę utrudnia ukrycie bana, bo wyszarzone nazwisko przynajmniej zdradza, że już nie jestem członkiem grupy – ale nie da się z tego wywnioskować, czy dostałem bana, czy sam odszedłem, więc inni grupowicze mogą najwyżej coś podejrzewać (o ile w ogóle zwrócą na ten szczegół uwagę). Cóż, moja opinia o Sakowskim tak czy siak już gorsza nie będzie.
Co do samej odpowiedzi: trudno orzec, co to znaczy „sprostowałem, ale FB usunął sprostowanie” – sprostował w tym samym wpisie, w komentarzu, w osobnym wpisie? I czemu poczuł się zobowiązany cokolwiek prostować, skoro niby nie kłamał? Skoro jednak mówi, że FB coś usunął, to znaczy, że moderacja wbrew pozorom jednak czasem coś robi. Cieszmy się zatem chociaż z tego.