Cichy Fragles

skocz do treści

Linkowanie to podstawa…

Dodane: 21 stycznia 2009, w kategorii: Net

…ale niektórzy już naprawdę przesadzają:

Gdyby ktoś miał wątpliwości – tak, to na czerwono to linki. Wszystkie oczywiście do innych podstron tej samej witryny. Aż dziw, że nie podlinkowali jeszcze słów „rząd”, „koalicja” i „parlament”. Nie pierwszy to taki kwiatek na tej stronie (serwisy Agory nie od dziś słyną z linkowania wszystkiego, co się da), ale wart uwagi, bo pokazuje niektóre kwestie jak w soczewce.

Po pierwsze, bezsens stawiania na ilość, zamiast na jakość – jeśli wszystko jest linkiem, to nic nie jest linkiem, bo tak ewidentny nadmiar tylko zniechęca do klikania w cokolwiek. Po drugie, przerost formy nad treścią, utrudniający autorowi życie – nawet gdyby chciał on wstawić jakiś rzeczywiście pożyteczny i związany z treścią tekstu link, to nie miałoby to wielkiego sensu, bo zaginął by on w masie śmieci. Taki np. Wojciech Orliński, linkujący często-gęsto, ale zawsze z sensem (albo przynajmniej dla jaj) długo by tam pewnie nie wytrzymał.

Po trzecie wreszcie, prymitywizm algorytmu generującego linki – nie dość, że nie potrafi zachować umiaru, to jeszcze linkuje po kilka razy te same słowa. Te niedoróbki można jednak łatwo poprawić… i tu mnie właśnie naszła refleksja, pod wpływem której zacząłem strugać ten wpis. Bo co będzie, gdy zaśmiecaniem tekstów linkami zajmą się naprawdę inteligentne programy? Inteligentne, czyli biorące pod uwagę kontekst, a nie tylko wyłapujące słowa kluczowe; do tego samouczące się i oczywiście pod stałym nadzorem speców od pozycjonowania.

Co to oznacza z punktu widzenia użytkownika, można łatwo przewidzieć, patrząc na rzucające się na nas ze wszystkich stron reklamy – już nie tylko im, ale i zwykłym linkom w tekście nie będzie można ufać, bo na jeden „prawdziwy” przypadnie dziesięć wypuszczonych przez automat. Przedsmak takiej sytuacji mamy już teraz – coraz popularniejsze stają się linki z podwójnym podkreśleniem, przylepiające się do lukratywnych słów kluczowych i wyświetlające reklamy po najechaniu. Ale one przynajmniej są łatwo rozpoznawalne dzięki temu podwójnemu podkreśleniu (ta uczciwość aż mnie dziwi – czyżby do kogoś wreszcie dotarło, że wciskanie reklam podstępem nie jest zbyt skuteczne?), a ich sztuczność zwykle bije po oczach (w zdaniu „na łóżku leżały zwłoki” słowo „łóżko” raczej nie powinno być linkiem do strony producenta mebli). Z linkami bardziej naturalnie wyglądającymi i bez znaków szczególnych już nie będzie tak łatwo – zerkanie na adres przed kliknięciem będzie nieodzowne. Chyba że na wzór AdBlocka powstanie i LinkBlock – ale tu o zadowalającą skuteczność łatwo nie będzie.

A z punktu widzenia wyszukiwarki? Jak tu automatycznie odróżnić link „sztuczny” od „naturalnego”? Szczerze mówiąc, nie mam pomysłu i marnie widzę szanse Google’a w tym wyścigu zbrojeń – dokonanie takiego rozróżnienia już na pierwszy rzut oka wydaje się dużo trudniejsze niż generowanie wiarygodnie wyglądających linków, więc specjaliści z Mountain View musieliby być stale o kilka długości przed peletonem, żeby nie przegrać. No ale Google nie na darmo zatrudnia najlepszych programistów na rynku, więc kto wie?

Jedno jest pewne – prace nad sztuczną inteligencją posuną się przy tym mocno do przodu, co jeszcze raz pokaże, jak krętymi ścieżkami chadza postęp naukowy.


Komentarze

Podobne wpisy