1. Dzienniki gwiazdowe
Zbiór groteskowych opowiadań o kosmicznych (w przenośni i dosłownie) perypetiach Ijona Tichego – międzygwiezdnego podróżnika i najczęstszego bohatera utworów Lema. Nie wiem, które z nich znajdą się w tym wydaniu – jak dotąd bowiem wydań było od groma, a w każdym nieco inny zestaw. Nie sądzę, żeby tym razem był komplet, ale z pewnością nie może tam zabraknąć podróży siódmej, w której Tichy trafia w wir czasowy i za nic nie może dojść do ładu z samym sobą, powielanym coraz więcej razy – do tego stopnia, że w końcu trzeba zorganizować obrady, utworzyć kilka komisji i przeprowadzić wybory, by zdecydować, który z kilkudziesięciu Tichych podejmie się naprawy sterów statku.
Na pewno musi się pojawić także podróż trzynasta, gdzie poznajemy dwa najbardziej niedorzeczne totalitaryzmy we Wszechświecie – Pintę i Pantę – jak również podróż czternasta, z uwagi na słynne sepulki. Nie może wreszcie zabraknąć podróży dwudziestej pierwszej (mojej ulubionej), w której Tichy studiuje historię Dychtonii – planety, gdzie fantastyczne postępy nauki i techniki doprowadziły do problemów i dylematów, o jakich nie śniło się ziemskim filozofom, wszelkie religie upadły, a jedynymi wierzącymi pozostały roboty, wyznające religię bez dogmatów i z jednym tylko zakazem (którego oczywiście nie zdradzę). Mógłbym długo wymieniać, czego jeszcze nie może zabraknąć, bo podróży Tichego było multum, a jedna lepsza od drugiej. Czegoś zabraknie na pewno, ale i tak grzech nie kupić, bo to jedna z najlepszych książek Lema, przez wielu uważana wręcz za najlepszą. A dziesięć złotych to cena wręcz nieprzyzwoita;-).
Ocena: 6-
2. Kongres futurologiczny
Kolejna przygoda Tichego – tym razem wybiera się on na zlot futurologów. Zlotowi towarzyszą takie atrakcje, jak terroryści, zamieszki, broń chemiczna – dość powiedzieć, że Tichy budzi się w końcu w odległej przyszłości i ma okazję sprawdzić empirycznie, ile były warte prognozy futurologów. Świat, w którym się budzi, na pierwszy rzut oka wygląda pięknie, z czasem jednak okazuje się, że nic tam nie jest realne – cała ludzkość jest faszerowana środkami halucynogennymi, dzięki którym zamiast wszechobecnego brudu, chorób i ubóstwa widzi się luksus, piękno i dobrobyt. Tylko niektórzy znają prawdę i mają dostęp do środków znoszących działanie halucynogenów, ale i oni podejrzewają, że środki te działają tylko częściowo, a rzeczywistość jest jeszcze gorsza niż im się wydaje…
Trudno dobrze opisać ten utwór bez smarowania sążnistych elaboratów, bo o jego genialności stanowią szczegóły – niezliczone nonsensy starego i nowego świata; rozliczne neologizmy, z których Lem słynie; czarny humor, pełen złośliwości pod adresem naszej cywilizacji… Nie ma się nad czym rozwodzić – trzeba to po prostu przeczytać.
Ocena: 5+
3. Solaris
Najsłynniejsza powieść Lema, zaliczana do kanonu światowej SF, dwukrotnie ekranizowana – ale jakoś nie zwaliła mnie z nóg. Może dlatego, że za dużo się nasłuchałem zachwytów nad nią i siadając do lektury podświadomie oczekiwałem cudów. Co nie znaczy, że dam o niej złe słowo powiedzieć, bo wizja myślącego (?) oceanu na tytułowej planecie jest zaiste genialna. Ocean ten pokrywa praktycznie całą planetę, a jego dziwne zachowania pozwalają przypuszczać, że jest on myślącą istotą bądź istotami – ale nikt nie potrafi się z nim/nimi nijak porozumieć. Jak się wydaje, sam ocean również na swój sposób próbuje nawiązać kontakt z ludźmi na planecie – bohaterowie spotykają na stacji „duchy” (z braku lepszego określenia) dawno nieżyjących osób, które to „duchy” nie odstępują ich na krok, zamęczają swoją obecnością i przywołują traumatyczne wspomnienia.
Jako się rzekło, koncepcja genialna, ale fabuła niekoniecznie. Chwilami miałem wrażenie, że autor, podobnie jak bohaterowie, nie bardzo wiedział, cóż tu począć. Oczywiście poradził sobie (na pewno lepiej od bohaterów), ale lekki niedosyt pozostał.
