(obrazek via DW.DE)
EuroPAP donosi:
Od przyszłego roku unijne przepisy nie będą już regulować kąta zakrzywienia ogórka, bowiem do lamusa odejdą szczegółowe normy jakości 26 owoców i warzyw – ogłosiła w środę Komisja Europejska.
„Regulowanie tego rodzaju rzeczy to nie jest zadanie dla Komisji Europejskiej. Lepiej zostawić to firmom działającym na rynku. Ograniczy to zbędne marnotrawstwo i będzie z korzyścią dla konsumentów” – oświadczyła unijna komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel.
Co prawda nie wszystkie tego typu normy zostaną zniesione, ale i tak przeciwnicy UE mają powód do zgryzoty – jeden z ich naczelnych argumentów przeciw Unii odchodzi do lamusa:-).
Komentarze
>jeden z ich naczelnych argumentów przeciw Unii odchodzi do lamusa
Faktycznie. Teraz eurosceptyk powie, że unia reguluje wielkość kiwi, na co euroentuzjasta będzie mógł triumfalnie powiedzieć „ale po dwudziestu latach przestało regulować wielkość marchewki!”. Postęp.
No krzywiznę banana chcą regulować ;)
Mam nadzieję, że jest to początek jakiegoś szerszego odwrotu. Bo pominąwszy liczne pozytywne aspekty UE, skandaliczna jest liczba różych rozporządzeń, dyrektyw i decyzji ingerujących w wolny rynek i go osłabiających. Z takimi przepisami każdy projekt uczynienia atrakcyjnym dla inwestorów obszaru Unii musiał być, w najlepszym razie, poważnie podważany już na wstępie.
Ale to już przeszło? Bo wczoraj słyszałem że rezygnacji z tych regulacji sprzeciwia się Francja, Hiszpania i Włochy.
Naczelnych argumentów? Niestety nie. Naczelne argumenty mają dużo większy ciężar gatunkowy. Tego typu dekrety dawały powód do wyśmiewania UE, a zarazem pokazywały pewne dominanty UE. Ale naprawdę naczelne argumenty śmieszne nie są.
>> Bo pominąwszy liczne pozytywne aspekty UE
Jak z tobą rozmawiałem na żywo to tylko jeden potrafiłeś wymienić ;). Ale nieważne :D
Wolny rynek w rolnictwie europejskim? Toć wtedy system by padł, interwencjonizm jest dla rynków rolnych jak paliwo dla samochodu, bez niego rolnictwo w Europie by upadło.
Nie widzę powodu, dla którego akurat rolnictwo miałoby sobie nie poradzić na wolnym rynku, skoro wszystkie inne branże doskonale sobie radzą.
Nie poradziło by sobie. Ok, nie upadło by całkowicie, ale na pewno w skali masowej przegrało by z tanim importem z biedniejszych państw przede wszystkim z Afryki, co zresztą by rozwiązało sporo ich problemów. No ale rolnicze lobby jest w Europie potężne także nie widzę szans na rychłe i poważne zmiany w zakresie dotowania eurofarmerów :)
A niechby nawet przegrało – los pół miliarda Afrykanów wydaje mi się „trochę” ważniejszy od paru milionów europejskich rolników, z których większość bynajmniej biedy nie klepie.
Pół miliarda > kilka milionów.
Fajny argument. Jeśli Twoje istnienie zagraża istnieniu 1000 zwierząt (much, komarów, krów, które giną byś Ty mógł żyć), to należy Cię zabić?
Porównanie liczb, to żaden powód by decydować o kimś.
Zaraz zaraz, ja tu nie porównuję ludzi z muchami, tylko ludzi z ludźmi. Nie widzę zatem powodu, dla którego nie miałbym się odwoływać do liczb.
Spróbujmy pomierzyć na ludziach. Dwóch umierających z głodu, zabija kogoś z pieniędzmi. Dzięki nim, obaj przeżyją.
Do sytuacji rolników ta metafora niezbyt pasuje, bo ja nie domagam się odebrania im czegoś, co im się słusznie należy, tylko niezasłużonych przywilejów, za które wszyscy płacimy.
Owszem, ale argumentujesz to „większym dobrem”, „większą ilością zadowolonych”, zamiast uczciwie powiedzieć, że im się to nie należy.
OK, żeby nie było niedopowiedzeń: Dopłaty i inne przywileje się rolnikom nie należą, a „większe dobro” jest dodatkowym argumentem za ich zniesieniem. Myślę, że teraz wyraziłem swoje stanowisko jasno i jednoznacznie.
Dopłaty i inne przywileje im się nie należą, ale argument z „większym dobrem” jest kompletnie fałszywy.
Dlaczego?
Odpowiedź krótka: Bo ludzie nie są równi.
Odpowiedź dłuższa:
Matematyka „większego dobra” opiera się na zsumowaniu zysków i strat. Pięciu przeżyje, jeden zginie. Czyli czynimy dobro o wartości czterech żyć. Pięciu się naje, jeden zginie z głodu. Wciąż cztery obiady do przodu.
Stosowanie matematyki „większego dobra” to tworzenie „sprawiedliwości” poprzez pryzmat własnego sumienia, racjonalizowanie jej poprzez przykrycie skaz nauką. Z liczbami nie można się kłócić, są jednoznaczne. Miliard zawsze będzie większy od miliona. W dziedzinie liczb, zawsze „większe dobro” wygrywa.
