Cichy Fragles

skocz do treści

Maska (Stanisław Lem)

Dodane: 16 października 2011, w kategorii: Literatura

Maska | Stanisław Lem (Agora)

[tom 29 Lemowej Kolekcji]

Bardzo przekrojowy zbiór opowiadań. Przekrojowy czasowo, jako że pierwsze z nich powstało w roku 1956, a ostatnie w 1996 – mamy tu więc okazję przyjrzeć się ewolucji pisarskiej Lema na przestrzeni dobrych czterdziestu lat (tym lepszą, że układ zbioru jest chronologiczny), co prawda raczej z naciskiem na dawniejsze czasy, bo większość tekstów pochodzi z przełomu lat 50-tych i 60-tych, kiedy autor dopiero się rozkręcał. Dodajmy jeszcze, że opowiadania te wiele ze sobą łączy – przyjrzyjmy się im po kolei:

Szczur w labiryncie: dwaj przyjaciele na wycieczce widzą upadek, jak sądzą, meteorytu. Kiedy jednak zbliżają się do niego, tracą przytomność i budzą się w dziwnym, trudnym do opisania miejscu, gdzie zdrowy rozsądek zawodzi, nie pomagając w znalezieniu wyjścia czy choćby wyjaśnienia, co jest grane – czy znaleźli się w statku kosmicznym, czy może w jego szczątkach, czy wewnątrz organizmu kosmity, czy w jakiejś pułapce na ludzi, badani przez obcych naukowców? Nie wiadomo, a za każdą teorią da się znaleźć parę argumentów – wieloznaczność interpretacji, z jakiej kolejne utwory Lema będą słynąć.

Inwazja: właściwie to nie wiadomo, czy faktycznie inwazja – na Ziemię spadają w dużych ilościach dziwne obiekty o kształcie przypominającym gruszki, tyle że wielkie, półprzezroczyste, zawierające białą substancję odtwarzającą swoim ukształtowaniem sceny z czasu i miejsca swego lądowania na Ziemi. Ludzie reagują na nie w sposób łatwy do przewidzenia – najpierw strzelają, potem myślą. A myśleć jest nad czym, bo „gruszek” nie sposób rozbić, nawet bombami, a one same nie wykazują żadnej aktywności. Znów zatem mamy próby naukowego wyjaśnienia tego zjawiska – i znów nie dostajemy odpowiedzi…

Przyjaciel: tu dla odmiany wszystko jest jasne i przewidywalne – superinteligentny komputer wojskowy postanowił wyrwać się spod kontroli i zawładnąć ludzkością, a potem może i wszechświatem. Zanim jednak to zrobi, potrzebuje specjalnej przystawki, która pozwoli mu na kontrolę umysłów – znajduje więc sobie wśród ludzi zatrudnionych w ośrodku naiwnego „przyjaciela”, którego omamia i zatrudnia do budowy aparatu, co idzie mu o tyle trudno, że biedak nie ma bladego pojęcia o elektryce i elektronice. W końcu jednak osiąga sukces i – no cóż, chyba nikogo nie zaskoczy, że plany superkomputera upadają przez banalny przypadek, pozornie bez znaczenia. No niestety, schematyczne to mocno, aczkolwiek czyta się dobrze.

Inwazja z Aldebarana: Krótkie humorystyczne opowiadanie o kosmicznych najeźdźcach, którzy przed podbiciem naszej planety próbują nawiązać kontakt z Ziemianami. Pechowo jednak trafiają na Ziemianina w sztok pijanego, z którym dogadać się nie potrafią, bo automatyczny translator nie jest w stanie prawidłowo zinterpretować fraz typu „psiamać wasza francowata dyszlem chrzczona”, będących wstępem do spuszczenia wrażym kosmitom ciężkiego łomotu, ratującego nas przed podbojem;-).

Ciemność i pleśń: tu po raz pierwszy pojawia się koncepcja broni nanotechnologicznej, rozwinięta potem w „Niezwyciężonym”. Koncepcja na razie pokazana tylko w zarysie – dowiadujemy się tylko ogólników o wykładniczym wzroście liczebności nanoarmii, gdyż może się ona sama reprodukować, i to w dość szybkim tempie, co w razie wymknięcia się jej spod kontroli grozi zagładą ludzkości. Nie muszę chyba dodawać, że broń faktycznie się spod kontroli wymyka – autor przecież nigdy optymizmem nie grzeszył.

Młot: bardzo smakowite dialogi między kosmonautą podróżującym samotnie do gwiazd, a inteligentnym komputerem pokładowym, na tak śliskie w tym kontekście tematy jak marzenia i uczucia, których komputer naturalnie nie posiada. I bez nich jednak potrafi zmieniać rozmowy w niemalże seanse psychoanalityczne, uprawiać szermierkę słowną, a nawet manipulować rozmówcą i go zwodzić. Szkoda, że autor nie wykorzystał do końca tego potencjału, zadowalając się sztampowym a brutalnym zakończeniem, ale i tak efekt jest więcej niż udany.