Ocena: 5
4. Głos Pana
Motyw wiadomości z kosmosu jest prawie tak stary jak SF, ale nikt go nie potraktował tak jak Lem. Zazwyczaj wygląda to tak, że dostajemy wiadomość, naukowcy raz-dwa ją odczytują, na podstawie zawartego w niej projektu budują statek kosmiczny albo gwiezdne wrota i dopiero potem zaczyna się właściwa akcja. Lem zgłasza tu votum separatum – jego powieść (a właściwie to prawie esej, bo fabuła jest szczątkowa) koncentruje się na nieudanych próbach odczytania otrzymanego sygnału. Choć zajmują się nim najtęższe głowy świata, najwybitniejsi specjaliści ze wszystkich dziedzin, choć mają do dyspozycji niemal nieograniczone środki, choć podczas rozgryzania problemu dokonują zadziwiających odkryć – koniec końców wszystkie ich wysiłki spełzają na niczym.
Nie, nie zdradzam zakończenia – o porażce dowiadujemy się już na początku, a książka jest de facto tylko tłumaczeniem, dlaczego nie mogło być sukcesu. Jako powieść broni się zatem średnio, ale jako powieścio-esej wypada doskonale – Lem potwierdza tu w całej rozciągłości opinię o swoim geniuszu i niezwykłej wiedzy naukowej, nie wspominając już o wyobraźni i kunszcie pisarskim. Nie jest to wprawdzie lektura dla każdego, ale kto lubi książki popularno-naukowe, z pewnością ją doceni.
Ocena: 5+
5. Opowieści o pilocie Pirxie
Za moich szkolnych czasów była to lektura (co prawda nadobowiązkowa) dla czwartej czy piątej klasy podstawówki. Trudno było wyrządzić Lemowi większą krzywdę – opowieści to bowiem nie za lekkie i z całą pewnością nie skierowane do dziesięciolatków. No i zresztą nie zaliczające się do szczytowych dokonań Lema, choć z pewnością nie są takie złe, jak opinia o nich. Przynajmniej kilka opowiadań zdecydowanie warto przeczytać – choćby „Terminus” (horror, w którym zamiast starego domu mamy stary statek kosmiczny), „Rozprawa”, w której Pirx zmaga się z problemem wykrycia androida wśród ludzkiej załogi, czy „Ananke”, gdzie komputer przejmuje pewne cechy ludzkiego charakteru. Owszem, całość trochę trąci myszką, a chwilami i pewną naiwnością, ale z lekkim przymrużeniem oka czyta się przyjemnie.
Ocena: 4+
Komentarze
Glos Pana i Kongres Futurologiczny to chyba dwa opowiadania ktore zrobily na mnie najwieksze wrazenie. Kurcze – gdyby nie twoj wpis, to bym sie nie zorientowal ze wychodzi kolekcja z dzielami Lema. Jakos slabo to jest zareklamowane… Dzieki za info!
@przemur: Zgadzam się, że „Kongres futurologiczny” i „Głos Pana” robią wrażenie. „Kongres…” przeczytałem po raz pierwszy parę tygodni temu i byłem zachwycony. Na początku myślałem, że to po prostu solidna dawka Lemowego absurdu, humoru i refleksji, ale zakończenie było IMO genialne.
„Głos Pana” czytałem kilka lat temu, ale wtedy skupiłem się przede wszystkim na samej wiadomości i Żabim Skrzeku. Dopiero teraz doceniłem na poły filozoficzne, na poły psychologiczne rozważania, dla których wiadomość jest tylko interesującym tłem.
@cichy fragles: „Solaris” nie ma jakieś szczególnej fabuły, choć i tak jest jej więcej niż w „Głosie Pana”, ale nie o fabułę tu chodzi. Jako ciekawostkę dodam fragment z posłowia prof. Jerzego Jarzębskiego (jedną z zalet tej kolekcji są właśnie posłowia):
To tak odnośnie Twoich odczuć ;)
A za nazwanie „Terminusa” horrorem masz u mnie minus. Gdzie tu horror? Poczciwy Pirx i horror? Nieee… :P
Gdyby „Solaris” była, tak jak „Głos Pana” quasi-esejem z fabułą stanowiącą tylko pretekst do zaprezentowania wizji autora, to złego słowa bym o niej nie dał powiedzieć. Ale tak nie jest, fabuła ma spore znaczenie (nawet jeśli nie jest najważniejsza) i jej niedoskonałości jednak uwierają.
Co do „Terminusa”, zgoda – horror to za mocne określenie, faktycznie lepszym określeniem byłby dreszczowiec.
Nie zgodzę się – czytając Terminusa czułam niepokój i przestraszyłam się momentu odkrycia kto nadaje Morsem :) Tylko to opowiadanie Lema drukowałam znajomym na studiach i wciskałam do przeczytania. Za Terminusem również stawiam Rozprawę i Ananke.
Nie ma to jak wykopać wpis sprzed dziewięciu lat :) Prawdziwa perełka. Pozdrawiam kolegę lemofila zza blogowej miedzy!