Cichy Fragles

skocz do treści

Liczenie baranów (Paul Martin)

Dodane: 31 lipca 2013, w kategorii: Literatura, Nauka

okładka (Muza)

Jak powszechnie wiadomo, we śnie spędzamy jedną trzecią życia (a przynajmniej powinniśmy, jeśli zależy nam na zdrowiu). Jednak o tym, co się z nami dzieje w tym czasie, czemu to służy i dlaczego musi tyle trwać, wiemy – oględnie mówiąc – niewiele. Zresztą, nie owijajmy w bawełnę – jak na jedną trzecią życia, wiemy karygodnie mało. Z pomocą niniejszej książki można jednak chociaż trochę podreperować swoją wiedzę.

Stwierdzenie, że sen jest ważny, to chyba największy truizm, jaki można na ten temat wypowiedzieć – a i tak okazuje się, że jego ważności nie doceniamy, systematycznie spychając go na sam dół listy priorytetów i odmawiając go sobie z najróżniejszych powodów. Tymczasem – co autor wielokrotnie podkreśla i wspiera licznymi argumentami medycznymi – niedobór snu może być przyczyną wielu schorzeń, lub przynajmniej zwiększać ryzyko ich wystąpienia. Poza tym skutkuje również doraźnymi problemami, np. z prowadzeniem samochodu – badania wykazały, że wystarczy skrócenie snu o dwie godziny przez kilka dni z rzędu, by sprawność kierowcy spadła do poziomu prezentowanego po osiągnięciu pół promila alkoholu we krwi. Jednak o ile jazda po pijanemu jest zakazana i otoczona społecznym potępieniem, o tyle jazdę w stanie niewyspania zarówno prawo, jak i społeczeństwo toleruje.

A do chronicznego niedosypiania jesteśmy wręcz zachęcani – przecież sen to strata czasu, w którym moglibyśmy pracować, imprezować lub w inny sposób aktywnie działać, zamiast bezczynnie leżeć. Nawet ludzie skądinąd lubiący sobie pospać (np. ja), chętnie by skrócili sen choćby i o połowę, gdyby dało się to osiągnąć bez dodatkowego zmęczenia i negatywnych skutków dla zdrowia. Jak dotąd się nie da – co prawda niektóre z dostępnych na rynku preparatów ponoć już mają niezłe wyniki z umiarkowanymi skutkami ubocznymi, ale na dłuższą metę żaden nie wydaje się dobry dla zdrowia. Oczywiście medycyna robi stałe postępy i kto wie, może za parę dekad spanie np. cztery godziny dziennie przez całe życie stanie się możliwe, z daleko idącymi konsekwencjami dla naszego planu dnia – ale to może temat na osobną notkę.

Dlaczego jednak sen jest nam aż tak potrzebny? Z punktu widzenia ewolucji konieczność spędzania kilku (a u wielu zwierząt nawet kilkunastu) godzin dziennie w stanie nieprzytomności, to przecież gigantyczny minus – nie dość, że nie możemy przez ten czas nic zdziałać (np. szukać pożywienia), to jeszcze pozostajemy bezbronni wobec drapieżników, a nawet możemy je zwabić chrapaniem. Jednak wszystkie zwierzęta posiadające jako tako rozwinięty mózg muszą spać, z czego wniosek, że korzyści ze snu mimo wszystko przewyższają koszty – inaczej selekcja naturalna bezlitośnie rozprawiłaby się ze śpiochami. Mało tego – korzyści muszą być znacznie większe od kosztów, bo gdyby różnica była niewielka, istniałyby liczne gatunki obywające się bez snu – tymczasem radzą sobie bez niego tylko nieliczne robaki z bardzo słabo rozwiniętym mózgiem, a cała reszta spać musi.

Na pierwszy rzut oka rozwiązanie wydaje się proste – skoro rytm dobowy sprawia, że przez część dnia jest za ciemno lub za jasno na sprawne działania, to opłaca się poświęcić ten czas na odpoczynek fizyczny i umysłowy, dzięki któremu przez resztę doby można działać na wyższych obrotach. Na drugi rzut oka już jednak tak prosto nie jest. Po pierwsze, wykształcenie zdolności radzenia sobie niezależnie od natężenia światła, wydaje się zdecydowanie prostsze – wystarczy kocia źrenica i możemy widzieć w nocy równie dobrze jak i w dzień. Ale nawet same koty wolą przesypiać większość doby – chyba nie tylko z wrodzonej kociej przekory;-). Po drugie, dla zwierząt żyjących pod ziemią, w jaskiniach lub w głębinach morskich rytm dobowy nie ma znaczenia, a jednak i one sypiają, i to nieraz całkiem sporo.

