Nie wiem jak Was, ale mnie w najmniejszym stopniu nie zaskoczyła wygrana Niemców. Przecież nie od dziś wiadomo, że to drużyna, która prawie zawsze dochodzi dalej niż zasługuje, a jej rzekomo słabą formą nie ma się co sugerować. Niemcy jak nikt inny doskonale rozumieją, że w piłce nie o to chodzi, żeby lepiej grać, tylko o to, żeby strzelić więcej bramek. I tak też czynią. Dlatego, choć po meczu z Chorwacją nie brakowało głosów, że już po nich, wciąż są głównym faworytem do mistrzostwa, podczas gdy Chorwacja już się z turniejem pożegnała. Jej odpadnięcie to już spora niespodzianka – wydawało się, że Turcy szczyt swoich możliwości osiągnęli w meczu z Czechami i pozostało im już tylko godne pożegnanie z Euro, a tymczasem po raz drugi w ciągu sześciu lat grają w półfinale. Fakt, że musieli w tym celu dokonać cudu – bo trudno inaczej określić zdobycie gola w ostatniej akcji meczu, po tym jak minutę wcześniej zrobił to przeciwnik – ale awans to awans.
Totalnym zaskoczeniem był natomiast mecz Holandia-Rosja. Przy czym o ile wynik był sensacją, o tyle gra – megasensacją. Genialni Holendrzy, którzy w poprzednich spotkaniach prezentowali futbol niemal doskonały, tym razem zostali literalnie zrównani z ziemią. Przez bite dwie godziny meczu uzbierało się może ze dwadzieścia minut ich przewagi, może z pięć dobrych okazji do zdobycia gola, może ze trzy wymiany podań z pierwszej piłki – wszystkie zresztą daleko od rosyjskiej bramki. Zamiast z pasją atakować, bezradnie wymieniali podania na własnej połowie, bo ilekroć ją opuścili, zaraz się okazywało, że nie ma do kogo zagrać. Jak już strzelali, to głównie z dystansu i niecelnie. Nawet gdy zdobyli wreszcie gola ratującego ich przed porażką, dodało im to skrzydeł tylko na chwilę, a potem pozwolili się Rosjanom stłamsić jeszcze bardziej, rozpaczliwie się broniąc nawet po stracie drugiej bramki. Ich grę najlepiej podsumowuje fakt, że van Basten już po godzinie wykorzystał limit zmian, a najlepszym ich zawodnikiem był bramkarz.
Co się stało? Czy to tragedia rodzinna Bouhlarouza tak rozbiła pomarańczowych, czy raczej „Judasz” Hiddink tak doskonale rozpracował swoich rodaków? Zapewne jedno i drugie, a dodatkowo doszedł jeszcze spadek koncentracji po zbyt łatwo wygranej grupie śmierci – Holendrzy byli już pewnie myślami w finale i (jak wiele drużyn przed nimi) zapomnieli, że do tego finału jeszcze nie doszli. W niczym to jednak nie umniejsza sukcesu Rosjan, którzy zagrali absolutnie olśniewająco, atakując od pierwszej do ostatniej minuty i nie pozwalając przeciwnikom prawie na nic. Gdyby tylko nie brakowało im skuteczności (i gdyby nie trafili na świetnie dysponowanego van der Sara), rozbiliby Holendrów już w regulaminowym czasie gry. I jak na początku turnieju zastanawiano się, czy Holandia utrzyma swoją fantastyczną formę, tak teraz można o to samo pytać w odniesieniu do Rosji. Holendrom wystarczyło dynamitu na trzy mecze, Rosjanie eksplodowali na razie dwa razy…
Czy Hiszpanie przeszkodzą im w trzeciej eksplozji? Myślę, że tak. Bynajmniej nie dlatego, że już raz ich pokonali (to raczej plus dla Rosjan – oni teraz mogą wygrać, Hiszpanie muszą), ale dlatego, że po przerwaniu najgorszej passy świata (88 lat bez zwycięstwa z Włochami w meczu o stawkę! przy tym wysiada nawet nasz kompleks wobec Niemców, bo przegrywamy z nimi „dopiero” 75 lat, a w meczach o punkty „dopiero” 37) i po pierwszym od 1964 awansie do półfinału mają historyczną szansę zerwać z wizerunkiem drużyny, która zawsze przegrywa najważniejsze mecze. Skoro udało się pokonać tych strasznych Włochów (po karnych, ale jednak), to i ponowny triumf nad Rosją nie powinien być problemem – choć drugiego 4-1 na pewno nie będzie. Statystyka również stoi za Hiszpanią murem – ilekroć jakieś drużyny spotykały się dwukrotnie na jednym turnieju, zawsze zwycięzca pierwszego meczu wygrywał także drugi. Choć oczywiście w futbolu nie ma nic pewnego – poza tym, że na końcu wygrają Niemcy;-).
PS.
W tak zwanym międzyczasie Cracovia po ćwierć wieku przerwy znów zagrała w europejskich pucharach – i na dzień dobry przegrała na własnym boisku z Białorusinami. Po raz kolejny nasuwa się pytanie, czy istnieje jeszcze jakiś kraj dający się zauważyć na mapie, którego piłkarze nie są w stanie wpędzić nas w kompleksy?
Komentarze
Byłoby ciekawie, gdyby w finale spotkały się Rosja z Niemcami.
Finał Niemcy-Rosja, a sędzią powinien być Polak:PPP
„czy istnieje jeszcze jakiś kraj dający się zauważyć na mapie, którego piłkarze nie są w stanie wpędzić nas w kompleksy?”
Tak, Chiny i Indie, ale też pewnie głównie ze względu na rzadką możliwość konfrontacji i tylko trochę w tej chwili przesadzam;))