Początek roku nigdy nie należał do moich ulubionych okresów, bo zawsze jakoś ciężko się zmusić do jakichkolwiek konstruktywnych działań po długim świątecznym odpoczynku. A w tym roku jakoś szczególnie ciężko mi się przebudzić – toteż dopiero dzisiaj zauważyłem, że cztery dni temu minęło dziesięć lat (jak ten czas leci!) od powstania euro.
Rocznica nie jest – jak na walutę – szczególnie imponująca, a w dodatku wypadła paskudnie, bo w środku gigantycznego kryzysu – ale też te nieciekawe okoliczności pozwalają dodatkowo docenić sukces wspólnej waluty. Dość porównać Słowację, która dzięki wejściu do Eurolandu nie musi się obawiać wahań kursu, z Islandią, która poznała ostatnio uroki dewaluacji – czy choćby z Polską, która nagle się przekonała, że jednak złotówka nie jest tak doskonale stabilna, jak się wydawało. Zresztą co tam złotówka – nawet mocarny brytyjski funt leci ostatnio na pysk. A euro – wbrew niegdysiejszym twierdzeniom o jego nieuniknionym upadku – z roku na rok radzi sobie coraz lepiej.
Tylko przyjmowanie wspólnej waluty przez kolejne państwa idzie jak po grudzie – do początkowej jedenastki dołączyło przez ten czas zaledwie pięć krajów. Dla innych albo wymagania były za wysokie (tu wyrazy współczucia dla Litwy, która nie zdołała spełnić kryteriów w 2007, bo miała inflację o 0.07% za wysoką), albo rządzącym się nie chciało (tu ukłon pod adresem rządów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego), a obecnie widoki na dalsze rozszerzenia są marne – Polska wejdzie w najlepszym razie w 2012, reszta pewnie jeszcze później. Chyba że Islandia się pospieszy;-).
Ale, jak zwykł mawiać mój nauczyciel matematyki, cóż to jest wobec wieczności.
PS. Z przyczyn wspomnianych na początku również dopiero dzisiaj się dowiedziałem, że w przeddzień tej rocznicy EuroPAP zakończył działalność. Szkoda, bo dobrych serwisów informacyjnych z wiadomościami ze świata mamy bardzo niewiele. Ten może rewelacyjny nie był, ale przynajmniej pisał o czymś więcej niż wygłupy Berlusconiego i pogróżki Putina. A główny serwis PAP to bieda z nędzą…
Komentarze
No proszę – wpis o euro na joggerze, który nie uznaje wspólnej waluty za główne zło tego świata! Coś się chyba zmienia w dobrym kierunku :)
Wiesz, ja od dziecka jestem eurofanatykiem pielgrzymującym co tydzień na kolanach do Brukseli celem bicia pokłonów eurokratom (a przynajmniej tak bywam przez niektórych patryjotów postrzegany), więc nie masz się z czego cieszyć;-).
>>Wiesz, ja od dziecka jestem eurofanatykiem pielgrzymującym co tydzień na kolanach do Brukseli celem bicia pokłonów eurokratom
To wspaniale o Tobie świadczy. A teraz pofatyguj się sprawdzić wzrost gospodarczy w ostatnich latach państw europejskich. Wysoki, prawda?
Przyznaję, taka Islandia miała ostatnio szybszy wzrost niż strefa euro. Ciekawe, czy w tym roku też tak będzie.
jedna źle zarządzana Islandia to faktycznie ogromny przykład!!! Co powiesz na Szwajcarię? Norwegię?
Powiem, że chyba nie załapałeś mojej delikatnej sugestii, że wzrost gospodarczy niewiele mówi o jakości waluty.