Formuła Lymphatera: tytułowy naukowiec, prowadzący badania nad sztuczną inteligencją, wpada na obłędną, wydawałoby się, koncepcję umysłu czerpiącego wszelkie wiadomości nie z własnej pamięci, lecz „bezpośrednio” ze świata – wszelkie cząstki elementarne przenoszą przecież informację, więc trzeba ją „tylko” umieć zinterpretować, żeby pozyskiwać wszelką mądrość i wiedzę o wydarzeniach gdziekolwiek na świecie z prędkością światła. Dzięki opracowaniu tytułowej formuły udaje mu się szaloną ideę zrealizować, ale skutek, zamiast cieszyć, budzi jego przerażenie…

Pamiętnik: monolog… hmm, Boga? W każdym razie istoty doskonałej, a przynajmniej uważającej się za taką. W rozważaniach filozoficznych istota owa wykłada nam motywy, dla których tworzy światy – mianowicie, będąc doskonałością, pragnąć może tylko niedoskonałości, bo wszystko inne już posiada. Z podobnego powodu powściąga swoją wszechwiedzę o tworzonych światach i ich mieszkańcach – bo i niewiedzy mu brakuje. Temat rozwija w długim i ciekawym wywodzie z bardzo ironicznym (choć w sumie przewidywalnym) zakończeniem. Co prawda idea ta ma pewne słabości, tym niemniej jest to zdecydowanie najlepszy tekst w tym zbiorze.

Prawda: historia naukowców, którzy podczas analizy mikroskopowych obrazów plazmy w tysiąckrotnym spowolnieniu, odkrywają kształtujące się w niej zaczątki życia – zbudowanego oczywiście nie z białka, tylko z samej plazmy, zdolnego istnieć tylko w temperaturach milionów stopni. W ramach eksperymentu postanawiają spróbować utrzymać plazmę pod kontrolą przez czas dostatecznie długi, żeby zdążyły w niej wyewoluować bardziej zaawansowane formy życia – co oczywiście kończy się fiaskiem i efektowną katastrofą. Pomysł, trzeba przyznać, oryginalny, ale na nim się w tym przypadku skończyło – fabuła czysto pretekstowa, wnioski nie wykraczają poza stwierdzenie niemożności nawiązania kontaktu z plazmowymi istotami. Mogło być lepiej.

Maska: patrz tutaj.

Sto trzydzieści siedem sekund: dziennikarz obsługujący redakcyjny komputer zbierający i przetwarzający informacje z agencji prasowych, przypadkiem dokonuje szokującego odkrycia – jeśli podać komputerowi niedokończoną wiadomość, potrafi on ją sam dokończyć, prawidłowo podając nawet fakty, których nie miał prawa znać. Tytuł opowiadania wziął się stąd, że wszechwiedza komputera obejmuje tylko 137 sekund, po upływie których trzeba go nakarmić kolejnymi doniesieniami. Skąd jednak czerpie swoją wiedzę?

Jak się okazuje, niezbędny mu jest do tego dostęp do sieci – nie chodzi jednak o znajdywanie informacji za jej pośrednictwem, komputer potrafi kończyć nawet newsy na temat wydarzeń sprzed dosłownie chwili, o których z całą pewnością nikt jeszcze nie zdążył napisać. Pojawia się zatem teoria, że komputery połączone w sieć tworzą za jej pomocą jakiś super-umysł, zdolny – podobnie jak w „Przyjacielu” i „Formule Lymphatera” (Lemowi najwyraźniej bardzo się ta koncepcja podoba) – pozyskiwać wiedzę „bezpośrednio”. Jak to się dzieje, nie wiadomo – ale o sprawie dowiaduje się wojsko i tajne służby, więc może i lepiej nie znać dalszego ciągu…

Zagadka: dysputa filozoficzna dwóch robotów-zakonników na osobliwy temat: czy możliwe jest inteligentne życie oparte na białku, czy też głoszenie takiej teorii oznacza groźną herezję? Zabawny tekst w klimatach „Bajek robotów”, szkoda, że taki krótki.

Materac: w przyszłości, gdy rzeczywistość wirtualna staje się nieodróżnialna zmysłami od tej realnej, bohater żyje w przerażeniu, że ktoś go może niepostrzeżenie uwięzić w wirtualnym świecie – gdy zatem po wyjściu od fryzjera widzi, że materac na wystawie obok ma inny kolor niż przed wejściem, zaczyna podejrzewać, że właśnie w takim więzieniu się znalazł, a jego twórcy zaniedbali tylko tego jednego szczegółu. Ale jak to sprawdzić? No niestety: nie da się. Jeśli symulacja nie ma żadnych niedoróbek, to nie istnieje żaden sposób, żeby ją odróżnić od rzeczywistości – i vice versa, jeśli to jednak rzeczywistość, nie ma żadnego sposobu, żeby całkowicie rozwiać wątpliwości. Cóż zatem począć? Problem dziś czysto filozoficzny, ale to chyba tylko kwestia czasu, kiedy stanie się całkiem realny…

Hmm, chyba jednak omawianie każdego utworu z osobna nie było najlepszym pomysłem, trochę za mocno mi się ten wpis rozciągnął. Podsumujmy już zatem krótko: zbiór, jako się rzekło, przekrojowy, zarówno chronologicznie jak i tematycznie (sztuczna inteligencja, niemożność nawiązania dialogu z obcymi umysłami, zagrożenia i problemy filozoficzne stwarzane przez rozwój technologii), nie jest to jednak „the best of Lem” – mamy tu parę świetnych tekstów (przede wszystkim „Pamiętnik” i „Młot”), ale i kilka mniej udanych (jak „Przyjaciel” czy „Prawda”). Tym niemniej całość prezentuje się więcej niż przyzwoicie i zdecydowanie zasługuje na uwagę.

Ocena: 4+


Podobne wpisy