Z odpowiedzią krótką się nie zgodzę, a już na pewno nie uznam wyższości europejskiego rolnika nad afrykańskim. Co do odpowiedzi dłuższej – owszem, jeśli ograniczamy się do suchej matematyki, to łatwo o kuriozalne wnioski, ale to nie znaczy, że nie może być ona narzędziem pomocniczym.
Opacznie zrozumiałeś krótką odpowiedź. Z braku równości nie wynika wyższość jednego człowieka nad drugim. Załóżmy, że wartość człowieka to nie pojedyncza wartość, lecz wektor (ile ma wymiarów, celowo pomijam, materiał dyskusję). Można rzutować wektory na wymiary/płaszczyzny i porównać, że jeden jest lepszym ojcem, a drugi ładniej śpiewa. Nie można za to powiedzieć, że interes jednego jest lepszy niż drugiego. Zwiększanie dowolnej strony o kolejne osoby nie spowoduje równości.
Jeśli matematyka doprowadza do kuriozalnych wniosków, uświadamiamy sobie istnienie błędu/sprzeczności w naszym rozważaniu. Używanie jej jako argumentów pomocniczych tam, gdzie pasuje do bronionej tezy, a unikanie tam, gdzie jest niespójna, bądź fałszywa, nie prowadzi do rzeczowej dyskusji. Wtedy chodzi już tylko o to, kto ma „rację”, przy czym najczęściej obie strony twierdzą, iż ją mają.
Cichy napisał
>A niechby nawet przegrało – los pół miliarda Afrykanów wydaje mi się „trochę” ważniejszy od paru milionów europejskich rolników, z których większość bynajmniej biedy nie klepie.
Hehe!
Dlatego mówiłem, że lobby europejskich rolników łatwo skóry nie sprzeda.
Czyżbyś miał wiarę w utopię, w której wszyscy mogą żyć w miarę dostatnie?
Już ten świat tak jest skonstruowany, że aby ktoś mógł być bogaty, ktoś też musi być biedny.
Chociaż fakt, że zmniejszanie obszaru nędzy to też jakieś osiągnięcie…
>Już ten świat tak jest skonstruowany, że aby ktoś mógł być bogaty, ktoś też musi być biedny.
Skąd taki wniosek?
Życie Panie kolego, życie… ;)
Nie wysnuwam żadnych uniwersalnych prawd, których prawdziwość można dowieść według zasad logiki. Ot, taka refleksja. Ale chyba nie wyobrażasz sobie, że pewnego dnia nastanie cudowny stan, w który każdy człowiek na świecie będzie robił to co chciał i otrzymywał za to solidny zarobek, który pozwoli mu na dostatnie życie?
Już raz grono idealistów chciało do tego doprowadzić, zowiąc się komunistami.
@remiq
Przyznaję, że dałeś mi do myślenia.
@Silent’s brother
Owszem, wierzę, że wszyscy mogą żyć w miarę dostatnio. I liczę, że doczekam czasów, kiedy odsetek ludzi żyjących w nędzy stanie się jednocyfrowy.
Cóż, jeśli porównać stan posiadania przeciętnego Polaka teraz, a tysiąc lat temu, można stwierdzić, że bogactwa przybyło. Jeśli porównać ilość ziarna otrzymywaną z jednego kłosa, można stwierdzić, że kilkanaście razy więcej osób może się najeść przy uprawie takiego samego kawałka ziemi. To by sugerowało, że jesteśmy na dobrej drodze. Przy ograniczonej populacji (gdzie wielkość tej populacji jest zmienna), wszyscy mogli by żyć w miarę dostatnio. Pytanie tylko, czy byśmy tego chcieli.
Ograniczenie nędzy faktycznie chyba następuje, przynajmniej wedle statystyk, także w tym względzie świat idzie naprzód, ale brak nędzy wcale nie oznacza dostatku.
Zależy jak definiować dostatek. Czy jest to zaspokojenie wszystkich potrzeb? Czy wszystkie potrzeby powinny być zaspokojone?
Nie wiem czy jest sens wchodzenia w tego typu rozważania na temat definicji nędzy czy dostatku. Mówiąc zupełnie intuicyjnie nazywam nędzę stanem gdzie nie są zaspokajane partykularne potrzeby fizjologiczne – ma miejsce głód, brak jest higieny osobistej, który powoduje rozwój chorób etc. Oczywiście tu znowu ciężko o nawet częściowo funkcjonalną definicję – inny jest głód w Polsce, a inny w najbiedniejszych częściach Afryki.
Jakimś małym sukcesem jest już stan, gdy statystycznie coraz więcej osób może w miarę się najeść, ale to oczywiście żałosne z naszego, europejskiego punktu widzenia.
Z drugiej strony dla tego przysłowiowego biednego, niedożywionego dziecka z Afryki to ogromna sprawa, że przynajmniej nie cierpi na głód, nawet jeżeli całe życie przyjdzie mu spędzić w warunkach ciągłej walki o to żeby następnego dnia coś zjeść.
Podsumowując, moim zdaniem widoki na przyszłość są średnie, postęp będzie, ale właśnie taki o jakim mówię wyżej, a nie realny w którym wszystkie biedne kraje będą się rozwijać w sposób umożliwiający coś więcej niż zapewnienie braku nędzy. Zbyt wiele czynników – ekonomicznych, społecznych, politycznych, kulturowych – musiałoby zajść, ażeby istniały widoki na coś więcej.