Mój głos nic nie znaczy. – Jeśli go nie oddasz, to na pewno.
Nie chcę głosować na mniejsze zło. – Nie głosując na mniejsze zło, ułatwiasz życie większemu.
Gdyby wybory mogły coś zmienić, byłyby zakazane. – Czyli co, pójdziesz na wybory dopiero wtedy, kiedy będą zakazane?
Wszyscy politycy są tacy sami. – Jeśli naprawdę nie widzisz żadnej różnicy między [tu wstawić jakieś dwa nazwiska po zakończeniu ciszy wyborczej], to widocznie nie znasz się na polityce, więc chyba to i lepiej, że nie głosujesz;-P.
Komentarze
Kiedyś nabazgrałem coś takiego:
http://nieglosuj.pl
Każdy głos ma znaczenie. W zeszłych wyborach PSL-owi zabrakło do drugiego mandatu z okręgu 41 kilkunastu głosów. To czasem jedno piętro w bloku.
Tym wpisem tylko utwierdziłeś mnie w przekonaniu, żeby nie iść na wybory.
Tak, nie mam pojęcia o polityce.
Z jednej strony mówisz, że na pewno nic nie znaczy, a następnie sugerujesz, że jednak ułatwia innym. To jak to w końcu jest? ;)
Może jeszcze powiesz, że jak nie chcę popierać żadnej startującej partii, to powinienem oddać pusty głos?
Niestety nie ma czegoś takiego jak minimalna frekwencja do ważności wyborów, więc chodźmy wszyscy, przy wyborze kierować się jakimś generatorem pseudolosowym i niech się zwiększy entropia w polityce :)
Jeśli odda, to też niespecjalnie. KP wspominał o przewadze 41 głosów – z tym, że primo jedno piętro w bloku musiałoby całe iść głosować na jedną opcję, co jest mocno kosmiczne, secundo jeden czy kilka przykładów w całym choćby trzydziestoleciu RP to – wobec skali i ilości wyborów – nieszczególnie wstrząsający wynik.
A zauważyłeś, że jeśli tym wpisem przekonasz przypadkiem do głosowania kogoś o poglądach przeciwnych do Twoich, osłabiasz realnie siłę swojego własnego głosu, a więc działasz wbrew własnemu interesowi i własnym poglądom, ergo po prostu nieracjonalnie?
A poza tym nawoływanie do pójścia „nieprzekonanych” ściąga do urn elektoralny zbrot, jak mawiają moi czescy przyjaciele. Ty czy ja pójdziemy, mając jako taką orientację i poglądy. Istnieje duża szansa, że w wyniku pohukiwań i perswazji dołączą do nas ludzie, którym zarówno całokształt wisi jak kilo kitu, jak i wiedza polityczna znacznie w dół odbiega od przeciętnej.
Trudno o bardziej idiotyczny kontrargument; pozwolisz, że nie będę uzasadniał?
Ale to właśnie tacy pójdą do urn w odpowiedzi na rozmaite „wezwania” i „apele”. Z grubsza zorientowanych przekonywać nie trzeba.
Ale zawsze bardziej, niż jeśli nie odda.
Istnieje taka możliwość, ale celem tego wpisu nie jest wspieranie tej czy innej opcji.
Zakładam, że mojego bloga czytają jednak ludzie powyżej przeciętnej (w sumie to w naszym kraju już chyba sam fakt dobrowolnego czytania czegokolwiek oznacza wystawanie ponad średnią), którzy jeśli nie głosują, to raczej z powodu ulegania któremuś z ww. argumentów przeciw, niż z braku wiedzy, o co biega.
Pozwolę. Przyzwyczaiłem się już, że uzasadniać swoich twierdzeń nie lubisz.
Znam niejednego zorientowanego więcej niż „z grubsza”, który jednak wymaga przekonywania. A ci, co faktycznie nie mają pojęcia o polityce, zwykle też całkowicie olewają tego typu apele.
Oczywiście, że bardziej. Mniej więcej tak samo bardziej, w jakim stopniu dwie mrówki na torach mogą bardziej wykoleić ekspres, niż jedna mrówka. No ale mi tu nie płacą za pozbawianie kogokolwiek iluzji, więc się przymknę.
Celem czy nie celem, publikując takie wpisy Ty [i ktokolwiek inny] działasz po prostu nieracjonalnie. I musisz się z tym liczyć, inaczej nieracjonalne byłoby po prostu publikowanie tego wpisu.
To nie tak; rzeczowe tłumaczenia rezerwuję dla rzeczowych argumentów. A wywodzenie jakichś kosmicznych przesłanek ze zdania, które jest po prostu powiedzeniem w inny sposób „wybory en masse nie zmienią niczego, co w jakiś sposób byłoby wbrew establishmentowi”, nie jest rzeczowe. To jest co najwyżej czepianie się słówek i dzielenie włosa na czworo, ale z pewnością nie rzeczowy kontrargument.
Cóż. Poprosiłbym o jakieś mierzalne źródła tych przekonań, ale również przyzwyczaiłem się, że uzasadniać swoich twierdzeń nie lubisz :)
Kilkunastu głosów. 41 OW;) Powiedzmy czternaście głosów to trzy-cztery rodziny o zbieżnych poglądach. Urządź zjazd rodzinny w dniu wyborów a przesądzisz o podziale mandatów.
A rząd Hanny Suchockiej miał większość jednego głosu. Łącząc te dwa czasowo mocno rozstrzelone fakty dochodzę do wniosku, że czasem ten „jeden nic nie ważny głos” może mieć sporą siłę decydowania o sprawującym władzę :)
Jak widzę nie tylko mnie przekonałeś żeby nie głosować. ;D
Bzdura. Prawdopodobieństwo przekonania kogoś tym wpisem do głosowania na niemiłą mi opcję jest takie samo, jak prawdopodobieństwo przekonania do głosowania na opcję, którą popieram. A może nawet mniejsze, bo jeśli ktoś mnie czyta regularnie, to jest bardziej prawdopodobne, że ma poglądy zbliżone do mnie, niż przeciwne.
Ale ja nie wywodzę żadnych kosmicznych przesłanek na serio, tylko prowokacyjną kontrę, która ma skłonić do przemyślenia sensu tej sentencji. Rzeczowa polemika byłaby raz, że zbyt rozwlekła jak na krótką piłkę, a dwa, że raczej niepotrzebna – wskazanie kontrprzykładu jest w tym przypadku trywialne.
Staram się zawsze opierać swoje twierdzenia na solidnych podstawach, ale złapałeś mnie – w tym akurat przypadku mogę się powołać tylko na swoje doświadczenia, które oczywiście niczego nie dowodzą;-).