Po trzecie wreszcie, rozliczne gatunki nie mogą sobie pozwolić na luksus spokojnego snu: ryby, które nie mają gdzie się ukryć na czas drzemki, jeśli nie żyją blisko dna; ssaki morskie, niezdolne do oddychania pod wodą i przez to zmuszone do częstego wynurzania się nad powierzchnię; ptaki odbywające wielodniowy lot nad oceanem, bez możliwości wylądowania – wszystkim bardzo by się przydała możliwość utrzymywania przytomności bez przerwy. Ale nawet one w ostateczności stawiają na sen jednopółkulowy – najpierw śpi jedna półkula mózgu, a druga czuwa, potem następuje zamiana. W przypadku ptaków i ssaków konieczność takiego kombinowania można jeszcze uzasadniać bagażem genetycznym, od którego nie tak łatwo się uwolnić – ale ryby żyją w oceanach od zarania dziejów i miały dobre pół miliarda lat na znalezienie lepszego rozwiązania. Najwyraźniej takowe nie istnieje – ale dlaczego?

Niestety, ale na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Niewątpliwie sen jest mocno związany z pamięcią (liczne badania wykazały, że jego ograniczenie drastycznie obniża zdolność zapamiętywania – studenci zarywający nocki podczas sesji popełniają więc spory błąd), przy czym wydaje się, że sen w fazie REM wpływa bardziej na pamięć proceduralną, a w fazie NREM – na deklaratywną. Wynikałoby z tego, że mózg z jakiegoś powodu nie potrafi pogodzić aktywnej świadomości z efektywnym zarządzaniem pamięcią i musi działać na zmianę w różnych trybach, żeby wszystko trzymać w kupie, a sny to efekt uboczny porządkowania wiedzy i wspomnień (na co wskazuje fakt, że często śnią nam się niedawne, lub wkrótce spodziewane wydarzenia).

Nie tłumaczy to jednak innego problemu – dlaczego brak snu jest aż tak szkodliwy? Dlaczego długotrwały brak snu prowadzi do śmierci – i to nawet szybciej niż brak jedzenia? Zapamiętywanie to oczywiście bardzo ważna czynność, ale przecież z uszkodzoną na różne sposoby pamięcią można żyć latami bez żadnych fizycznych cierpień ani innych problemów zdrowotnych – sen musi więc odpowiadać za coś więcej. Na przykład za szeroko pojętą regulację pracy mózgu, który przecież zarządza całym organizmem – długotrwała deregulacja przekładająca się na zaburzenia funkcjonowania innych organów byłaby więc sensownym wytłumaczeniem. Ale zaraz, przecież ludzie z uszkodzonym rdzeniem kręgowym też mogą żyć latami, mimo upośledzenia lub braku kontaktu mózgu z resztą ciała – zatem nadal nie mamy pełnego rozwiązania zagadki…

Ale tymi rozważaniami już trochę wyszedłem poza treść książki, w dodatku koncentrując się na tematach, które akurat nie grają w niej głównej roli – autor oczywiście pisze i o ewolucji, i o tym, czego jeszcze na temat snu nie wiemy, ale zdecydowanie więcej miejsca poświęca kwestiom zdrowotnym i społecznym, jak i zjawiskom towarzyszącym snowi, począwszy od marzeń sennych, przez nocne erekcje (kolejna nierozwiązana zagadka), po lunatyzm. Wszystko to opisuje bardzo solidnie i przystępnie, nie szczędząc zaskakujących ciekawostek (mało kto pewnie słyszał np. o zjawisku mikrodrzemek – trwających nie więcej niż kilka sekund i zwykle nie zauważanych nawet przez samego zainteresowanego – a doświadczamy ich wszyscy), więc jeśli ktoś pragnie się dowiedzieć czegoś więcej o tej niedocenianej jednej trzeciej życia, „Liczenie baranów” będzie na pewno dobrym wyborem – nawet jeśli na te najciekawsze pytania nie odpowiada.

Ocena: 4+


Podobne wpisy